Kilkunastu dobrze sytuowanych Norwegów urządza imprezę. Świętują właściwie bez konkretnego powodu. Śmieją się, piją, palą i tylko Gunnar wydaje się nie do końca zadowolony z całej sytuacji. Jest to punkt wyjścia historii, w której cztery osoby w różnym wieku i o różnych temperamentach udają się w podróż do koptyjskiego klasztoru w okolicach Kairu. Chcą odnaleźć tam to, czego brakuje w ich życiach wypełnionych pracą, stresem i pogonią za sukcesem.

Gunnar szuka Boga
jest filmem o poszukiwaniu straconej duchowości i nadawaniu sensu rzeczom, które straciły na znaczeniu w szaleństwie konsumpcji. Nie jest to idea nowa, ale na pewno bardzo szlachetna, bo czy będziemy poszukiwać Boga, bezosobowej energii czy wewnętrznego spokoju, zawsze wyjdziemy z tego doświadczenia bogatsi. Przynajmniej teoretycznie, bo tytułowy Gunnar udowadnia, że przeczytanie pierwszego lepszego poradnika średniej jakości może nas doprowadzić do tych samych wniosków.



Główny bohater narzeka, że ma za dużo pracy, choć w filmie tylko raz widzimy, jak odbiera służbowy telefon, a resztę czasu wypełnia mu opieka nad dziećmi, spotkania towarzyskie i zastanawianie się nad sobą samym. Podróż do Egiptu ma mu dać czas i warunki do kontemplacji, a także otworzyć go na sferę duchowo-religijną. Jednak to, co widz może obserwować, to kilka dni urlopu w podłych warunkach, z okropnym jedzeniem i przysłuchiwanie się monologom mnichów na temat śmierci, wiary i tym podobnych.
Samo założenie reżysera, który myślał, że wystarczy kilka jego górnolotnych myśli wypowiedzianych natchnionym głosem, byśmy bez zastrzeżeń uwierzyli w jego mizerię życiową, jest bardziej niż błędne. Nie wierzę w jego historię nie dlatego, że jest bogaty i ma wszystko. Podstawowym problemem jest jego powierzchowne podejście do całkowicie zrozumiałych problemów emocjonalnych.

Film zaczyna się od kilku migawek ze świata, w których ktoś ginie, gdzieś uderza tornado i powoduje cierpienia. Nieprzyjemne obrazy Jensen kontrastuje z grillem, który sam organizuje. Ten kontrast jest jedynym zabiegiem stylistycznym, który ma uświadomić widzowi, jak bardzo Gunnar staje się świadomy swojego materializmu i obojętności wobec świata. Pytanie tylko, po co to robi? Dlaczego rzuca nam w twarz łatwym wzruszeniem, skoro ostatecznie jego duchowość osiada na bardzo egoistycznej mieliźnie?

Pozostałe postacie wypadają znacznie lepiej, ale ponieważ pozostają zawsze w tle przemyśleń reżysera, nie mogły uratować filmu. Elin wyprawą do klasztoru zamyka ciężki okres swojego życia, w którym zmagała się z depresją. Øyvind nie zmienia się, bo od początku mówił, że jest w miarę zadowolonym człowiekiem (jego zachowanie każe też zastanawiać się, czy jest on człowiekiem skłonnym do głębszego namysłu nad samym sobą). Zulfikar podziwia piękny wschód słońca, który skłania go do metafizycznej refleksji. Ta trójka pojechała i wróciła, nie twierdząc, że ich życie obróciło się o 180 stopni. W przeciwieństwie do Jensena potrafili powstrzymać się przed wypowiadaniem banalnych sentencji o tym, że sensem życia jest iść do lasu, pobyć z rodziną i mniej pracować (te same wnioski można usłyszeć w ciągu 10 sekund w filmie Sens życia według Monty Pythona, a seans będzie na pewno przyjemniejszy).



Wizualna strona filmu także pozostawia wiele do życzenia. Zastosowanie różnych kamer i różnej ziarnistości obrazu jest bardzo efektowne, ale pozbawione sensu. Kiepski montaż i niepotrzebnie przeciągające się ujęcia nie tworzą klimatu kontemplacji, lecz nużą i irytują. Pełno jest tu nieumiejętnie rozmieszczonych, choć urokliwych zbliżeń oraz ujęć pustyni, której piękno możemy poznać tylko za pośrednictwem słów bohaterów, bo obrazy zamazują się i zlewają.

Nie łatwo jest zrobić dobry dokument osobisty. Przede wszystkim trzeba mieć interesujący fragment swojej biografii, który może w jakiś sposób oddziaływać na innych ludzi. Udało się to Jonathanowi Caouette w Tarnation i Kimberly Reed w Prodigal Sons. Gunnar Jensen poszedł jednak drogą duńskiego reżysera Jørgena Letha, którego Męski erotyk był seksistowską podróżą przez własną megalomanię. Gunnar szuka Boga w pewnym sensie stał się eksploracją ego głównego bohatera, którego skłonność do refleksji wydaje się dość ograniczona.



Gunnar szuka Boga  (Gunnar Goes God)
reżyseria, scenariusz, zdjęcia: Gunnar Hall Jensen
scenariusz, produkcja:
muzyka: Erlend Fauske
występują: Gunnar Hall Jensen, Zulfikar Fahmy, Elin Sander, Oyvind Rydland    
kraj: Norwegia
rok: 2010
czas trwania: 85 min
premiera w Polsce: 9 grudnia 2011 r.
Against Gravity


Maciej Badura - rocznik '85. Kulturoznawca, amerykanista, Ph. D. wannabe. Interesuje się amerykańskim kinem niezależnym, filmem kanadyjskim, queerem i transgresją wszelkiego rodzaju. Kiedyś napisze monografię o Harmonym Korine. Nade wszystkich ceni sobie Todda Solondza. Nałogowo ogląda seriale. Platonicznie zakochany w Sashy Grey, Williamie Faulknerze i telewizyjnych programach o sprzątaniu.



Za seans dziękujemy Kinu Pod Baranami