tym albumie natężenie patosu nieznośnie wzrasta. Na łamach Narodzin rewolwerowca i Długiej drogi do domu ten podniosły nastrój nie przeszkadzał mi tak bardzo jak w Zdradzie. Nieźle komponował się z nasyconymi dramatyzmem losami ka-tetu Rolanda, z całym tym pamiętaniem o obliczu swego ojca, nadając ich rewolwerowym pojedynkom odpowiednią dawkę epickości, ale w opowieści o intrygach na dworze w Gilead trąci sztucznością. Nie wiem, może taka estetyka miała służyć podkreśleniu średniowiecznej stylizacji i gotyckiej atmosfery panującej w stolicy rządzonej przez Deschainów? Efekt jest bardzo groteskowy, co najlepiej widać w osobie Gabrielle, matki Rolanda. W tej patetycznej konwencji świetnie odnalazłaby się jako postać tragiczna, uczuciowo rozdarta pomiędzy swoimi obowiązkami a porywami serca. Zamiast tego dostaliśmy jednak dość prymitywny plot device pchający fabułę do przodu i papierową postać z ustami pełnymi pustych frazesów.
Czy powodem tego może być specyficzną narracja Mrocznej Wieży? Całkiem prawdopodobne. Peter David i Robin Firth chcieli uronić jak najmniej ze stylu Stephena Kinga i dlatego komiksem rządzi język, a nie oprawa wizualna. Oczywiście nie chcę przez to powiedzieć, że „Zdrada” to ilustrowana książka, bo rysunki Jae Lee i Richarda Isanove`a nie pełnią służebnej wobec narracji roli, lecz podczas lektury tę specyficzną relację pomiędzy tekstem a grafiką da się odczuć. Dodajmy, że jest ona, podobnie jak w poprzednich tomach, wciąż znakomita i pasuje do obranej konwencji. Lee to fachura, który wciąż utrzymuje dobrą formę.
Przyznam, że mocno wkręciłem się w Mroczną Wieżę, bo to całkiem porządna, wciągająca historia. A dodatkowo świetnie wygląda w komiksowej formie – ci twardzi kowboje pozujący z pistoletami zostali wręcz stworzeni, aby rysował ich Jae Lee. Nota bene cała linia tytułów Marvela będących adaptacjami popularnych cyklów powieściowych trzyma wysoki poziom. Obrazkowa Gra Endera, którą Orson Scott Card realizuje z tabunem uzdolnionych komiksiarzy (między innymi Mike`em Careyem, Pasqualem Ferrym czy Christopherem Yostem), czy Czarnoksiężnik z Krainy Oz Erica Shanowara i Skottiego Younga wybijają się na tle masowych amerykańskich produkcji, ciesząc się uznaniem krytyków i powodzeniem wśród czytelników. Może zobaczymy ich więcej na polskim rynku?
Stephen King pokazuje, jak wspaniałe danie można upichcić z popkulturowych klisz. W Dark Tower wymieszane są ze sobą kompletnie niepasujące składniki – przynajmniej z pozoru. Trzeba mieć jednak wiele talentu, aby w spójnej i smacznej całości wymieszać estetykę spaghetti westernu, wątki arturiańskie, elementy wprost kojarzące się z twórczością Tolkiena i otrzymać z tego coś więcej niż tylko postmodernistyczna żonglerka. Na razie Mroczna Wieża to dość klasyczna, ale pełnokrwista opowieść o walce tych dobrych z tymi złymi, o bohaterze, który uratuje ich wszystkich i będzie żył długo i szczęśliwie z wybranką swojego serca. Ale coś czuję, że i w tym punkcie Kingowi uda się złamać obowiązujący schemat i mnie zaskoczyć.
Mroczna Wieża t.3: Zdrada
Peter David, Robin Furth, Jae Lee, Richard Isanove
Tłum.: Zbigniew A. Królicki
Albatros
11/2011