Z doniesień systemu rezerwacji, który okrutnie zmusza użytkowników do pobudek przed 8.30, wynika, że w tym roku to nie konkurs główny elektryzuje najbardziej. Tym, co kieruje wyborami karnetowiczów, jest mały filmowy patriotyzm, elektroniczna walka o kino polskie. Skąd to zainteresowanie? Być może doniesienia z tegorocznej Gdyni, „najlepszej od lat”, zachwyty nad programem, nie dały się tak łatwo zapomnieć.
Trudno dokładnie określić „narodowość” filmu Urszuli Antoniak, ale nie wydaje się to ani kluczowe, ani konieczne. Code Blue rekomenduje ponadprzeciętny entuzjazm, jakim przyjęto go w Cannes, oraz kontrowersje wpisane w prezentowaną historię. Spodziewany szok ustąpił jednak potrzebie intymnego odbioru, a kwestia eutanazji przestała być drażliwa, dopełniając portretu ekstremalnej jednostki, jaką jest Marion – filmowa siostra Eriki Kohut z Pianistki.
Na drugim biegunie opowieści o silnej i ekscentrycznej kobiecie plasuje się Ki Leszka Dawida z Romą Gąsiorowską w roli głównej. Ascetyczność oraz wyrafinowanie Marion zastępuje tu ekspansywny charakter Kingi oraz jej zachłanna bezczelność, doprowadzająca do granic irytację widza. Obie bohaterki mają obsesję na punkcie kontrolowania świata zewnętrznego, tyle że każda z nich zupełnie inaczej to realizuje. Antoniak kieruje swój film w stronę archetypicznej opowieści, nasycając metaforą obraz i warstwę dźwiękową. Dawidowi z kolei bliżej do filmowego realizmu, kina społecznego, odsłaniającego determinację matki w walce o byt swój i dziecka.
Kojąco po tak mocnych doznaniach podziałały ocierające się o kamp filmy Jacka Smitha, o którym genialna fotografka Nan Goldin mówiła w rodzaju żeńskim jako o „najwyższej kapłance Babilonu Dolnego Manhattanu w czasach jego świetności”. Trudna do klasyfikacji twórczość i charyzmatyczna osobowość tego reżysera to do dziś niewyczerpalne źródło inspiracji nowojorskiej awangardy. Wśród jego największych wyznawców szczególne miejsce zajmuje Andy Warhol, dla którego Smith był „jedyną osobą wartą naśladowania”. Każdy jego film to fenomen wizualny, atakujący rozbłyskiem barw i odrealnioną, egzotyczną scenografią. Żywioł narracyjny zawsze był według niego na drugim planie w stosunku do zmysłowego odurzenia.
Pole do filmowych odkryć nie kończy się oczywiście na retrospektywie Smitha. Formuła festiwalu obejmuje wszak poszerzanie horyzontów we wszystkich kierunkach. Na gruncie dokumentalnym świetnym przykładem jest film Zamknij się, człowieczku! Niefortunna audioprzygoda, który, opowiadając o potyczkach słownych ekscentrycznych sąsiadów, bada granice medium oraz to, jak lokalna anegdota może wkraczać w obszar sztuki.
Tuż przed półmetkiem „ery” jest szokująco, intrygująco, zabawnie i mądrze. Nie ma za bardzo na co narzekać i czego wytykać palcem. Na upartego można by się trochę ponaśmiewać z braku wyobraźni wizualnej i żenującego humoru reklam poprzedzających seanse. Ale myślę, że nie trzeba.