Kuba Mikurda – tłumacz, redaktor, teoretyk kultury. Studiował w Szkole Nauk Społecznych przy IFiS PAN, na Uniwersytecie Jagiellońskim i na Uniwersytecie w Lublanie. Współpracuje z Katedrą Kultury Współczesnej w Instytucie Kultury UJ. Członek zespołów redakcyjnych „International Journal for Žižek Studies” i „Krytyki Politycznej”. Redaktor Linii Filmowej w Korporacji Ha!art.
Michał Oleszczyk – krytyk filmowy, absolwent filmoznawstwa UJ. Publikuje w "Kinie" i na blogach "Ostatni fotel po prawej stronie" i "Last Seat on the Right":http://www.oleszczyk.blogspot.com/. Autor książki "Gorycz wygnania. Kino Terence’a Daviesa":http://ha.art.pl/index.php?var1=ShowHaartBook2All&&var2=124 (Kraków 2008). W Instytucie Amerykanistyki i Studiów Polonijnych UJ przygotowuje rozprawę doktorską poświęconą Pauline Kael.
„Linia Wizualna”, tom 4
projekt okładki i loga serii / Wojtek Doroszuk
redaktorzy serii / Ewa Małgorzata Tatar i Kuba Mikurda
redaktor tomu / Kuba Mikurda
opracowanie redakcyjne, adiustacja, skład i łamanie / Marcin Hernas
korekta / Kinga Surówka, Monika Ples
isbn 978-83-61407-33-1
"Korporacja Ha!art":http://ha.art.pl/index.php i "Stowarzyszenie Nowe Horyzonty":http://www.edukacja.nowehoryzonty.pl/edukacja/index.do, Kraków-Warszawa 2009
______________________________________________________________________
Fragment książki:
(...)Zazwyczaj sprawiało mi przyjemność rozmawianie o moich filmach, bo to jest zawsze świetna okazja, żeby się wytłumaczyć (...) - z Guyem Maddinem o jego filmie „Mój Winnipeg” rozmawiają Kuba Mikurda i Michał Oleszczyk.
*Kuba Mikurda: Czy lubi Pan rozmawiać o swoich filmach? Czy ma Pan syndrom nadopiekuńczego rodzica, wyprowadzającego swe dzieci w świat?*
*Guy Maddin*: Zazwyczaj sprawiało mi przyjemność rozmawianie o moich filmach, bo to jest zawsze świetna okazja, żeby się wytłumaczyć. Po jego ukończeniu postrzegam każdy film jako spis błędów i niepowodzeń. Zazwyczaj w dzień po zakończeniu pracy odczuwam nagły przypływ energii i pokusę, by zacząć wszystko od nowa i nakręcić dany film od zera. Potem to odczucie przemija, ale na wysokości premiery zawsze obawiam się, że publiczność wychwyci moje potknięcia. Dlatego wolę najpierw się wytłumaczyć, wyjaśnić – uprzedzić atak. Często dokonuję przed widzami wiwisekcji mojego dorobku. Czasem, w przypadkach filmów nieudanych, jest to raczej sekcja (śmiech). Mam czasem wrażenie, że uczyniłem przez to swój dorobek aż nazbyt transparentnym; że wyjaśniłem go publicznie za bardzo.
*Michał Oleszczyk: Interesuje mnie recepcja Pańskich filmów przez grupę, której wielu kontekstów wyjaśniać Pan nie musi, bo zna je z pierwszej ręki.
_Mój Winnipeg_ zawierał ich najwięcej. Myślę, że ten film moją rodzinę zabolał. W _Piętnie na umyśle_ było mnóstwo autobiografii, ale tak przetworzonej, że nie dotknęło ich to za bardzo. Ale w _Winnipeg_… to wszystko było na wierzchu. Aktorzy, których wybrałem do zagrania moich braci, wyglądali kropla w kroplę jak oni. Dialogi były prawie stenogramami autentycznych rozmów, albo oddawały identyczny ładunek emocjonalny za pomocą innych słów. Zdecydowałem się nie pokazywać filmu mojej matce, bo ma ponad 90 lat i jej oczy są bardzo słabe. Ale kiedy zaczęto o nim pisać coraz więcej w lokalnych gazetach, poczuła się urażona i raniłem jej uczucia bardziej przez nie pokazywanie, niż przez pokazanie jej filmu. Dlatego urządziłem dla niej w końcu mały seans w moim mieszkaniu, poprzedziwszy film wstępem – wyjaśniłem jej, że fakty w filmie są celowo przekształcone… Mimo że tak naprawdę zbytnio przekształcone nie są (śmiech). Mój brat jest zbyt dobroduszny i skromny, by wskazać, co było dlań bolesne. Moja siostra prawie w ogóle nie skomentowała filmu, z wyjątkiem krótkiego stwierdzenia, że nie ma w nim „ani słowa prawdy”.
*MO: To zdumiewające, w jak wielkim stopniu udało się Panu zmitologizować swoją rodzinę – jest ona żywym organizmem dla każdego miłośnika Pańskich filmów.*
Miałem nadzieję, że to się uda. Już _Martwy ojciec_ był rodzajem takiego mitotwórstwa. Byłem wówczas pewien, że członkowie mojej rodziny poczują się zaszokowani i wstrząśnięci, ale tak się nie stało, bo prawie posnęli z nudów i konfuzji. Więc uszło mi na sucho (śmiech). Ale ta mitologizacja, o której Pan mówi, zawsze była dla mnie ważna – dotyczy nie tylko rodziny, ale także mojej dzielnicy, miasta, otoczenia.
*KM: Premiera każdego Pańskiego filmu jest rodzajem rodzinnego wydarzenia?*
Nie. Moja rodzina nie ma wyrzutów sumienia, że nie ogląda moich filmów (śmiech). Mój brat prowadzi bardzo schludny zeszyt z wycinkami na mój temat. Czasem przy wspólnej kolacji ktoś zapyta, czy pracuję nad czymś nowym, a kiedy ja zaczynam odpowiedź, oni zmieniają temat. Jak w każdym domu: wszyscy interesują się pozostałymi członkami swojej rodziny, ale nie na tyle, żeby naprawdę ich słuchać.
*KM: Jak przyjęli _Mój Winnipeg_ mieszkańcy prawdziwego Winnipeg?*
Byłem w szoku, bo przyjęli go bardzo dobrze. Mieszkańcy tego miasta potrafią być bardzo drażliwi na punkcie swojego miasta i samych siebie. Myślę, że bardzo pomógł fakt, że zanim pokazałem ten film tutaj, zdążył wywołać rozgłos na świecie i zdobyć kilka nagród na festiwalach. Mogłoby być gorzej, gdyby absolutna premiera odbyła się w Winnipeg – wtedy pewnie wydarzyłaby się katastrofa. A tak – przyjęcie było bardzo życzliwe. Na pewno odegrał też rolę fakt, że odczytywałem narrację na żywo – ludziom zrobiło się mnie żal i byli milsi (śmiech).
*KM: Słowa narracji napisał Pan samodzielnie?*
Tak. Nawet nie tyle napisałem, co zaimprowizowałem. Odbyło się kilka sesji nagraniowych, w trakcie których starałem się po prostu komentować to, co działo się na ekranie. Tak właśnie wyłonił się ostateczny tekst – i dlatego jest dobrze dostosowany do moich możliwości głosowych; nie mógłbym przeczytać każdego tekstu, bo nie jestem aktorem. Ale same te sesje nagraniowe bywały ciekawe. Wiedziałem, że nie zdołam napisać tekstu na osiemdziesiąt minut, więc starałem się mówić przez cały czas projekcji, tak żeby powstało jak najwięcej materiału. Czasem brakowało mi myśli, więc po prostu powtarzałem pewne zdania. Tak narodziło się kilka dobrych pomysłów, w tym otwarcie filmu. Kiedy stanąłem w kabinie dźwiękowej po raz pierwszy i film się zaczął, powiedziałem: „Winnipeg”. Zabrakło mi pomysłu, więc powtórzyłem: „Winnipeg…”; i jeszcze raz: „Winnipeg…”.
*MO: I tak narodziło się to potrójne _Winnipeg_, które obecnie jest znakiem rozpoznawczym filmu?*
Dokładnie, powstało z braku pomysłu. Potem wiele elementów powstało dzięki powtórzeniom. Na przykład to uparte zestawienie: „Rozwidlenie… Kolana… Futro…”. Raz był to efekt mojego zawieszenia, kiedy indziej świadoma sugestia montażowa. Mój montażysta skleił z tej narracji wersję radiową _Mojego Winnipeg_, tak więc narracja powstała szybciej niż sam film. Po przesłuchaniu nagrania okazało się, że nie dysponuje ilustracjami do wszystkich jego części, więc zrobiłem dokrętki i włączyłem je do filmu. Ta narracja zza kadru nie tylko towarzyszy obrazom: ona ukształtowała w dużej mierze ten film.
*KM: Niektóre fragmenty _Mojego Winnipeg_ wydają się nakręcone w trakcie spacerów po mieście.*
Bo tak było! Wiele materiału nakręciłem wyprowadzając mojego psa na spacer. Jest coś szczególnego w spacerach z psem – człowiek jest spokojniejszy, przygląda się wielu rzeczom, jakich na co dzień nie zauważa. Każdy mijany obiekt staje się pretekstem do jakiejś myślowej dygresji. W długiej podróży ma się inną perspektywę, ale spacer nastraja refleksyjnie, czasem potrafi uruchomić we mnie melancholię. Zawsze chciałem udać się na jeden z tych wielkich spacerów, popularnych w osiemnastym wieku – jak te długie piesze wycieczki, o których pisze Rousseau – z Genewy do Paryża, na przykład (śmiech). Robert Walser też o tym pisze.
*KM: Swoją drogą, czy znał Pan pisma Walsera przed realizacją _Ostrożnie!_?*
Tak, zapożyczyliśmy od niego pomysł na szkołę kamerdynerów.
*KM: Jeszcze zanim bracia Quay zrobili to w _Instytucie Benjamenta_.*
Tak. W zasadzie, to właśnie tak się z braćmi Quay poznałem. Proszę pamiętać, że ja zaczynałem swoją karierę reżyserską z postanowieniem, że chcę kręcić filmy Schulzowskie – a tu nagle, w tym samym 1986 roku, słyszę że ktoś zekranizował _Ulicę krokodyli_! Byłem wściekły aż do momentu, kiedy obejrzałem film i urzekło mnie jego piękno. Udało mi się zdobyć ich adres około 1990 roku i napisałem do nich, kiedy ukończyłem _Ostrożnie!_ Wysłałem im kasetę z tym filmem, a oni odpisali, że właśnie pracują nad adaptacją Walsera. Poznaliśmy się na festiwalu w Telluride, gdzie pokazywali skończony _Instytut Benjamenta_.
*KM: Ciekawe jest to Wasze pokrewieństwo inspiracji: Walser, Schulz, nawet Roussell (myślę tu o niektórych motywach _Stroiciela trzęsień ziemi_, 2005).*
Kiedy odwiedziłem ich studio, zdziwiłem się jak podobne do siebie są nasze biblioteczki. Stały na nich te same książki, co u mnie. Nasze rozmowy były bardzo zabawne, bo kończyliśmy wzajemnie swoje myśli. Czułem się jak trojaczek Quay (śmiech).
*KM: Zresztą nawet w _Moim Winnipeg_ można odnaleźć pokrewieństwa z początkowymi partiami _Ulicy Krokodyli_…*
Na Pewno chodzi Panu o te fragmenty, w których opisuję małe tylne uliczki Winnipegu. To prawda. Wbiło mi się w umysł to, jak Schulz pisał o chwastach porastających pobocza – dla niego chwasty wydają się być figurą rozpusty. W Winnipeg zimą widać mnóstwo chwastów prześwitujących przez śnieg. Wyglądają pięknie aż do roztopów, kiedy śnieg znika i odsłania całą ich brzydotę. Schulz pomaga mi zabrać się do pisania, bo jego proza odrywa się od ziemi już przy pierwszym zdaniu – czytając go od razu zaczynamy fruwać. Coś podobnego udaje się czasami Rilkemu, który tak jak Schulz potrafi obwieszczać własne metafory jako coś oczywistego, w tonie deklaratywnym.
OFICJALNA PREMIERA książki "Kino wykolejone. Rozmowy z Guyem Maddinem":http://ha.art.pl/index.php?var1=ShowHaartBook2All&&var2=258 podczas "9 MFF Era Nowe Horyzonty":http://www.enh.pl/ na tyłach Teatru Lalek we Wrocławiu 24 lipca o godz. 16:00. Goście: Guy Maddin, George Toles, Gosia Dobrowolska, Tom McSorley, Kuba Mikurda, Michał Oleszczyk. Spotkanie poprowadzi Paweł T. Felis.