Rozpoczyna się od zapisanego kursywą ironicznego wprowadzenia do Ślimaka, w którym narrator prezentuje dokonania cywilizacji Zachodu w drugiej połowie XXI wieku. Wielka polityka i życie codzienne podporządkowane zostały masowej produkcji… kostki brukowej. A że Ziemia jest za mała, to nawet w kosmosie otwierane są fabryki wytwarzające baumowską kostkę. Futurystyczna wizja, w której splatają się absurd, groteska i czarny humor, przywodzi na myśl powieści i filmy science fiction. To jednak tylko preludium. Następną częścią utworu jest pozorowany dialog między Prattem, pracownikiem fabryki na jednej z planet, a kontrolerem (kim dokładnie jest, kto i po co go naprawdę przysłał – nie wiadomo, może to samozwańczy kontroler?). Początkowo mężczyzna niewinnie próbuje wyciągnąć od Pratta jakiekolwiek informacje o jego przewinieniach, grzeszkach, przestępstwach, zmuszając go do zwierzeń, zrobienia rachunku sumienia i spowiedzi. Szybko zaangażowanie przeradza się w obsesję. Kontroler usiłuje przekonać Pratta, że każdy człowiek ma na sumieniu „coś”, co jest interesujące z perspektywy takiego czy innego systemu. Zawsze bowiem istnieje jakiś system– który konotuje permanentną kontrolę, inwigilację – i nie można przed nim uciec. Nawet w kosmosie nikt nie jest pozostawiony sam sobie. Mężczyzna stopniowo zagłusza Pratta, odbiera mu głos, wyłącza z konwersacji, rozkoszując się własnym monologiem, który z czasem przybiera na chorobliwości, nerwicowości, staje się coraz bardziej szaleńczy, obłąkany, by w efekcie doprowadzić do kuriozalnego finału… Tytułowym ślimakiem okazują się ludzie, którzy pozostawiają po sobie „ślimaczy ślad”, czyli wszelkie dokumenty przechowywane w urzędach.

Drugi utwór, Per procura, to osobliwa spowiedź aktorki, która jest zastępczynią gwiazdy teatralnej, dublerką.
Opowieść rozpoczyna się niczym strumień świadomości, przeobrażając się w bliżej nieokreśloną rozmowę, następnie w dialog między aktorką a mężczyzną, który rzekomo wygrał „kolację z gwiazdą”, by na końcu zasiać w czytelniku ziarno zwątpienia: czy aby aktorka nie rozmawiała cały czas sama ze sobą, dokonując swoistej autowiwisekcji? Czy rozmówca kobiety naprawdę istniał? Dość powiedzieć, że nieliczne odpowiedzi i pytania mężczyzny zapisane są za pomocą trzech kropek. Tematem chorobliwego monologu aktorki staje się problem permanentnej gry, ustawicznego udawania, mającego na celu zniwelowanie samotności, nijakości i ciszy. Nic nie jest takie, jakim się zdaje. Szulkin burzy pierwsze skojarzenia, wprowadzając nowe elementy, odsłaniając stopniowo życie bohaterki (czy naprawdę aktorki?), co rusz podrzucając nowe tropy.

Spośród trzech opowiadań, wchodzących w skład Epikryzy, dwa wzmiankowane przywodzą na myśl sztuki teatralne, monodramy. Natomiast trzeci utwór (Ucięta głowa czarownicy) przypomina makabryczną baśń, krwawą, perwersyjno-sadystyczną reinterpretację nie tylko bajek o czarownicach, ale i Korczakowego Kajtusia Czarodzieja. Główny bohater to chłopiec obdarzony zdolnościami paranormalnymi, jego życzenia – jeśli bardzo czegoś pragnie – mogą się spełnić. Jako dziecko nie potrafi w pełni kontrolować swoich możliwości, co doprowadza do szeregu iście surrealistycznych wydarzeń, poddających logikę w wątpliwość. W utworze Szulkina doszukamy się zarówno aluzji do marzeń sennych, projekcji nieświadomości, jak i artystycznej kreacji, wizyjności, tworzenia świata za pomocą sprawczego słowa. Niebaczne życzenie, „chcenie” (bo – jak powtarza chłopcu babcia – chcieć to móc) jest w stanie doprowadzić do rozpadu przestrzeni na tę codzienną, zwyczajną i tę naznaczoną magią, niezwykłością. Wydaje się jednak, podążając za tytułem zbioru, że najwłaściwszą perspektywą przyglądania się Uciętej głowie czarownicy będzie analiza postępującej choroby psychicznej, obłędu czy schizofrenii – rzeczywistość percypowana przez chłopca-czarodzieja równie dobrze może okazać się zwidami szaleńca.

Interesujące w prozie Szulkina są echa współczesności, opis priorytetów człowieka XXI wieku. Stąd we wszystkich opowieściach widoczny jest konflikt między jednostką a wspólnotą – jakkolwiek ową wspólnotę zechcemy nazwać i zdefiniować (choćby w Ślimaku będzie to kapitalistyczne społeczeństwo). Zderzenie marzeń i ambicji jednostki z wymaganiami stawianymi przez grupę (społeczną), do której przynależy, przyczynia się do rozchwiania równowagi psychicznej i emocjonalnej, efektem czego są neurotyczne monologi. Źródeł nerwicowości, irytacji i frustracji bohaterów należy dopatrywać się w konflikcie między tym, co wyobrażone (marzenia, plany, wizje), a tym, co percypowane (świat okrutnych i bezlitosnych ludzi). Obrzydzenie kontrolera do ludzi-ślimaków przeobraża się w paranoję i psychozę. Nienawiść aktorki-dublerki do niewdzięcznej widowni, niedoceniającej jej trudu, ewokuje potrzebę kompensacji w formie tyleż rozmowy, ile monologu (w którym wygłosi wszystkie swoje zarzuty wobec świata). Natomiast impuls i chwilowy kaprys (bez uprzedniej próby zmierzenia się z rzeczywistością bez pomocy magii) implikują działania chłopca-czarodzieja.

W każdej z trzech opowieści Szulkin eksploruje odmienne przestrzenie, łączy je jednak nadrzędny tytuł, Epikryza (z greckiego „decyzja”, „osąd”). Termin „epikryza” służy do określania analizy postępu choroby, o czym wydawca informuje czytelnika już na okładce książki. Przekładając jednak medyczne pojęcie na prozę Szulkina, można rzec, iż spotykamy bohaterów opowiadań w takim momencie ich życia, w którym nie potrafią dalej grać swojej roli (przykładnego kontrolera, aktorki-dublerki, grzecznego chłopczyka). Ich rozstrojenie nerwowe, neurotyczne zaburzenia (włączając w to te dotyczące osobowości, tożsamości) uniemożliwiają funkcjonowanie na dotychczasowych zasadach… Intrygujące i niepokojące opowieści Piotra Szulkina puentuje chorobliwy śmiech.


Piotr Szulkin, Epikryza
Korporacja Ha!art, 2011


PRZECZYTAJ FRAGMENT KSIĄŻKI