Najpierw zachwyty warsztatowe: już dawno nie widziałem polskiego filmu z równie nienagannym rytmem montażowym (brawa dla Agnieszki Glińskiej, która już wcześniej radziła sobie z nerwowym tempem Wszystkiego, co kocham [2009] i misterną układanką Matki Teresy od Kotów [2010]). Ani ujęcie nie jest wytrzymane za długo, a powracający motyw samochodowej jazdy wzdłuż zaśnieżonej drogi jest świetną metaforą organizującą całość. Kostiumy Agaty Culak i scenografia Jerzego Talika różnicują światy, pomiędzy którymi poruszają się bohaterowie (dzielone z teściem ciasne mieszkanie młodego małżeństwa, lekko kiczowaty polonijny dom kultury we Francji, tamtejsze magazyny odzieżowe i świetnie dobrana przydrożna gospoda, w której kursujący furgonetką ojciec i syn zatrzymują się na posiłek). Jeśli zatrzymuję się nad tymi szczegółami, to głównie dlatego, że niezwykle rzadko jest nam dane oglądać polski film, którego reżyser jest w ogóle zainteresowany tym, jak jego bohaterowie wyglądają, w co się ubierają i gdzie żyją.
Kluczem do sukcesu Kreta jest jednak scenariusz, profesjonalnie scentrowany na postaci Pawła Kowala, młodego ojca, męża i syna, który w punkcie wyjścia promieniuje ciepłem i układnością, a w punkcie dojścia ma już w sercu nieusuwalną gorycz obrzydliwej wiedzy o bliskich – i o samym sobie. Świetnie obsadzony i lepszy dosłownie z filmu na film Borys Szyc wygrywa całą transformację Pawła: od początkowej miękkości aż do finałowego lodu.
Scenariusz Lewandowskiego, napisany wespół z Iwem Kardelem, dotyczy podejrzenia o współpracę z SB, jakie pada na ojca Pawła – dawnego działacza solidarnościowego w śląskiej kopalni, Zygmunta (w tej roli Marian Dziędziel). Opowieść jest snuta w taki sposób, że podejrzenia nasze i Pawła kilkakrotnie gęstnieją i się rozrzedzają, aż do finalnego wkroczenia w Strefę Mroku, kiedy to na scenie pojawia się (zbyt diaboliczny i skąpany w złowrogich cieniach) oficer prowadzący Zygmunta, czyli Wojciech Pszoniak (rozbijający się czarnym land roverem o rejestracji – choć to pewnie przypadek – zaczynającej się od liter SB).
Stopniowe odkrywanie uwikłania własnego ojca w niegodziwości zbrodniczego systemu: strukturalnie i tematycznie film nie jest odległy od Pozytywki (1989) Costy Gavrasa, gdzie Jessica Lange powoli odkopywała nazistowską przeszłość swego ojca. Lewandowski podąża ścieżką mniej radykalną i wyraźnie humanizuje postać Dziędziela, wpierw przypisując mu szlachetne (a przynajmniej: możliwe do moralnej obrony) motywy współpracy (lepszy szpital dla umierającej żony), następnie podważając jego prawdomówność, a w finałowej wolcie – unikając konfrontacji z jego postacią, kiedy wiemy już na pewno, że współpracował z SB nader gorliwie. Jest w tej ostatniej przewrotce pewna doza łatwizny, ale zarazem wydaje się usprawiedliwiona, jeśli potraktujemy całość jako opowieść przede wszystkim o Pawle, a nie o jego ojcu. To młodszy bohater musi się w Krecie nauczyć, że – jak poucza go zresztą sam Wielki Ubek – „jest częścią tej całej historii”, mimo iż wcześniej krzyczał, że „to wszystko się skończyło i nie ma już żadnych «czerwonych»!”.
Kret stanowi dość schematyczną (ale nasycającą schemat energią) opowieść o dojrzewaniu i powolnej erozji obrazu ojca w oczach syna. Jako że pod koniec Paweł sam dopuszcza się strasznego czynu, można się tylko domyślać, że za ćwierć wieku jego własny potomek będzie musiał przeprowadzić podobne śledztwo i doświadczyć podobnego cierpienia. Być może wbrew woli twórców, Kret staje się koniec końców opowieścią o gwałtownym wyparciu trudnej do zaakceptowania prawdy i budowaniu przyszłości na złudzeniu, zgodnie z którym draństwo nie zasługuje na sprawiedliwość, tylko na wielkoduszność. W tym sensie jest to najbardziej przenikliwy portret tego, w jaki sposób brak uczciwej lustracji przyczynił się do moralnej konfuzji kraju, w którym wszyscy żyjemy i w którym na szczerą rozmowę jest od dawna za późno.
PS. W scenariuszu jest jedna, dość dobrze zamaskowana, ale jednak dziura: zbyt późno dowiadujemy się, jaka jest reakcja żony Pawła na pierwsze pomówienia o winie jego ojca. Kiedy nagle – we wtrąconej jakby od niechcenia rozmowie telefonicznej –okazuje się, że wierzy ona ślepo w jego niewinność (do czasu), jest to niejakie zaskoczenie, bo w swej pierwszej scenie (na ekranie TV w gospodzie) została nam przedstawiona jako niezłomna wojowniczka o trudną prawdę.
Kret
reżyseria: Rafael Lewandowski
scenariusz: Rafael Lewandowski, Iwo Kardel
zdjęcia: Piotr Rosołowski
muzyka: Jerome Rebotier
grają: Borys Szyc, Marian Dziędziel, Magdalena Czerwińska, Wojciech Pszoniak, Sławomir Orzechowski, Bartłomiej Topa
kraje: Polska, Francja
czas trwania: 108 min
premiera: 5 sierpnia 2011 r.
Kino Świat
Michał Oleszczyk – krytyk filmowy, absolwent filmoznawstwa UJ. Publikuje w „Kinie” i na blogu Ostatni fotel po prawej stronie. Autor książki Gorycz wygnania: Kino Terence’a Daviesa i współautor (z Kubą Mikurdą) wywiadu-rzeki Kino wykolejone: Rozmowy z Guyem Maddinem. W 2010 roku, nakładem Korporacji Ha!art, ukazała się książka Trzynasty miesiąc. Kino braci Quay, w której można się zapoznać się z obszerną rozmową Michała Oleszczyka i Kuby Mikurdy z braćmi Quay. Fragment wywiadu – do przeczytania tutaj.
Tekst pochodzi z blogu Autora
JAKUB POPIELECKI O KRECIE