Hamlet w reżyserii Radosława Rychcika wzbudził żywe reakcje publiczności, od zachwytu po gwałtowny sprzeciw (niektórzy ostentacyjnie wychodzili podczas spektaklu). Parafrazując słowa Szekspira, świat jest teatrem, a aktorami zwyczajni ludzie, dlatego spotkanie po przedstawieniu przerodziło się w kolejny spektakl. Hamlet sprowokował skrajne reakcje, podzielił widzów: na tych, którzy odetchnęli z ulgą po (zdaje się, że najkrótszych  podczas festiwalu) brawach i opuścili Teatr Wybrzeże oraz na entuzjastów bądź ciekawych tego, co się wydarzy po spektaklu.

Padło wiele zarzutów pod adresem Rychcika.  Jako widzowie mieliśmy do czynienia z dziełem kontrowersyjnym, szokującym (o ile nagość czy akt seksualny są nadal kontrowersyjne i szokujące na polskiej scenie, a sądząc po reakcjach, jednak mają taki potencjał). To naruszenie moralności, intymności czy po prostu poczucia estetyki sprawiało kłopot widzom, niektórzy z pewnością poczuli się urażeni. Dlatego nie bez przyczyny pierwsze pytanie, jakie padło podczas spotkania, dotyczyło właśnie widza. A odpowiedź reżysera? Krótka i prosta, ale taka, że na samym początku nadała temu spotkaniu charakter sporu. Rychcik kieruje swoje przedstawienia „do widza niemieckiego, takiego, który ma pieniądze, wykupuje karnety do teatru i uwielbia być obrażany”. Zdecydowanie nie takich słów spodziewali się słuchacze; podczas zadawania następnego pytania można było się zająknąć. I tak początkowe minuty przebiegały w atmosferze zgrywania się, kpienia, wytrącania słuchaczy i prowadzącej z równowagi, prowokacji. Uważam jednak, że dalsze skupianie się na tych rozgrywkach między twórcami i publicznością jest zbędne, bo jakkolwiek integralnie łączyłyby się z sylwetką twórczą reżysera i jego pracą, nie można pominąć kilku bardzo istotnych zagadnień, które poruszył Rychcik i jego aktorzy na spotkaniu.
   
Pierwsza sprawa to kwestia aktorstwa. Trudno nie zauważyć specyficznej ekspresji, z jaką grają aktorzy spektaklu Rychcika, posługując się wyostrzonymi środkami wyrazu. Myślę, że niejeden oglądający zadał sobie pytanie, dlaczego właśnie w taki przerysowany, nie do końca naturalny sposób uzewnętrzniają oni swoje i postaci emocje.
I, gdyby się dobrze zastanowić, to, faktycznie, emocje, myśli, które wydostają się ze środka (gdzie rodzą się, dojrzewają, buzują) na zewnątrz zawsze wydają się koślawe, groteskowe, wykrzywione, zniekształcone. Jak mówi reżyser Hamleta, zawsze chcemy załatwiać wszystko grzecznie, w „cywilizowany” sposób. Taktownie i uprzejmie, podczas gdy w środku jest w nas całe mnóstwo „buchających” uczuć, skrajnych uczuć, zgoła innych niż to, co pokazujemy. I to, co jest w środku, na co nie ma miejsca w życiu, można zaprezentować na scenie. Nie ma teatru oddającego rzeczywistość w skali 1:1, bo to byłoby oszustwo: jeśli ukrywamy coś w codziennym życiu, przez co w jakiś sposób kłamiemy, to właśnie na to kłamstwo nie ma miejsca w teatrze. Karolina Porcari, aktorka występująca w roli Ofelii, określiła to „coś” jako „dodatek, plus” do zwykłych zachowań, który można ukazać jedynie w teatrze, co wyraża się właśnie w skrajnych, ekstremalnych gestach. Paradoksalnie, nadekspresja i teatralizacja okazują się bliższe prawdzie. Przy takim rozumieniu teatru aktorstwo nie może być inne.



Reżyser mówił także o poczuciu klęski związanym z wystawieniem dzieła Szekspira. Jednak, ku rozczarowaniu przeciwników, nie było to przyznanie się do porażki, ale wyraz pewnego niespełnienia, związanego z własnymi oczekiwaniami, ambicjami. Rychcik mówił o tym, że z Szekspirowskiego tekstu nie udało mu się wyciągnąć nic poza fabułą, dlatego Hamlet jest dla niego nieciekawy (bo fabułę znamy). To nie jest spektakl przełomowy, jak chciałby twórca. Złośliwi mają szansę, by żerować na tym wyznaniu, bo w końcu Hamlet Szekspira zachwyca! Jak może nie zachwycać? Za takie arcydzieło powinni zabierać się mistrzowie, dojrzali artyści. Ale dlaczego nie pozwolić młodym, mniej doświadczonym twórcom tworzyć, psuć, porywać się na „wiekopomne dzieła” i mierzyć się z wielkimi realizacjami? Rychcik przyznał, że zdawał sobie sprawę, że „polegnie” i chciał należeć do grona straceńców, nieważne, ile w tych oświadczeniach asekuracji, prowokacji, a ile odwagi. Wybór Hamleta można interpretować jako manifestację wolności artystycznej młodego reżysera, jako dowód na to, że „artyście wolno więcej/wszystko”. A przede wszystkim: wolno mu (a nawet musi) działać.

Sztuka to obszar wolności, który Rychcik rozszerza też na życie codzienne, co skutkuje pretensjonalnością czy bezkompromisowością w relacjach z otoczeniem. Spotkaniu towarzyszył więc nastrój sensacji, padło też kilka istotnych, interesujących zdań, idei. Ale po obejrzeniu Hamleta i po uczestniczeniu w spotkaniu nasuwa mi się przede wszystkim myśl o niezwykłej spójności osobowości reżysera z jego spektaklem, co zresztą podkreślił dyrektor kieleckiego teatru, Piotr Szczerski. Rychcik robił wiele, żeby zaszokować lub choćby wprawić w zakłopotanie, nie przebierał w słowach, nie unikał sporu, wręcz do niego prowokował. Na niektórych kontrowersje działają jak magnes, ale znajdą się też niechętni takim zwyczajom. I było ich wielu, tych mniej wyrozumiałych, bardziej tradycyjnych, krytycznych. Traktuję to wydarzenie jako performans niepokornej i nieokiełznanej wolności artystycznej, której chyba nie powinniśmy mieć Rychcikowi za złe.

A co ze Złotym Yorickiem, nagrodą dla najlepszej w sezonie polskiej inscenizacji dramatu Szekspira przyznawaną przez Fundację Theatrum Gedanense? Komisja była dość otwarta na odważne pomysły w Hamlecie, by wyróżnić spektakl, ale na tyle zdystansowana, by nie przyznać głównej nagrody. Dlaczego? Werdykt uzasadniono słowami: „Mimo niekwestionowalnej wartości inscenizacja z Kielc nie jest pozbawiona słabych stron i jak na ironię okazuje się nią oryginalny pomysł reżysera, by dramatyczny splot wydarzeń umotywować konfliktem pokoleń”. Nie oryginalność, ale właśnie cytatowość i sprawną żonglerkę kliszami kulturowymi docenili jurorzy konkursu na inscenizację szekspirowską. Nie bez znaczenia przy wyborze najlepszego przedstawienia był indywidualny styl i niezależność reżysera, o których mogliśmy się przekonać podczas kilku godzin spędzonych z Hamletem i jego twórcami.


William Szekspir
HAMLET
wg Radosława Rychcika

premiera 7 maja 2011
reżyseria Radosław Rychcik
scenografia Łukasz Błażejewski
muzyka Michał Lis
reżyser świateł Marek Kutnik
monolog Yoricka Agnieszka Jakimiak
projekt plakatu Jaśmina Polak

Obsada:
KLAUDIUSZ, król Danii – Mirosław Bieliński
HAMLET – Tomasz Nosinski
POLONIUSZ, kanclerz – Dawid Żłobiński
LAERTES, syn Poloniusza – Wojciech Niemczyk
HORACY – Andrzej Plata
KRÓLOWA, Gertruda  – Joanna Kasperek
OFELIA – Karolina Porcari
ROSENCRANTZ, GUILDENSTERN – Aneta Wirzinkiewicz, Dagna Dywicka
REYNALDO, AKTOR – Maciej Pesta


PRZECZYTAJ TAKŻE:

Katarzyna Lemańska - Szekspir rzeczywisty aż do bólu

Karolina Wycisk - Król umiera, czyli anatomia szaleństwa (Anatomia Lear)

Katarzyna Lemańska, Karolina Wycisk - Lalki umierają naprawdę - wywiad z Jannem Siltavuorim

Katarzyna Lemańska - Makbet zabija pieśń

Karolina Wycisk
- Szekspirowski esej: Ściana płaszczów, czyli jak uszyć Hamleta

Katarzyna Lemańska, Karolina Wycisk
- Hamlet spod znaku Yoricka



Fot. Ryszard Pajda