Wietrzna kraina wysp na peryferiach Europy, wrośnięta w nordycką mitologię, surowa i trudno dostępna uruchamia pokłady romantycznej wyobraźni u każdego samozwańczego pioniera. W zależności od rodzaju młodzieńczej ekscytacji cel podróży – archipelag osiemnastu wysp wulkanicznych na Morzu Norweskim – przybiera na mapie inny kształt. Staje się albo tańczącą primabaleriną, która w ekstatycznym pląsie odchyla głowę i zatraca się w złowieszczej melodii otaczającego ją oceanu albo grupą bawiących się w chowanego olbrzymów, świecących plezerami jak poczciwe pierdoły, które ukryły się za pieńkiem młodziutkiej brzozy z nadzieją, że nikt absolutnie niczego nie zauważy. Które z porównań jest trafniejsze, trudno rozstrzygnąć nawet po kilkuminutowym, uporczywym wpatrywaniu się w topografię wysp. Gdy odkrywców jest dwóch, reporterska fantazja każdego z nich nie tyle się podwaja, co zaczyna zmierzać w zupełnie nowym kierunku. Można tu więc mówić z jednej strony o umiejętnym wplataniu w tekst zebranych podań ludowych, opowieści i wspomnień mieszkańców archipelagu, z drugiej natomiast – o nie do końca kontrolowanym balladotwórstwie, skutkującym preparowaniem legend i wymyślaniem bajek na potrzeby chwili, nie zawsze adekwatnym do głównego toku narracji.

Mozaikowa budowa reportażu z Wysp Owczych nadaje książce niepowtarzalny charakter, który od czasu do czasu zakłócają przestylizowane fragmenty wspomnień autorów. Obok wykorzystania obrazu spa dla martwych ryb do opisu sortowania czarniaków w farerskiej przetwórni, pojawia się także rozmowa z pstrągiem o stworzeniu encyklopedii farerskich postaci i anegdot.
Wyborem formy natomiast zaskakuje rozpisana na głosy Telenowela rodzinna, w której jedną z początkowych scen otwiera wychylająca z kuchni głowę kobieta w wełnianych skarpetkach. Na szczęście tego rodzaju rozwiązania stylistyczne występują z małą częstotliwością, a to pozwala na zaczerpnięcie oddechu przed kolejnym wprowadzeniem typu Ukujmy historię o… czy można by spreparować legendę o…, ilustrującym trudności w pogodzeniu reportażu z baśnią. Wybór takiej strategii pisarskiej i próba połączenia odmiennych gatunków nie wypada tu wiarygodnie. Jest natomiast tym, co – paradoksalnie – tworzy autentyczny obraz procesu przepracowywania doświadczeń skrupulatnego reportera, naiwnego turysty i filozofującego eksploratora w jednym.

81:1. Opowieści z Wysp Owczych rejestrują każdy aspekt życia Farerów – od kształtującej dumę narodową historii pierwszych osadników, przez lokalne rekordy Guinessa, po niewybredną twórczość słowną wydrapaną na ścianach miejscowych dyskotek. Początkowo idealistyczny obraz państwa, w którym więzienie świeci pustkami, w teleturnieju telewizyjnym nie można nie wygrać, a w przydomowym ogródku każdy ma swoje własne Bullerbyn, odsłania rzeczywistość już mniej bajkową.   

– Dasz wiarę, że my, Farerowie, pijemy z dobrobytu? Nasze domy urządziliśmy wymarzonymi meblami, handlarze drogich samochodów całują nas po rękach. Mamy oszczędności na starość i wykupione mieszkania w Tórshavn dla naszych dzieci. Widzieliśmy tyle świata, że znudziło nam się przeglądanie zdjęć. Nawet nie możemy specjalnie czuć się egoistami, bo część cotygodniowego wynagrodzenia wpłacamy na konta fundacji charytatywnych. W dodatku zarabiamy coraz więcej, a pracujemy coraz mniej, (…) mamy zatem więcej wolnego czasu. I już nie wiemy, czym go wypełnić. Nie stawiamy sobie nowych celów, nie wiemy, do czego dążyć. Perspektywa wolnego weekendu bywa przerażająca (…). Żyjemy na pół uśpieni, szukamy sposobów zabicia czasu, próbujemy uciekać od melancholii, która szybko przeradza się w depresję.


Z punktu widzenia kontynentalnego Europejczyka, a tym bardziej polskiego czytelnika, zabarwione katastrofizmem zwierzenia Farera przybierają groteskowy ton. Trudno uświadomić sobie fakt, że przeciętny mieszkaniec archipelagu może narzekać na warunki ekonomiczne, jakie zapewnia mu jego państwo. Jednym ze sposobów ucieczki od powszechnego ładu i porządku okazuje się imperatyw wynajdowania i celebrowania wszelkiego rodzaju świąt i wydarzeń nietypowych. Mogą to być zarówno obchody Święta Wszystkich Świąt, jak i misterne przygotowania do długo wyczekiwanego koncertu Bryana Adamsa. Każda okazja jest dobra, by wykrzesać z siebie odrobinę optymizmu i wspólnymi siłami przywołać dawnego ducha kolektywnej beztroski. Najpiękniejszym przejawem farerskiego tradycjonalizmu jest taniec korowodowy, którym wspólnie manifestujemy naszą narodową niezłomność. Nasz optymizm wynika z tego, że czujemy się wspólnotą, że jesteśmy zorganizowaną zbiorowością. Śpiewamy, że niestraszne nam sztormy na morzu i wszelkie okropieństwa na lądzie. Niestraszne, dopóki trzymamy się razem. I nieważne jest to, że przechodzień poproszony o wyrażenie swojej opinii na temat utworzenia ogromnego korowodowego łańcucha wokół miasta, odpowiada tylko: Tutejsze góry kojarzą mi się z cycami. To tak jakby PRL-owską ideę łańcucha czystych serc Andermana przełożyć na rzeczywistość, tylko o nieco surowszym klimacie. Na każdej szerokości geograficznej absurdy ludzkiej mentalności mają podobny wymiar. Można im się przyjrzeć dokładniej dzięki kilkunastu portretom Farerów przedstawionym w reportażu.

Marcin Michalski i Maciej Wasielewski oferują czytelnikowi przekrój charakterologicznych osobliwości całego archipelagu. Od rzeźbiarza podpisującego imieniem każdy kawałek drewna,  przez listonosza, któremu nigdy nie zdarzyło się nie dostarczyć przesyłki, po śmiałka, który w 41 dni ukończył samotny rejs ze stolicy wysp do Kopenhagi. Informacje, które można wyłuskać z miejscami przegadanego sprawozdania, są warte odrobiny cierpliwości. Po przeanalizowaniu wypowiedzi każdego z bohaterów książki można zrozumieć, dlaczego na jednym poziomie społecznej wrażliwości umieszcza się zezwolenie na barbarzyński ubój grindwali i zakaz nieuzasadnionego przenoszenia głazów, pod którymi żyją elfy huldufólk.

81:1. Opowieści z Wysp Owczych nie da się przeczytać jednym tchem. Natłok informacji i nachalny ton reporterskiej wypowiedzi męczy, bywa miejscami wręcz irytujący. Przyznać jednak trzeba, że praca włożona przez autorów w przygotowanie się do wyprawy na Faroje jest ogromna, a zebrane materiały i notatki, uaktualnienia na autorskich blogach – nie do przecenienia.

Marcin Michalski, Maciej Wasielewski, 81:1. Opowieści z Wysp Owczych
Czarne, 2011