Ludzie brzydzą się starością. Bo jest chorobą, bo jest niedołężnością, bo czasami śmierdzi moczem, bo jest o krok od śmierci. Starość to ten okres, kiedy istota ludzka powoli zostaje sprowadzana do czystej fizjologii. Człowiek w podeszłym wieku czasami nie kontroluje swojego ślinienia, oddawania moczu i kału, nie stosuje się do reguł, nie zachowuje tabu. O starych ludziach nikt nie chce opowiadać historii. O ile bardziej ekscytujące są przygody pięknych i młodych kochanków! A człowiek niedołężny? Przypomina nam tylko o tym, w co się przemienimy, a co wcześniej będziemy obserwować na przykładzie naszych rodziców. W pewnym momencie każdemu przyjdzie zmierzyć się z naturą. I ta konfrontacja jest dla starego człowieka ponowoczesnego najtrudniejsza.

Niemiecka choreografka Helena Waldmann, zaliczona przez Hansa-Thiesa Lehmanna do twórców teatru postdramatycznego, w swojej sztuce Revolver Besorgen główną bohaterką czyni pogrążającą się w demencji, dawną primabalerinę. Najpierw słyszymy huk, potem widzimy but. Huk jest nagły i zdecydowanie za głośny. But, wyłaniający się zza kulis, zbyt niestabilny jak na obuwie tancerki. Buty, tak jak cały kostium, zlewają się z ciałem. Wszystko jest tego samego koloru. Nawet blond włosy Brity Rodemund sprawiają wrażenie, jakby ich nie było. Mamy przed sobą ciało. Ciało maszeruje w rytm przedziwnej pieśni w nieokreślonym języku. Chwieje się, nie potrafi skoordynować ruchów nóg i rąk. Staruszka próbuje sobie przypomnieć dawne kroki, ale muzyka jej w tym nie pomaga.
Jest ciągiem niezsynchronizowanych dźwięków. Próbuje wydobyć z nich rytm, tak jak spośród swoich zabałaganionych myśli usiłuje odnaleźć wspomnienia. I nagle – cyk! Ktoś w głowie tancerki podmienił płyty. Teraz i ona, i my, słyszymy wyraźnie. To „Unforgetable”. Ciało artystki wykonuje harmonijne ruchy. Nie ma pomyłki. Już nie mamy przed sobą staruszki, a młodziutką primabalerinę, która przeżywa pierwsze miłosne uniesienia. Teraz widzimy, że część jej stroju to kostium baletnicy. Resztę stanowi przedziwna kombinacja długich spodni i bermudów. „Unforgetable” cichnie. Ustaje także taniec primabaleriny. Na jej twarzy widoczny jest grymas. Powoli znowu zaczyna pogrążać się w otchłaniach swojej „niepamięci”. Gwałtownymi ruchami przemierza czarną scenę. Nagle ściąga spodnie. Światło ciemnieje. Tancerka wkłada palec pod przyklejony na wewnętrznej stronie uda cielisty plaster. Uszy przeszywa niemiecka pieśń patriotyczna, jedna z tych popularnych w okresie III Rzeszy. Ciało przeszywa dreszcz, bo odległość i delikatne światło sprawiają, że palec artystki wydaje się wędrować głęboko pod jej skórą. Czy to reakcja staruszki na wspomnienia? Czy każdą, w pełni odtworzoną, retrospekcję, trzeba fizycznie odreagować? Czy za każdą chwilę jasności umysłu, należy przypłacić utratą kontroli nad własnym ciałem? A może w ogóle nie posiada się tej kontroli? Czy nazistowska pieśń nie jest symbolem politycznej władzy, której podlega nasze ciało?



W głębi sceny piętrzy się sterta plastikowych siatek. Wszystkie w odcieniach pomarańczowo-czerwonych, jakby miały symbolizować namiętności bohaterki. Tancerka przynosi pojedyncze egzemplarze na proscenium. Pomagają jej w „przypominaniu sobie”. Z jedną z nich zaczyna taniec. Wykonuje brawurowe solo do muzyki Mahlera. Kłania się. Z offu słychać ogłuszające brawa. Jej ręka przesuwa się w stronę krocza. Brawa cichną. Teraz słyszymy intymną rozmowę kochanków. Ona tłumaczy mu, gdzie i jak ma jej dotykać. On się raz po raz dziwi jej słowom, próbuje i pyta. Trudno uwierzyć, że ta scena to tylko odtwarzane nagranie. Wydaje się raczej, że zakochani są za kulisami, a stojąca na scenie kobieta onanizuje się do ich gry wstępnej. Coraz gwałtowniej pociera krocze. Szybciej i szybciej. W końcu wkłada rękę w spodnie i odwraca się. Nie widzimy wyrazu ekstazy na jej twarzy, ale odchylona w tył głowa stanowi znak, że doznaje rozkoszy. Tak, stara kobieta doznaje rozkoszy seksualnej. Wspomnienie miłości fizycznej jest tak silne, że nie zatarły go lata i choroba. Ta scena jest najdłuższa w całym spektaklu. Jedyna, w której tancerka absolutnie zmusza własne ciało do uległości. Nie poddaje się ono bezwolnie muzyce, by za chwilę nie pamiętać kroków, które wykonywało. Jest jej posłuszne i odczuwa przyjemność, bo ona tego od niego oczekuje (pragnie). Paradoksalnie scena masturbacji, czynności czysto fizjologicznej, oddaje tancerce człowieczeństwo. Aktywność seksualna sprawia, że człowiek staje się dorosły, wchodzi w fazę najlepszych, produkcyjnych lat swojego życia. To istota ludzka w pełnym tego słowa znaczeniu. Seks i wszystko, co z nim związane, przynależy młodym. Już z lekkim niesmakiem myśli się o miłości lub masturbacji uprawianej przez własnych rodziców. O seksie dziadków nie mówi się wcale lub wzdryga się z niesmakiem. Co dopiero o masturbacji kobiety cierpiącej na demencję? Kobiety, która z momentem ustania menstruacji, staje się drugorzędnym uczestnikiem życia seksualnego. Masturbacja symbolicznie przywraca jej ciało i dorosłość. Za chwilę tancerka znowu stanie się infantylną staruszką niekontrolującą własnych ruchów. Z głębi sceny przyniesie kawałek szkła, na widok którego wykrzywi usta w dziecięcym grymasie. Będzie go nosiła przy sobie do końca spektaklu, powoli cofając się w rozwoju. Już nie uda jej się powtórzyć kroków, już nie zapanuje nad swoim ciałem. Jej ciało zostanie rozcięte i poddane sekcji. Z offu usłyszymy fachową rozmowę studentów i profesora nad jej zwłokami. Ciało ostatecznie zostało jej odebrane, ale przez godzinę wypreparowanej przestrzeni nie-rzeczywistości wymykało się mechanizmom władzy. Teatr postdramatyczny stwarza lukę, w której można zdefiniować niedefiniowalne, odzyskać utracone albo zobaczyć ukryte.


Revolver besorgen

pomysł, reżyseria i choreografia: Helena Waldmann
taniec: Brit Rodemund