Prawdę mówię – zdanie to zamyka książkę Mitrofanowa, otwierając jednocześnie rozmaite sposoby jej odczytywania. Tytułowy świadek, fryzjer Fiodor Pietrowicz Pokora, zapewnia czytelnika o werystycznym charakterze sporządzonej relacji. Opisując brutalne wydarzenia, jakich przyszło mu doświadczyć, na zasadzie pars pro toto wprowadza odbiorcę w przestrzeń tragedii o zdecydowanie bardziej uniwersalnym wymiarze. Pokazuje, jak w 1940 roku zamieszkiwana przez niego Besarabia została zajęta przez Armię Czerwoną, a w efekcie włączona do ZSRR. Każdy z powstałych wówczas problemów rozważa Pokora w skali mikro: żali się na przedłużający się w jego domu głód, zimno, utratę najbliższych. W tle osobistych dramatów stale znajduje się jednak myśl o szerszym kontekście zaistniałych wydarzeń, które z właściwą sobie prostotą i naiwnym nieraz spojrzeniem komentuje bohater książki Mitrofanowa.

Perspektywa świadka łączy ze sobą reportażową prawdę i literacką fikcję, tworząc dzieło pod tym względem eklektyczne i niejednoznaczne. Podobnie jak Fiodor Pietrowicz, Ilja Mitrofanow także urodził się na terenie Besarabii. Jego ojciec – jak zaświadcza żona nieżyjącego już dziś pisarza – pracował jako fryzjer w ciężkich dla tego obszaru czasach powojennych. Prozaik zapisuje więc świadectwo niejako z drugiej ręki, opowiada o tym, czego mógł doświadczyć jego ojciec. Czyni to jednak niemal wyłącznie z myślą o zachodnich czytelnikach. Na Ukrainie zaś i w Mołdawii, które opisywał na kartach swych utworów, jego nazwisko pozostaje niemal zupełnie nieznane.
Ilja Mitrofanow zmarł w zagadkowych okolicznościach, gdy udawał się rowerem do podmoskiewskiego Domu Pracy Twórczej – rzuca to nowe światło na ogólne znaczenie podejmowanej przez niego tematyki. Spojrzenie świadka, które charakteryzuje zarówno autora, jak i jego literackiego bohatera, wskazuje, że zaświadczenie o prawdzie rozgrywa się nie tylko na płaszczyźnie tekstowej, ale też, bardzo silnie, poza nią.

Wielki głód, nawiedzający rumuńską niegdyś Besarabię po wkroczeniu Armii Czerwonej, jest motywem, wokół którego rozgrywa się fabuła opowieści. W walce o chleb i godne życie Fiodor Pietrowicz wyprzedaje kolejno niemal wszystkie posiadane rzeczy. W najtrudniejszych momentach wraca zaś pamięcią do czasów sprzed 1940 roku, kiedy to jako prawdziwy mistrz fryzjerskiego fachu dzielił swych klientów na tych z cieńszą skórą, których golić trzeba „z naciągiem”, i na tych „beznaciągowych”. Przeniesienie dawnych zasad do nowych realiów staje się wręcz niemożliwe, tak jak iluzoryczne okazują się wszelkie próby wpasowania się w nową, socjalistyczną rzeczywistość. Świat dawnej Besarabii odchodzi w niepamięć, podobnie jak całkowitemu rozpadowi ulega prywatna rzeczywistość Fiodora Pietrowicza. W jej opisie narrator nie szczędzi czytelnikowi makabrycznych obrazów:
Na Olę [córkę] wprost patrzeć nie mogłem. Dopiero cztery latka miała, a rozumem już stara. (…) Na wiosnę zmarła. Wpierw ona, po niej Maria. Żona moja. W sieni je ułożyłem. Sił, by  pochować, zabrakło. Nieco później przywykłem już, że tak sobie leżą. Rozmawiałem z nimi nawet. Marię o wybaczenie prosiłem. (…) A później przestałem rozmawiać. Nie patrzyłem już na nie. Nie mogłem. Twarze wszy im pokryły: czoło, oczy szyję. Na głowach miały najwięcej. Niczym żywa czapka się ruszało…

Ogólny marazm, głód, śmierć żony i obu córek nie pozbawiają jednak fryzjera prostodusznego spojrzenia na świat. Po zimie, w której traci najbliższych, przychodzi wiosna, a wraz z nią nowe zlecenia na golenie radzieckich głów, nowa praca i nowe okno z nowym widokiem.

Ten sam pozostaje też język. Opowieść Pokory uderza wręcz naiwnością sądów, uwodzi prostotą i obrazowością nad wyraz sugestywnych sformułowań. Czytelnik poznaje świat takim, jakim widzi go bohater: pełnym uproszczeń, schematycznych ocen, lakonicznych opisów. Aleksander Horodecki, tłumacz książki Mitrofanowa, zaznacza, że – aby dochować wierności oryginałowi – na potrzeby translacji wypracował autorski język, będący efektem łączenia licznych odcieni polszczyzny. Zarówno w oryginale, jak i w tłumaczeniu pozostaje więc Świadek udaną próbą opisania odchodzącego powoli w niepamięć świata jego własnym językiem. Tym samym książka pretenduje do wyznaczenia nie tylko granicy ludzkiego strachu, cierpienia i nędzy. Jest także poszukiwaniem granicy języka, który byłby w stanie opisać świat w kształcie takim, w jakim zdołał go zapamiętać bohater utworu.

Książka Mitrofanowa wydana została w postaci łudząco wręcz przypominającej stary zeszyt z notatkami. Niebieska okładka z wyraźnie zaznaczonym kleksem, w środku zaś naniesione linijki będące wiernym odwzorowaniem szkolnego kajetu –  znacząco rozszerzają sens zawarty w powieści. Tym samym Świadek  sytuuje się gdzieś na obrzeżach liberatury, świadomie integrując treść dzieła z formą, rozumianą już nie tylko w kategoriach języka, ale także warstwy graficznej. Zabieg ten, trafnie wykorzystany przez wydawnictwo, służy jeszcze silniejszemu uprawdopodobnieniu tekstu, nadaje mu charakter osobistego dziennika. Jednocześnie tekst twórczo gra z konwencją, stara się urealnić literacką fikcję, zarazem ją obnażając.

Między innymi dlatego Świadek nie jest lekturą łatwą. Bywa natomiast niewątpliwie lekturą tę łatwość odbioru symulującą. Pozornie prosta narracja wykorzystuje pozornie prosty język, by na trwałe pozostawić w ślad w pamięci czytelnika. Mitrofanow opowiada swą historię w sposób pełen uproszczeń, rezygnuje z mnożenia ukrytych sensów. Pisze nie tyle w obronie Fiodora Pietrowicza, starego świata czy utraconego nagle małomiasteczkowego spokoju. Pisze w obronie pamięci.

Ilja Mitrofanow, Świadek
tłum. Aleksander Horodecki
Wyd. Claroscuro, 2011