Kobiety z 6. piętra Philippe’a Le Guaya to chwilami nawet zabawna opowieść o mężczyźnie w średnim wieku, który dzięki nowej, młodej gosposi i jej przyjaciółkom odkrywa uroki spontaniczności. Niestety film jest straszliwym miszmaszem nie do końca kompatybilnych elementów. Główny wątek jest stopniowo rozszarpywany przez poboczne, które wysuwają się na plan główny. Trudno jest się domyślić, o czym Le Guay chciał tak naprawdę opowiedzieć. O kryzysie wieku średniego czy może o ciężkim życiu w Hiszpanii w czasach dyktatury Franco? O pomocy bliźnim czy o niedojrzałości emocjonalnej? Prawdopodobnie po trochę o każdej z tych rzeczy, ale – jak wiadomo – kiedy film jest o wszystkim, to jest o niczym. Brak konsekwencji i spójności w samej historii to największy mankament filmu.



Poza tym Kobiety z 6. piętra łączą w sobie to, co we francuskiej komedii najlepsze i najgorsze, czyli krytykę mieszczaństwa i przerysowane aktorstwo połączone z humorem nie najwyższych lotów.
Lekka humoreska, za sprawą klozetowych (dosłownie i w przenośni) żartów staje się mało wiarygodna i ciężkostrawna. Postacie skonstruowane na bazie garści stereotypów bardziej pasowałyby do produkcji amerykańskiej niż francuskiej. Powierzchowny i wręcz groteskowy rys charakterologiczny bohaterów nijak ma się do opowiadanych historii, pozostaje więc świadectwem niechlujstwa scenariuszowego.

Drugi film, Razem to zbyt wiele, wypada niestety jeszcze gorzej, stając się europejskim odpowiednikiem produktów filmopodobnych takich, jak Stary, gdzie jest moja bryka? albo American Pie. Przez cały seans nie doszukałem się ani jednego oryginalnego pomysłu, ani jednego przebłysku refleksji reżyserki nad własnym dziełem, a co gorsza zacząłem się obawiać, że już nigdy nie będzie mi dane się zaśmiać. Historia młodego małżeństwa, które traci zmysły z powodu konieczności mieszkania z matką jednego z nich, jest równie infantylna jak warstwa znaczeniowa filmu, która ogranicza się do wyświechtanego banału o wojnie pokoleń.



Do tego dochodzi nie najlepsze aktorstwo (zwłaszcza Erica Cantony) i humor, który poziomem nie odbiega od współczesnych polskich komedii. Rasizm, seksizm, homofobia, prosty humor sytuacyjny (syn brzydzi się, gdy jego matka uprawia sex w pokoju obok itp.) to główna oręż Léi Fazer w walce o uśmiech na twarzy widza. Również znęcanie się nad zwierzętami okazuje się zabawne, a najśmieszniejszym słowem na świecie jest „sodomia”.

W porównaniu z Razem to zbyt wiele Kobiety z 6.piętra są dziełem wyszukanym i górnolotnym. Niestety, patrząc obiektywnie, oba filmy są co najmniej kiepskie. Co gorsza trudno jest gdybać na temat tego, czy można byłoby je zrobić lepiej, bo słabość ewidentnie tkwi w scenariuszach, ograniczających się do mdłych i chwilami żenujących dialogów. Francuzi nigdy nie przodowali w komediach – chyba że ktoś lubi Louisa de Funès, ale obecnie staczają się po równi pochyłej. Ostatnie dokonania Jeuneta i choćby Leconte’a świadczą o regresie w filmie francuskim, który – miejmy nadzieję – ograniczy się wyłącznie do komedii, zanim zniknie całkowicie i pozwoli uwierzyć w możliwość zaśmiania się jeszcze kiedyś w sali kinowej.


2. Przegląd Nowego Kina Francuskiego
Kino Pod Baranami
27-30 czerwca 2011


Kobiety z 6. piętra (Les Femmes du 6e étage)
reżyseria: Philippe Le Guay
grają:  Fabrice Luchini, Sandrine Kiberlain, Natalia Verbeke, Carmen Maura, Lola Dueñas, Berta Ojea, Lauriane Escaffre
czas trwania: 100 min.
produkcja: Francja 2011


Razem to zbyt wiele
(Ensemble c'est trop)
reżyseria: Léa Fazer
aktorzy: Nathalie Baye, Pierre Arditi, Aïssa Maïga, Jocelyn Quivrin, Laurent Lafitte, Eric Cantona
czas trwania: 96 min.
produkcja: Francja 2010