Carlos Gardel to wielki śpiewak, człowiek, który na stałe wprowadził poezję do tanga, a zarazem jedna z największych świętości Argentyny. W swych pieśniach opiewał biedne emigranckie dzielnice, a jego wizerunek bliski był ulicznemu cwaniaczkowi - lecz mimo to kochały go wszystkie warstwy społeczne, a on sam trafił na szczyty i osiągnął wszystko, co artysta za życia, jak i po śmierci osiągnąć może - od serii filmów w Hollywood, po pomnik w centrum Buenos Aires. Estymę, jaką cieszy się w swoim kraju, Polakowi może uzmysłowić tylko porównanie z Janem Pawłem II.
Wydawałoby się, że skoro to komiks oparty o czyjąś biografię, to będzie to kolejna dydaktyczna, komercyjna powieść graficzna próbująca dogonić literaturę faktu. Nic bardziej mylnego. Przede wszystkim, ze względu na dekonstrukcyjną, mającą wręcz charakter kłótni wielogłosową narrację, jest to rzecz dość trudna w odbiorze. Daleko wykraczająca poza prostą broszurę informacyjną, bo korzystająca z zamysłem z dobrodziejstw języka medium i używająca jego specyfiki do gięcia czasu i przestrzeni. Lektury nie ułatwia też warstwa graficzna, przechodząca z niemal realistycznego rysunku w rozmytą, trudną do odczytania abstrakcję.
Choćby ze względu na treść i formę to komiks, który zdaje się być wręcz stworzony po to, by wywoływać dyskusje. Postanowiłem więc odnieść się do recenzji z Komiksomanii. Poniekąd rozumiem stanowisko Tomka Pstrągowskiego, który widzi w Gardelu jakieś kocopoły... Ale problem leży raczej w jego oczekiwaniach względem tego typu publikacji. Postawa krytyczna, którą przyjmuje, przypomina sytuację, w której chciałby deprecjonować Stroszka tylko dlatego, że nie jest Forrestem Gumpem. Tomek do samej formy podszedł bezrefleksyjnie, nie dostrzegł oczywistych związków między grafiką, a niejasnym wydźwiękiem opowiadanej w Gardelu historii. Jest też dla mnie niezrozumiałe zarzucanie literackości albumowi, który w gąszczu przesyconych drętwą narracją "popularnych powieści graficznych" w końcu ciekawie tę literackość przekłada na język komiksu. Co prawda mi osobiście Gardel też nie do końca się podobał, zmęczył mnie i na pewno nie był dla mnie wielką rozrywką. Ale nie wydaje mi się, żeby akurat entertajment wraz z funkcją informacyjno - edukacyjną był dzisiaj jedyną, czy nadrzędną misją medium. Po lekturze nie miałem też wątpliwości, że nie wypada pracy duetu Muñoz- Sampayo oceniać w kategoriach "to gdzie jest ten Godot?". Lojalnie uprzedzam, że jeśli trudne i wymagające jest dla was synonimem złego, to lepiej trzymajcie się z dala od tej pozycji...
W tym kontekście trzeba zaznaczyć, że Carlos Gardel. Głos Argentyny wychodzi w bardzo ciekawym momencie dla komiksu w Polsce. Wielka szkoda, że zapewne przejdzie bez echa, bo jest bardzo ambitną, ale też trudną w jednoznacznej ocenie pozycją, która przy okazji demonstruje, jaką funkcję może spełniać komiks we współczesnej kulturze. To właśnie takimi sposobami - dojrzałymi formalnie, dalekimi od tendencyjności - medium powinno poruszać poważne i drażliwe tematy. W naszym kraju podobna, wprawnie zrobiona publikacja byłaby ciekawym głosem na temat rozliczanego Lecha Wałęsy lub nie rozliczanego wcale Karola Wojtyły. Byłaby oczywiście, gdyby w Polsce kultura komiksowa była bardziej szanowana i rozpowszechniona. Obecnie taka inicjatywa zostałaby albo niedostrzeżona albo niezrozumiana i z góry potępiona, jak nieszczęsny komiks o Chopinie.
Carlos Gardel: Głos Argentyny
Scenariusz: Carlos Sampayo
Rysunki: Jose Muñoz
Przekład: Maria Mosiewicz
Egmont 2011
Krzysztof Ryszard Wojciechowski - twórca Rękopisu znalezionego w Arkham. Mocno związany z kontrkulturą publicysta muzyczny i komiksowy. Na co dzień współpracuje z Kolorowymi Zeszytami i Magazynem Muzycznym Apostazja. Jego teksty muzyczne można przeczytać również w transgresyjnym piśmie Ulvhel. Z biegiem lat coraz mniej przypomina Jima Morrisona, a coraz bardziej Howarda Phillipsa Lovecrafta. Mieszka w Oleśnicy z dziadkiem i dwoma królikami.
05.09.2011 19:23 | Paweł Ścibisz:
ok ;)