*Beata Kołodziej: Odkąd w Polsce ukazała się Twoja płyta „Debiut” Polacy oszaleli na Twoim punkcie. Wszystko wskazuje na to, że stajesz się legendą. Czy kilka lat temu przypuszczałeś, że Twoja muzyka spotyka się aż z taką aprobatą?*
Czesław: O, to chyba za mocne słowa, że staję się legendą. W każdym razie nie czuję tego. Kiedyś jeździłem po zwykłych kawiarniach, knajpach i nadal w takich gramy. Nie robimy niczego dla sławy. Cieszy mnie, jak ludzie przychodzą na koncerty, ale nigdy nie myślałem o popularności i nie obchodzi mnie to, co myślą i mówią o mnie inni. Denerwuje mnie tylko to, że ludzie z góry mnie oceniają. Nie znają mnie, nie wiedzą o czym śpiewam, a myślą, że wiedzą i wyrażają swoją opinię na mój temat. Kiedy wychodzę z akordeonem, tacy ludzie automatycznie klasyfikują mnie do folku. Gdybym wyszedł bez akordeonu, uznaliby, że to rock. A tak naprawdę to ja lubię pop.
*Sława jest Ci zupełnie obojętna?*
To jest tak, że jak wyskoczysz z lotniska nago, to znaczy, że jesteś sławny! (śmiech) Ja nie robię lazanii w telewizji.
*W Kopenhadze miałeś bar Kulkaffe. Podobno bardzo chciałeś go mieć, dlaczego więc go sprzedałeś? Mówi się, że odcinasz się od Danii, ale ciągle tam wracasz.*
Miałem dług. Bar nie przynosił korzyści, nie był dochodowy. Jednak prowadzenie tego interesu dużo mnie nauczyło. Wtedy mieszkałem w Danii, a do Polski przyjeżdżałem na weekendy. To było męczące.
*Od kilku lat jesteś liderem zespołu „Tesco Value”. Skąd się wzięła ta nazwa?*
Jako dziecko pojechałem do Anglii na obóz dla dzieci emigrantów. Tam dziewczyny z Ameryki tak mnie przezywały. W pobliżu był sklep TESCO, gdzie robiliśmy zakupy. Dziewczyny powiedziały, że będą mi mówić Tesco Value.
*Studiowałeś na Królewskiej Akademii Muzycznej w Kopenhadze. Pierwsza myśl, jaka się mi nasuwa, jest taka, że musiało być tam dość konserwatywnie. Wracając do czasów studenckich, co wtedy tworzyłeś? Czy był to konkretny rodzaj muzyki czy już wtedy alternatywa?*
Tam było bardzo konserwatywnie! Ale my już wtedy graliśmy swoją muzykę, a „Tesco Value” powstało na drugim roku studiów.
Studia wiele Ci dały? Prawda jest taka, że najlepsi muzycy nie muszą mieć wykształcenia muzycznego. Z tym się trzeba urodzić.
*Kiedy tak naprawdę zacząłeś występować?*
(śmiech) Dawno temu! Przeprowadziłem do Danii kiedy miałem sześć lat. Jak miałem siedem lat zagrałem w polskich jasełkach w Danii (śmiech).
*Mówisz płynnie po polsku, posługujesz się też duńskim i angielskim. Który język jest Ci najbliższy?*
Duński jest dla mnie najłatwiejszy i chyba najważniejszy. To oczywiste. Jak wyjechałem do Danii posługiwałem się duńskim, zacząłem myśleć w tym języku. Polski wciąż odkrywam.
*Plany na przyszłość? Zamieszkasz do końca życia w Polsce?*
… (Czesław wyjmuje z teczki polski dowód osobisty) Patrzcie. To odebrałem dzisiaj. Ale nie wiem, co dalej. Na razie chciałbym po prostu odpocząć. Wprowadziłem się do Polski w lipcu i jeszcze nie zdążyłem tu pomieszkać! Moja jesienna trasa mocno się przeciągnęła.Trudno powiedzieć coś konkretnego na temat przyszłości. Jak się zakocham w Japonce to zamieszkam w Japonii! (śmiech) Nie … do Japonii bym się jednak nie przeprowadził.
*Fani są ciekawi, czy wyjdzie w Polsce reedycja „Songs for the gatekeeper”?*
Wyjdzie na pewno. W marcu, może kwietniu.
*Pracujesz już nad nowym albumem?*
Tak, tak. Będzie kolejna płyta.
*Przy pisaniu tekstów będziesz się radził Kasi Nosowskiej?*
Zadzwonię do niej… jeżeli mi starczy odwagi! (śmiech)
*Dziękuję za rozmowę.*
Również dziękuję.
FOTO: Kuba Smoleń; Joanna Matusiak