Na sam początek wystąpił duet DJ EPROM, EMADE, którzy zaprezentowali półgodzinny set, jako rozgrzewkę do całej imprezy. Elektroniczne rytmy przeplatające się z archaicznie brzmiącymi melodiami m.in. z telewizyjnego programu „Pi i Sigma z Matplanety” świetnie wprowadziły publiczność w klimat całego koncertu. Zaraz po nich na scenie pojawił się zwycięzca internetowego głosowania publiczności, czyli L.U.C. Choć nie jestem miłośnikiem hip hopu, to muszę przyznać, że jego występ należał do bardzo udanych. Dużo dobrej energii popłynęło w trakcie tego koncertu. Słychać było, że artysta bardzo dobrze czuje się na scenie  i łatwo nawiązuje kontakt z publicznością, wciągając ją do wspólnej zabawy. Na uwagę zasługują również oryginalne teksty oraz niesamowite zdolności emisji głosu Luca. Chwilami ciężko było rozróżnić, co było generowane przez samplery a co przez niego samego. Ciekawym dodatkiem były momenty kabaretowe, w których muzycy przebierali się za dziwnie wyglądające postacie (m.in. arabskiego wróżbitę) oraz ku uciesze zebranej publiczności wyśmiewali polską muzykę rozrywkową.

Następnym artystą, który pojawił się na deskach sceny był SPIĘTY. Wokalista zespołu Lao Che, akompaniując sobie gitarą, zaprezentował głównie utwory z solowej płyty. Jego antyszanty spotkały się dobrym przyjęciem publiczności, a ciekawe teksty na pewno wielu osobom zostaną w pamięci. Zaraz po nim wystąpiła grupa braci Waglewskich TWORZYWO. Ich muzyczna mieszanka jazzu, hip hopu oraz improwizacyjnych zagrywek zabrzmiała bardzo ciekawie, choć zdecydowanie lepiej wypadają jako Kim Nowak.
Szkoda, że to nie oni zagrali wczoraj, zwłaszcza, że w ramach koncertu Tworzywa na scenie pojawili się wszyscy muzycy tej grupy.


Po tym koncercie przyszedł czas na bardzo oczekiwany przez wielu występ LECHA JENERKI i jak się później okazało, był to zdecydowanie najlepszy punkt programu. Lech – w towarzystwie swojego zespołu, w którego składzie była m.in. gorąco przywitana pierwsza kobieta na męskim graniu, czyli pani Bożena Janerka oraz gość specjalny, flecista Krzysztof Popek – zaprezentował energiczną mieszankę swoich najlepszych utworów min. „Wieje”, „ Niewalczyk”, „Paragwaj” oraz sztandarowe „Konstytucje”. Po twarzach licznie zebranych pod samą sceną osób widać było, że przyszli głównie dla niego i z pewnością się nie zawiedli. Dobrze było zobaczyć i usłyszeć Lecha w tak dobrej muzycznej kondycji po długiej przerwie. Oby tak dalej.


Kolejnym zespołem, który zaprezentował się na Męskim Graniu była grupa RAZ DWA TRZY. Zespól na żywo brzmi rewelacyjnie, o czym można się było wczoraj przekonać. W dodatku w repertuarze znalazły się ich najlepsze utwory, bardzo ciepło przyjęte przez publiczność. Zaraz po Raz Dwa Trzy na scenie pojawił się Wojciech Waglewski wraz z Mariuszem Wilczyńskim, który w trakcie improwizacyjnych zagrywek muzyka kreślił na swoje grafiki. Był to bardzo ciekawy akcent. Warto dodać, że Mariusz jest głównym autorem wizualnej oprawy Męskiego Grania (m.in. sceny, która po zmroku wyglądała bardzo efektownie).

Zaraz po tym krótkim występie do Wojciecha Waglewskiego dołączyła reszta składu VOO VOO, zaczynając swój koncert. Tu niestety miałem (i jak się później okazało wiele osób, z którymi rozmawiałem) mieszane odczucia. Z jednej strony słuchaliśmy jednego z najbardziej oryginalnych i zasłużonych zespołów na polskiej scenie muzycznej, z drugiej jednak grane utwory gubiły się w natłoku przydługawych i irytujących improwizacji, przez co zatraciło się sporo uroku ich muzyki. Zapewne wiernym fanom zespołu to nie przeszkadzało, jednak dla dużej grupy publiczności koncert mógł się wydać po prostu nudny. Pod sam koniec zespół zagrał jednak kilka swoich sztandarowych utworów (już bez muzycznych popisów), co znacznie poprawiło nastrój. Na sam koniec zespół wraz z Adamem Nowakiem wykonał nastrojową balladę w hołdzie zmarłemu niedawno perkusiście Voo Voo, Piotrowi  Żyżelewiczowi.  Było to piękne zwieńczenie tego koncertu.

Po Voo Voo przyszedł czas na finał, podczas którego wszyscy muzycy zagrali wspólnie singiel tegorocznej edycji „Kobiety nam wybaczą”. Na żywo zabrzmiał on bardzo energicznie i żywiołowo. Zaraz po nim na scenie pojawił się gość specjalny, czyli ABRADAB, z którym muzycy zagrali również zeszłoroczny singiel „Wszyscy muzycy to wojownicy”, wieńczący występ. Na sam koniec na scenie po raz kolejny pojawił się DJ EPROM i EMADE, prezentując pożegnalny set, opatrzony wizualizacjami prezentującymi obrazki z kultowych komputerowych gier z przełomu lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych, co u wielu zebranych jeszcze osób mogło wzbudzić nostalgię.

W zeszłym roku Żywiec był ostatnim przystankiem trasy Męskiego Grania – wtedy już było wiadomo, że należała ona do udanych. W tym roku miasto było pierwszym przystankiem drugiej edycji trasy. Jaka ona będzie? Jeszcze nie wiadomo, ale sądząc po tym koncercie można przypuszczać, że będzie równie udana jak poprzednia. W każdym mieście skład zespołów i wykonawców jest inny, ale łączy ich to, że swoją twórczością udowadniają, że polska muzyka w swojej różnorodności potrafi być bardzo ciekawa i wartościowa. W Żywcu już tego dowiedli.


MĘSKIE GRANIE, Żywiec, Amfiteatr pod Grojcem, 16.07.2011

zdjęcia: Wiktor Matlakiewicz  http://wiki.smutek.pl