Ci, co są za, i ci, którzy są przeciw. Współczesny dyskurs o PRL-u sprowadza się zazwyczaj do wyodrębnienia tych dwóch kategorii, pomijając jednocześnie wszystko to, co pomiędzy. Dlatego tym bardziej warto sięgnąć po Mulata…, będącego reportażową dokumentacją tej części ówczesnej rzeczywistości, o której rzadko się pisze, o wiele częściej wspomina. Zawarte w książce przedruki z „Ekspresu Reporterów” stanowią istotny przypis do głównej narracji o ostatnim piętnastoleciu Polski Ludowej. To przede wszystkim zapis subiektywnej, tworzonej nierzadko z przymrużeniem oka diagnozy skomplikowanych społecznych relacji, w kształtowaniu się których polityka stanowiła jedynie blade tło. Tym trudniej znaleźć w nich kliszowe, czołobitne slogany czy elementy socjalistycznej agitacji. Mulat… to bowiem książka o tym, co jednocześnie zwyczajne i niepowtarzalne, społeczne i indywidualne, wymykające się klasyfikacji na politycznie właściwe i niepoprawne.

Reportaż, będący zapisem prawdziwego życia, w przypadku Mulata… stał się jednocześnie tekstem upominającym się o prawo do własnego języka. Tematyka homoseksualizmu, czułej miłości damsko-męskiej, prostytucji czy samotności wymagała wyjścia poza obszar uschematyzowanej nowomowy. Była próbą ponownego spojrzenia nie tylko na treść opowieści, ale także na jej formę. Wprowadzając do dziennikarskiego dyskursu tematy, które od trzech co najmniej dziesięcioleci istniały na marginesie dominujących narracji, reporterzy udowodnili, że codzienność także może być interesująca.
Zwłaszcza, jeśli opowieść o niej podana zostanie czytelnikowi w formie różniącej się od oficjalnych partyjnych komunikatów czy prasowych donosów. Dlatego wśród zamieszczonych w książce reportaży tak urzeka Rolnicze matrymonium, będące dwugłosem reporterów: Elżbiety Młodyńskiej i Tadeusza Mocarskiego, wyjeżdżających na ówczesny odpowiednik dzisiejszych „wczasów dla singli”. Naprzemiennie, z męskiej i żeńskiej perspektywy, opowiadają o niebanalności uczuć, rodzących się w banalnych okolicznościach.

Ze względu na różnorodność współtworzących książkę tekstów i narracji niełatwe jest odnalezienie klucza ich doboru. Wydaje się jednak, że tym, co łączy tak różnych od siebie bohaterów, jest przede wszystkim definiowany przez nich na różne sposoby brak. Począwszy od najbanalniejszego, jak w przypadku ubogich opiekunek złośliwych staruszków, po brak zrozumienia, z jakim spotyka się Ewa, rodząca w pegeerowskiej wsi czarne dziecko z nieprawego łoża. Braku bliskości drugiego człowieka doświadcza jeżdżąca kilkakrotnie między Polską a Argentyną kobieta, która wszędzie pozostaje obca, braku tolerancji – dwukrotnie żonaty Eligiusz, decydujący się w końcu zmienić płeć na żeńską, a imię w paszporcie na Elżbieta. Pozornie banalne opowieści współtworzą nieraz groteskowy, innym zaś razem dramatyczny obraz ludzkich decyzji i wyborów, urzekających swą irracjonalnością, niepokojących i bawiących jednocześnie.

Jest jednak Mulat… także fascynującą opowieścią o ówczesnej Polsce. Książka nie dotyka jednak istotnie kwestii politycznych, pokazując życie Polaków w zupełnym prawie od nich oderwaniu. Udaje jej się więc obronić przed laurkowym tonem pochwał pod adresem pierwszych sekretarzy. Reporterzy stworzyli niezwykle głębokie portrety swych bohaterów, uciekając się do pośredniej i bezpośredniej ich charakterystyki. Czytelnik nie ma zatem powodu, by nie ufać wypowiedziom postaci, by doszukiwać się w nich sztucznej kreacji czy celowych ukłonów w stronę władzy. Polska w Mulacie… to Polska bez polityki, skoncentrowana na problemach jednostki –  jednak z pewnością nie tej stojącej najwyżej w hierarchii pozornie egalitarnego społeczeństwa.

Zamieszczone w tomie mikroopowieści współtworzą wieloperspektywiczny obraz rzeczywistości PRL-u, widzianej niejako w cudzysłowie. Dlatego niektóre historie zawarte w książce wydają się niemal dosłownym przetłumaczeniem na język reportażu paradoksalnych obrazów rodem z filmów Barei. Przykładem może być chociażby błyskotliwy opis początków działalności polskich naturystów:
Józef Kubicki, prezes łódzkich naturystów, w chwilach wytchnienia od gorącej sauny i chłodnych biczy wodnych, mówił mi: „Ostatnio zrobiliśmy weryfikację członków. Wydane było siedemset osiemdziesiąt legitymacji, ale po weryfikacji zostało tylko około czterystu aktywnych naturystów”. Zastanowiło mnie, jakie przyjęto kryteria. Aktywność? Co to może znaczyć „aktywny naturysta”? Czy to ktoś taki, który częściej od innych się rozbiera?

Obok ciekawych opowiastek pojawiają się jednak także tematy uniwersalne, zatracające gdzieś elementy „lokalnego kolorytu” tamtych czasów. Tym samym, spoglądając z dzisiejszej perspektywy, czytelnik może dostrzec, jak niepokojąco aktualne wciąż pozostają ówczesne problemy: tęsknota za ojczyzną, walka o spadek, biurokracja rozrośnięta do granic absurdu.

Zebrane przez Krzysztofa Tomasika reportaże pokazują, że obok dwóch dominujących współcześnie dyskursów o PRL-u:  z jednej strony tego z akt IPN-u, z drugiej zaś z osobistych wspomnień, dotyczących pustych sklepowych półek, niekończących się kolejek i wczasów w Bułgarii, istnieje także trzecia droga. Lekko nieobyczajna obyczajowość tamtych czasów, wszechobecne pozoranctwo (a bo to ciocię z Ameryki trzeba ugościć, pannę z dzieckiem wytknąć palcem) doskonale pozwalają się przełożyć na język reportażu. Dlatego Mulat…, mimo swej niefikcjonalności, daje się czytać jak najlepsza literatura.


Mulat w pegeerze
red. Krzysztof Tomasik
Autorzy: Andrzej Makowiecki, Joanna Siedlecka, Konrad Turowski, Elżbieta Mołodyńska, Tadeusz Mocarski, Edmund Żurek, Wanda Falkowska, Joanna Litwinek, Michał Bołtryk, Izabella Wlazłowska, Małgorzata Jarocka
Wydawnictwo Krytyki Politycznej, 2011