Kryminały, jak każda odmiana prozy gatunkowej, w dużej mierze oparte są na schematach, które pozwalają czytelnikowi łatwo się w nich odnaleźć. Niewielu autorom udaje się je w twórczy sposób rozwijać. Jednym z nich jest Indriđason. Jak to robi? Głównie dzięki dbałości o szczegóły. Tak jest w przypadku Erlendura, postaci bardzo dopracowanej psychologicznie, którego każda cecha i działanie świetnie dopasowane są do rozsnuwanej przez pisarza historii. Poza tym narracje islandzkiego pisarza są bardzo precyzyjnie skonstruowane, nie ma w nich zbędnych motywów, ani fabularnej „waty”. Świetnie jest to widoczne w Głosie, w którym śledztwo dotyczy brutalnego zabójstwa portiera hotelowego, tajemniczego człowieka, który od lat mieszka w klitce w hotelowej piwnicy. Okazuje się, że lata temu był on „cudownym dzieckiem”, obdarzonym anielskim głosem. Nadmierne ambicje ojca i utrata głosu zwichnęły jego życie. Początkowo wszystko wskazuje na kolejną zbrodnię rodzinną, ale finał przynosi zaskakujące rozwiązanie. Indriđason wprowadził do powieści prosty, acz bardzo funkcjonalny motyw. Erlendur na czas dochodzenia zamieszkuje w hotelu. Właściwie sam nie wie, dlaczego się na to zdecydował, choć ma to logiczne wytłumaczenie – pomaga mu to prowadzić śledztwo. Ale też dobrze obrazuje jego zagubienie i osamotnienie, które szczególnie mocno dotyka bohatera w okresie przedświątecznym. Takich szczegółów i szczególików wplecionych w osnowę tekstu można by w powieści Islandczyka wskazać więcej, a wszystkie ona składają się na całość – nie waham się tego napisać – wręcz rewelacyjną.
Arnaldur Indriđason, Głos
W.A.B., Warszawa 2011
Robert Ostaszewski - pisarz, krytyk literacki, ostatnio wydał (wraz z Martą Mizuro) powieść kryminalną Kogo kocham, kogo lubię.
Tekst pochodzi z blogu Autora.