Zatem, liczyliśmy się z tym, że:
1.    nie będzie się nam wpajać przesłania o wartościach uniwersalnych (o miłości – tytułowo – nie będzie, a o śmierci tylko niechcący), z pozycji mędrca, który pozjadał wszystkie rozumy;
2.    nie rządzi tu zasada 3×P: prosto – przeciętnie – przyjemnie. W końcu zaczyna się od sceny kopania grobów przez pracowników zieleni miejskiej (rozszerzając: ściany dołu stają się coraz bardziej niebieskie – można przypuszczać, że dokopali się do nieba);
3.    nie ma tu miejsca na linearną narrację (wstęp – rozwinięcie – zakończenie). Cinema stawia przecież na brak: logiki, sensu, łatwizny. W zamian za to cała gama obrazów ruchowo-plastycznych (reżyser spektaklu to plastyk i scenograf jednocześnie), których omówienie wydaje się niepotrzebne. Liczy się patrzenie i odczuwanie, emocja i doświadczenie;
4.    nie można odpłynąć w tym tańcu surrealno-absurdalnych skojarzeń, wyłączyć myślenie i skupić się tylko na doznaniach estetycznych. Nic z tego. Forma ma wiele do powiedzenia: miejsce znaczy (cztery metalowe prostopadłościany to trumny lub szafki na ubrania robocze), ubranie (aktorzy mają na sobie „klasyczne” garnitury i meloniki) nie pasuje, a przedmiot (np. łopata lub zabawka nabita na patyk, służąca im do sprzątania) może okazać się pułapką;
5.    gest codzienny, który wykorzystuje Szumski do budowania scenicznych kompozycji, nie symbolizuje tego samego, co w naszej „normalności” właśnie.
Od rutyny przechodzimy do rytmu i tańca, od psychozy do hipnozy, od bezrefleksyjności do świadomości, od jednostajności do nadania wyrazu temu, co na co dzień niewidoczne i błahe;
6.    taniec w spektaklu nie jest zarezerwowany wyłącznie dla żyjących. Jak to ujmuje reżyser: „Temat główny – śmierć – pozostał w ukryciu”, dodając: „»Taneczne układy« życiowe miały stopniowo zamieniać się w »układy ze śmiercią«, w których nikt nie jest  mocny”;
7.    niełatwo nazwać tę formę teatru. To połączenie muzyki, światła i poezji, to inspiracja Kantorem, Piną Bausch, Beckettem i Monthy Pythonem jednocześnie. To wszystko na raz i w sam raz.

Podsumowując, niczego sobie nie obiecywaliśmy, nie jesteśmy piewcami chwały Teatru Cinema (bo wypada, bo zaproszeni, bo się kulturalnie promujemy). Raczej wykluczaliśmy – nudę, rozczarowanie, sytuację, w której pożałujemy czasu przeznaczonego na dojazd do teatru (Scena na Nowym Świecie). Nie, takiej opcji po prostu nie było.






















Jeszcze zabawa w skojarzenia. Na hasło „Cinema” uruchomia się cały ciąg skojarzeń subiektywnych. W pełni autorska propozycja wygląda tak:


Teatr Cinema → metafory → (tu się zaczynają schody) → niedosłowne znaczenia → szyfrowanie → widz zaangażowany w patrzenie → sceniczne obrazy → teatr plastyka → (Kantor Kantor Kantor – ale to zbyt proste) aktor wychodzący z rysunku → „człowiek-pułapka” i „przedmiot-pułapka” (Z. Szumski) → ożywione rekwizyty → surrealistyczne scenografie → konwencja półsnu → zaskoczenie → słowo słuchane „jak rozmowa w tańcu” (Z. Szumski) → absurd → świecący neon (łoś) w holu siedziby teatru w Michałowicach → zwykłe rzeczy (wieszaki, papierosy, ubrania, gazety) w niezwykłym otoczeniu (krzesło, które jest miotłą) → eksperymenty z przestrzenią (cieniowanie, rozsuwanie, ograniczanie, zamykanie) → eksperymenty z codziennymi rytuałami → podglądanie → musztra czynności: sprzątanie, jedzenie, chodzenie, palenie papierosów, wieszanie prania → tempo → rytm gestów i słów → muzyka i kakofonia → nie do końca taniec, nie zawsze krok marszowy → precyzja poruszania się → przechodzenie, przenoszenie, przekładanie → opanowanie chaosu → szukanie źródła ruchu → cielesna wiwisekcja → rozumienie emocjami → smutek i radość jednocześnie → „działania dorosłych podszyte dzieckiem” (Z. Szumski) → duch Monty Pythona i Charliego Chaplina → kabaretowe gagi i ubiór postaci (czarne garnitury i meloniki) → (miejsce na czytelnicze adnotacje)



Teatr „Cinema” z Michałowic

Nie mówię tu o miłości

reżyseria: Zbigniew Szumski
scenografia: Zbigniew Szumski,
obsada: Jan Kochanowski, Dariusz Skibiński, Tadeusz Rybicki, Paweł Adamski
premiera: 1995 r.


[1] Nie-taka forma recenzji zawdzięcza swój kształt założeniom „Niezłego Numeru” (dziennik festiwalowy), w którym publikowane były teksty. Zatem o nie-złym teatrze, z innej perspektywy, pół żartem, pół serio, wychwytując to, co oryginalne, nietypowe i niespodziewane. 

Teksty ukazały się w „Nie-Złym Numerze. Dzienniku Festiwalu Teatru Nie-Złego”, nr 3 i 4, dnia 24 i 25 września 2011(do pobrania na stronie festiwalu: http://niezly-festiwal.pl/)