Ta niewielka książka ma tak naprawdę dwoje autorów. Obok tekstów Franczaka zobaczy czytelnik obrazki. Inaczej jednak niż w przypadku na przykład Pacynek ich autorem nie jest PIO Kaliński, ale Sonia – córka pisarza. Pamiętana z Grawitacji, szczególnie z ostatnich tekstów, tym razem gra podwójną rolę – jest jednocześnie bohaterką większości esejów i autorką dodających całemu zbiorowi dziecięcego uroku obrazków. Ruch to zastanawiający z wielu powodów. Powstaje bowiem pewien problem ze stwierdzeniem, jaka dokładnie ma być ich funkcja. Teksty z Kwiatków nie są przecież urywkami dziennika, autentykami, często odnieść można wrażenie, że są fikcjonalizowane, co zresztą uważam zdecydowanie za ich walor. Z kolei taki właśnie charakter mają obrazki – są wprost przeniesionymi z rzeczywistości rysunkami małej dziewczynki. Problem więc jest taki, że czytelnik może mieć wiele trudności ze zinterpretowaniem tego, bardzo przecież oryginalnego i ciekawego, rozwiązania, nie mając do tego, by tak akademicko rzec, narzędzi. Ocena nie będzie dotyczyć więc raczej samych obrazków (byłoby to zresztą niezbyt rozsądne), ale samego ich umieszczenia w tomie esejów. Jedne i drugie publikowane były wcześniej w „Mrówkojadzie” – dla stałych czytelników tegoż będzie to więc raczej powtórka z rozrywki, ewentualnie przyjemność lekturowa w myśl zasady, że najbardziej lubimy te piosenki, które znamy – co też nie jest w tym kontekście bez znaczenia (na myśli mam oczywiście swobodny charakter czasopisma).


Jest więc tak, że obrazki współistnieją z tekstami, lecz nie mają wielkiego z nimi związku. Owszem, Franczak większość tekstów mniej lub bardziej wiąże z osobą swojej córki, lecz nie z ilustracjami, które możemy zobaczyć. Uatrakcyjnia to niewątpliwie samą publikację, która jest czymś zupełnie unikalnym i niestandardowym na rynku książki. Eksponując kwestię znaczenia Sonii zarówno w książce, jak i samych tekstach, miałam na myśli coś jeszcze. Mówiący to tłumaczy córce rozmaite zjawiska społeczno-kulturowe (sprawy – przyznać trzeba – do łatwych nie należą), to rozważa wpływ przeróżnych czynników na jej wychowanie i dorastanie (tu, nie inaczej niż w powieściach, szereg rozpoznań na temat kultury formującej człowieka, jego płeć, tożsamość, itd.), to prezentuje rozważania w formie, którą w innym kontekście byłoby znacznie trudniej uzasadnić. Wydaje mi się, że taka konstrukcja tekstów sprawia, że pozwolić sobie może autor na znacznie więcej niż gdziekolwiek indziej. Autoironicznie i z dużym dystansem do siebie i swoich rozmaitych ról, mówi o podobnym poniekąd problemie w rozmowie z córką: Jak to „byłem” pisarzem? To znaczy, że już nie jestem? – Nie – odparła rezolutnie – teraz jesteś tatusiem. No ładnie, będę miał o czym myśleć przez pół nocy: kim jestem, jak pogodzić sukces zawodowy ze szczęściem osobistym, czy odcisnę stopę na piaskach czasu…

Widać ten inny tryb wypowiedzi na przykład wtedy, gdy rozważa Franczak kwestie związane z dzieciństwem, problemami z różnicą perspektyw dziecka i dorosłego, skomplikowany tryb przedstawiania problemów religijnych, spraw tzw. ostatecznych i tym podobnych. Te właśnie refleksje, gdyby pojawiły się w innym miejscu, w towarzystwie innych obrazków bądź w innej konwencji, trudno by było przyjąć bez powściągliwości. Tutaj, gdy sytuacja komunikacyjna jest zupełnie wyjątkowa, autorowi to uchodzi, więcej: czytelnik może być naprawdę urzeczony. Krótkie wakacje Franczaka – chwilowe odsunięcie powieściowych skomplikowań i niełatwych, choć w odmiennym sensie, zagadnień – są więc okazją do innego spojrzenia na tekst, jego funkcje i możliwości.  Czułość, z jaką opisuje zdarzenia (czy autentyczne, czy zmyślone – to nie ma dla mnie większego znaczenia), w których bierze udział ze swoją córką, jest naprawdę ujmująca. Właśnie – czułość, fascynacja rosnącym dzieckiem i samą z nim relacją, nie zaś obustronna infantylizacja i nudne zachwyty. Odsłania się tu Franczak bardzo, ukazuje się w zupełnie innej sytuacji (choć już w Grawitacjach pojawiały się takie fragmenty) i nie staje się tym samym pisarzem „tatusiowatym” (swoją drogą idę tu chyba najzupełniej po myśli autora; niech i tak będzie), ale ukazuje siebie jako ojca (czy obraz ojca, który chciałby konstruować dla czytelnika) w różnych, symptomatycznych i kluczowych chyba sytuacjach.

Poza najistotniejszymi, jak mi się wydaje, esejami, silnie związanymi z postacią córki, pojawiają się w tomie także takie, jakich spodziewać się może czytelnik po twórczości autora – są w nich i błyskotliwe refleksje, i smakowite – literacko-towarzyskie i literackie, choć nie tylko – anegdoty i świetny, charakterystyczny styl prowadzenia narracji. Może większy kawałek z – nomen omen – koncertowego tekstu: Poskakałem pięć minut, pokrzyczałem „give us liberty or give us death!”, ale zaraz mnie poczęła zastanawiać ta alternatywa: wolność albo śmierć. Jakby się tu kryła jakaś zagadka – bez sensu, w każdym razie ta myśl błyskawicznie mnie zniewoliła, bo jeżeli wolność to w tłumie, a mój zmysł uczestnictwa łagodnie obumarł, i już tylko patrzyłem na tę spoconą, pijaną tłuszczę, miotającą się konwulsyjnie w świetle reflektorów („jak zwierzęta!”). I, chciałoby się powiedzieć, tak to u Franczaka jest: refleksje pojawiające się w dość nieoczekiwanych sytuacjach, przenikliwe, ironiczne i autoironiczne spojrzenie, celne obserwacje -  takich tekstów także w tym tomie jest wiele. Jeszcze kilka snów (dialog  Co zrobiła? – Otyła zapamiętam na długo), epifanii, małych ambarasów z udziałem czytelników i refleksji na temat literatury. No i mamy Kwiatki.

Tekst ukazał się w magazynie „Mrówkojad” (nr 55)

Jerzy i Franczak, Kwiatki
ilustracje: Sonia Franczak
Wyd. Lokator, 2011