Ostatnia kompozycja na „Out of the Tunnel’s Mouth” wywoziła nas do Stambułu. Jej kontynuacja rozpoczyna się syreną przeciwmgielną na szkockich jeziorach. Gitara nawołuje z oddali i pogłosem kładzie się na brzegach Loch Lomond. Poranne mgły syntezatora rozwiewają się, by przeistoczyć mistykę uwertury w zadymione wnętrze „Hard Rock Cafe”. Stół bilardowy i mokre kręgi na kontuarze. Podwyższona scena, na której w stylu Raya Vaughana Hackett wykłada bluesa na stół. Basowy podkład – walet (Nick Beggs). Kobiecy głos w tle – dama (Amanda Lehmann). Królewski ornament, na który składają się instrumenty klawiszowe, ustępujące piszczałkom i gitarze akustycznej. Na końcu as – solówka przewracającą stolik celnym kopniakiem. Z popielniczki lecą iskry. ”The Phoenix Flown”, dwuminutowy utwór instrumentalny, dosłownie wzlatuje ponad zanikający blues „Loch Lomond”. Medytacja, satori czy – jak mówi Hackett – ten moment, na który czeka każdy gitarzysta, kiedy instrument „dodaje mu skrzydeł”. Nieważne, jak górnolotnie to brzmi – zaangażowanie tłumaczy wszystko. „Wanderlust” jest jednym z kilku wstępów do właściwych kompozycji, rozładowujących napięcie sukcesorów. Wchodzi w cień, w zadumę, oczyszczając teren przed „Til These Eyes”, kapiącym od rozrzewnionego liryzmu.
Im dalej, tym mniej podretuszowanych pocztówek, a więcej fotoreportaży z National Geographic. Tych, które stały się synonimem Hackettowskich longplajów, od „Guitar Noir”, przez „Darktown” i „To Watch the Storms”, po „Wild Orchids” i „Out of the Tunnel’s Mouth”. Wszystkie są jak dobrze zaplanowany wyjazd turystyczny, czasem po dość mrocznych zakątkach wyobraźni. Są na nich instrumentalne odloty, popisowe (lecz nie dla samego wyczynu) solówki oraz melodyjne piosenki, które wiele razy na minutę potrafią zmienić tempo, a wraz z nim cały aranż. Są także miejsca zadumy – pamiętny „In Memoriam” z „Darktown” czy „Twice Around the Sun” dawały chwilę wytchnienia i refleksji. „Beyond the Shrouded Horizon” kontynuuje ich tradycję w wersji „widescreen”, trójwymiarze i z Dolby Surround. Myślę, że Hackett nie obraziłby się za takie porównanie.
Przejdźmy dalej. „Prairie Angel” to agresywna uwertura. Harmonijka ustna dubluje partię gitary, przypominając, że Zeppelinowski „Black Dog” jeszcze nie zdechł i ujada na cały głos. Nie mijają trzy minuty, a utwór wpada na indiańskie równiny „A Place Called Freedom”. Marsz i skoczny flet, ukulele i partia zagrana na grzebieniu, skocznie akcentują rytm, jak w „Join Together” The Who. Piszczałka przywołuje obraz żołnierzy Północy maszerujących na bitwę. W wywiadach Hackett przypomina jednak o „W drodze” Kerouaca, a ferwor nadciągającej bitwy w tym przypadku równie dobrze może być spowodowany urodą nastoletniej Indianki, o której dyskutują Dean i Sal. Do starcia jednak nie dochodzi. Hackettowscy wojacy dezerterują, uciekając na śródziemnomorską wyspę. Spokojny dryf. O rytmie wiosłowania opowiadają nylonowe struny oraz wznoszący się i opadający wraz z falami głos. Tylko refren „Between the Sunset and the Coconut Palms” utknął bez wiatru na oceanie. Hackett opowiadał, że inspiracją był skecz Petera Sellersa „So Little Time” o uchodźcach. W utworze ich chór spotyka „Silent Sorrow in Empty Boats”, przekazując smutek swojego położenia filmowymi partiami orkiestry – melodramatycznej jak „Casablanca”, wilgotnej i dusznej jak „Koralowa wyspa”. Banjo prowadzi do kolejnego utworu, zasygnalizowanego wschodnim brzmieniem sitaru.
W „Waking to Life” Ravi Shankar budzi nas zapachem cejlońskiej herbaty. Amanda Lehrmann przebiega przez tę kompozycję jak Madonna przez „Ray of Light”. Poranek w Indiach, południe w Kairze. Jazda pociągiem w słonecznym skwerze, stukot kół. Druga twarz północnej Afryki to choroba i wyciągnięte ręce dzieci, biegnących za pociągiem. Kair ma dwa oblicza. Pierwsze to twarz Sfinksa – nieruchoma, licowana miarową partią wiolonczeli Richarda Stewarta i dłutem gitary Fernandesa. Drugie związane jest z podminowującym napięciem, podbijanym przez bębny Gary’ego O’Toole’a. Stygnące popołudnie „Looking for Fantasy” spędzamy już we wspomnieniach. Prześliczna, lśniąca jak odnalezione w szufladzie babci perły piosenka nie zdradza konspiratorów odpowiedzialnych za tak anachroniczną chwilę słabości. Słychać kontrabas Dicka Drivera, wiolonczelę Stewarta i kominkowy motyw na skrzypcach, grany przez Christine Townsend. Trochę zbyt dużo czasu spędziliśmy w krainie nostalgii. „Summer’s Breath” już nieco dezorientuje swym ciepłym flamenco na gitarze akustycznej, zapowiadając sierpniowy wieczór, a nie noc poprzecinaną reflektorami lotniczymi. Taki jest „Catwalk”, czyli wybieg. Zadziorny, uwodzący ostrym makijażem, podkreślany błyskami fleszy. Po platformie powoli przechadza się trio – gitara w ślad za basem, bas za bębnami. Chris Squire, Simon Phillips i gitarzysta produkujący ostatni hałas „ziemskiego pochodzenia”, jaki usłyszymy tego wieczoru. Następny wybrzmi już w gwiazdach.
Przy okazji wydania „Wild Orchids” wiele się mówiło o syntezie trzech światów gitarzysty – rockowego zaplecza, rozpostartego tak na Genesis, jak i na większą część solowych wydawnictw (dość komercyjny „Highly Strung”), z akustycznymi inklinacjami („Bay of Kings”, „Momentum”), a także orkiestrowymi („A Midsummer Night’s Dream”, „Metamorpheus”, „Tribute”). „Transylvanian Express” czy „A Dark Night in Toytown” w przeciągu czterech minut potrafiły zaprezentować wszystkie te oblicza Hacketta – wirtuoza gitary i geniusza aranżacji, łączącego przesterowane galopady z orkiestrowymi urwiskami. Na „Turn This Island Earth” słychać obie, aczkolwiek – słowami Hacketta – jako atrakcje kosmicznej przejażdżki po Drodze Mlecznej. Wprowadza w nią przemodulowany kontrabas. „Trzysta ścieżek w jednym utworze” – mówi Hackett. W erze hołdującej „szczerości kosztem jakości” spod znaku ośmiośladofilii Jacka White’a, Hackett musi się jawić (przynajmniej retro-fetyszystom) jako Antychryst. Apage, apage! „Po zakończeniu nagrania komputer niemal eksplodował!”. Głowa także – od zmian i atrakcji. Piękne partie klawiszy przypominają finał „OVO” Petera Gabriela („Downside Up”, „Make Tomorrow”). „Make Tomorrow” również przyglądało się światu z perspektywy statku kosmicznego, mieszając „organiczne” instrumenty i orkiestrę z loopami i breakbeatami. U Hacketta powraca ostra, nienadążająca złapać tchu partia gitary, ale „maltretowana” w pomieszczeniu z potężniejszym pogłosem niż ten w „Catwalk”. Fragment ten pozwala również „wyżyć się” perkusiście, tak jak w inspirowanej brazylijskim festiwalem bębnów wersji „Los Endos” z „Genesis Revisited”. W próżni dźwięk się nie rozchodzi, jednak na „Wyspie Ziemi” pojawia się niezwykły efekt partii chóru „przepuszczony” przez tremolo. Szkło drży, a gitara rozszczepiona na kilka kanałów wstępuje w chwale. Apage!
Tonące we mgle japońskie świątynie z okładki, ulokowane na wysepkach złączonych wygiętymi mostami, znikają gdzieś w oddali. To drobne punkty pozostawione na „Wyspie Ziemi”. Tym samym po „Beyond the Shrouded Horizon” można by się spodziewać harmonii i buddyjskiej zadumy nad każdą uronioną nutą. Steve Hackett woli jednak szybką przejażdżkę dookoła globu, bogatym instrumentarium doprawiając każdą z kompozycji – dudami w „Loch Lomond”, harmonijką ustną w „Prairie Angel”, banjem w „Coconut Palms”. Tu curry, tam czarny pieprz. W „Turn This Island Earth” nadmiar nie psuje smaku, mimo że wcześniej można było się tego miejscami obawiać.
W 57 minut nie sposób okrążyć globu. Można natomiast okrążyć stoiska na wystawie światowej, gdzie każdy region wyeksponowany został w technikolorze. Barwnie i dynamicznie, wirujące światła przyciągają oko. Byle dźwięk potrafi zaskarbić sobie uwagę słuchacza i przyciągnąć go do sąsiedniego pawilonu. Jest też drugie oblicze, które na muzycznej mapie każe sytuować płytę Hacketta pomiędzy wyspą Davida Gilmoura („On an Island”) oraz zatoką Kate Bush („Aerial”). Archipelag należy do marzycieli, którzy nie muszą już sobie niczego udowadniać. Hackett, zamiast medytacją, woli zwieńczyć album pokazem sztucznych ogni. Z żalem domyka się drzwi tej zaczarowanej szafy.
Steve Hackett, Beyond the Shrouded Horizon
Inside Out, 2011

1. Loch Lomond (6:49)
2. The Phoenix Flown (2:08)
3. Wanderlust (0:44)
4. Til These Eyes (2:41)
5. Prairie Angel (2:59)
6. A Place Called Freedom (5:57)
7. Between The Sunset And The Coconut Palms (3:18)
8. Waking To Life (4:50)
9. Two Faces Of Cairo (5:13)
10. Looking For Fantasy (4:33)
11. Summer's Breath (1:12)
12. Catwalk (5:44)
13. Turn This Island Earth (11:51)