Manazuru wypełniają liczne retrospekcje, reminiscencje młodości Kei, dygresyjne, anegdotyczne i ulotne. Niekiedy, za sprawą zazdrości bohaterki, wkrada się do nich fałsz, trudno odróżnić wymysły zakochanej kobiety od realnych wydarzeń. Odbiorca dryfuje pośród strzępków, fragmentów wspomnień, nie odróżniając fikcji od prawdy. I tak pozostanie aż do końca powieści, której zakończenie – co typowe dla japońskiej literatury – jest otwarte.
Rzeczywiste Manazuru to nadmorskie miasto, znajdujące się w prefekturze Kanagawa. W powieści Kawakami nabiera ono jednak szczególnych właściwości – staje się płaszczyzną, na której dochodzi do ścierania się i przenikania dwóch światów: realnego i onirycznego. Manazuru przybiera formę miejsca urojonego, wyśnionego, przestrzeni tyleż duchów czy bogów, ile przeszłości, osobliwego świata widm, ledwie widocznych porzuconych i wypartych wspomnień. Intrygująca jest konstrukcja owej krainy przeszłości – paradoksalnie nic nie jest w niej definitywne, dookreślone, gdyż minione wydarzenia uwięzione są w wiecznym niedokończeniu, niedokonaniu, trwaniu i nieprzemijaniu.
Odbywane przez Kei podróże do Manazuru wydają się pretekstem, istotniejsza okazuje się bowiem wewnętrzna peregrynacja, duchowa, introwertyczna wyprawa.
Co istotne, podczas podróży w głąb Manazuru Kei musi zmierzyć się z własną fizycznością, fizjologią, cielesnością, aby pojąć, czym w istocie jest obcość i bliskość, inność i „swojskość”. Okaże się to niezbędne dla odbudowania więzi zarówno z córką i matką, jak i z dwoma mężczyznami jej życia – zaginionym mężem Reiem oraz kochankiem Seijim. Pożegnanie, duchowy pogrzeb tego pierwszego stanie się wyzwoleniem. Niezwykle zmysłowe, intymne, wręcz wiwisekcyjne (auto)analizowanie i rekonstruowanie z jednej strony każdego słowa i gestu, z drugiej – cielesnych doznań, fizycznego nienasycenia, przywodzi na myśl literacką twórczość Jun’ichirō Tanizakiego, blisko tu także do prozy Kenzaburō Ōe.
Hiromi Kawakami wykorzystuje strukturę labiryntu – w czasoprzestrzeni Manazuru pełno jest ślepych uliczek, przeszkód, błądzenia, docierania po omacku do zakrytej, odrzuconej i zanegowanej prawdy. Jednakże dominuje w Manazuru quasi-filmowe odwzorowywanie i przetwarzanie rzeczywistości. Przeskoki w czasie, nagłe zwroty w obrębie czasoprzestrzeni, niebezpieczne przyspieszanie i spowalnianie (na granicy psychodeliczności) akcji wzbudzają niedoparte odczucie oglądania wybranych scen, kadrów z filmu. Sytuacje i wrażenia nagle się urywają albo przechodzą jedne w drugie, bez ostrzeżenia, zupełnie jakby rzeczywistość i nierzeczywistość (sen na jawie) wdzierały się w siebie na siłę, brutalnie, drastycznie, druzgocąc i niszcząc równowagę między dwoma światami, a tym samym równowagę psychosomatyczną Kei i odbiorcy dzieła. Z ową techniką niby-filmową łączy się osobliwe podejście do konstruowania dialogów (identycznie było w Nadepnęłam na węża). Można rzec, że Kawakami dekonstruuje konwencjonalne dialogi – ich partie są zaburzone, często brak wyodrębnionych wypowiedzi bohaterów powieści, niejednokrotnie bywają maskowane. Z jednej strony sprawia to wrażenie, że Kei mówi sama do siebie, z drugiej – że kobieta odbiera wyraźniej, czytelniej nieliczne z wypowiedzianych słów, inne zaś stają się po prostu tłem, dekoracją, zamazują się i rozpływają. Przestrzeń jest wypełniona dźwiękami. Kawakami preferuje krótkie wypowiedzenia, nierozwinięte zdania, na swój sposób będące wypunktowaniem najważniejszych elementów przestrzeni. Reszta pozostaje w zawieszeniu, niedopowiedzeniu. Analogicznie jest z pojawiającą się pod koniec powieści informacją, że Kei pisze książkę. Oczywiście, pisanie jest rodzajem autoterapii, a zatem aktem intymnym – czyżby Manazuru było w całości zapisem Kei?
Obok subtelnych, poetyckich (bardziej w swej formie przywodzących na myśl haiku czy tankę) opisów zjawisk przyrodniczych także bogata symbolika Manazuru przywodzi mimowolne skojarzenia z prozatorską działalnością Yasunariego Kawabaty, pierwszego japońskiego noblisty w dziedzinie literatury. Drobne poruszenia w obrębie natury współgrają ze stanem psychicznym bohaterów Manazuru, zwłaszcza Kei. Poszczególne elementy przyrody, takie jak ptaki, kwiaty, ryby, kijanki, pies czy wreszcie cień, transponują uczucia i doznania Kei, szczególnie przemijanie, samotność, odejście, ucieczkę, śmierć. Kontrapunktem dla tak pojętej roli natury stają się lalki, fotografie oraz ruiny domów, symbolizujące między innymi upadek, miniony czas, przeszłość, niezrealizowane i niespełnione marzenia, zmarnowany potencjał, nieziszczalne pragnienie stworzenia silnej i stabilnej rodziny…
Wydane po raz pierwszy w Japonii w 2006 roku Manazuru jest powieścią niezwykle zmysłową, a jednocześnie ulotną i subtelną. Autorka prowadzi czytelnika po różnych wymiarach samotności i opuszczenia, wprowadzając go do kobiecego ogrodu słów i myśli. Wielopoziomowe Manazuru można odczytywać zarówno przez pryzmat japońskich kategorii estetycznych, japońskiej symboliki (niewątpliwie wiedza, jakimi znakami zapisane są imiona Kei i Reia, przydałaby się do interpretacji), jak i jako egzemplifikację literatury introspektywnej i psychodelicznej.
Hiromi Kawakami, Manazuru
przeł. Barbara Słomka
Karakter, 2011