Później postanowiłem odświeżyć sobie pamięć i poukładać od początku _Memento_ Christophera Nolana. Film ten wyświetlany był w cyklu: nowe horyzonty języka filmowego: montaż. O filmie napisano już tyle, że szkoda, żebym wtrącał tu swoje trzy grosze.
Następnie udałem się na kino dalekiej północy. Norweskie _Białe szaleństwo_ to sztandarowy przykład, za co kochamy kino skandynawskie.
Wieczór już był bardziej klasyczny. Wyselekcjonowany specjalnie dla nowych horyzontów przez samego Pedro Almodovara, klasyczny film noir _Noc i miasto_ Julesa Dassina okazał się wyborem idealnym jak na godzinę 22.
Sobotni poranek okazał się jednak frustrujący. Po blisko dwugodzinnym oczekiwaniu w kolejce wybrałem się na najnowszy film Wima Wendersa "_Spotkanie w Palermo_":http://splot.art.pl/e-splot/244/postcards-from-italy-spotkanie-w-palermo. Jeszcze nigdy nie musiałem się aż tak zmuszać, by nie wyjść z seansu. Chyba nie można było nakręcić większego potworka (uczucie porównywalne z tym, jakie towarzyszyło mi po zeszłorocznym filmie Julio Medema _Chaotyczna Anna_). Sam nie wiem, czy _Palermo Shooting_ brać na serio – jeśli to filmowy żart, to wyjątkowo kiepski. Przepełniona metafizyką dla dziesięciolatków i psychoanalizą dla ubogich przypowieść o śmierci i godzeniu się ze śmiercią (tyle że forma i sposób w jaki ten film jest zrobiony woła o pomstę do nieba). Aż dziw bierze, że reżyser (zwłaszcza taki) nie widział co robi. Dialogi w niejednym serialu (latynoamerykańskim) są napisane lepiej, a spontaniczne wybuchy śmiechu na sali potwierdzały, że w swych odczuciach nie jestem osamotniony. Nawet świetna muzyka nie ratuje tu niesamowitego niesmaku po seansie. Gniot ponad gnioty. Radzę trzymać się z daleka.
Foto: kadr z filmu _Noc i miasto_, enh
« powrót