Pierwszym filmem festiwalu były Sąsiadki Franziski Meletzky, historia dwóch kobiet, które jakiś czas temu straciły kontakt z rzeczywistością, choć w zupełnie innych okolicznościach. Dora zamknęła się w świecie ustalonych rytuałów, takich jak podlewanie roślin, odkurzanie ścian i usilne porządkowanie swojego życia z obsesyjną skrupulatnością. Każda wyrwa w tym wypracowanym systemie musi zostać jak najszybciej zniwelowana, by bohaterka mogła w spokoju powrócić do cichej wegetacji – tak, by nikt jej nie zauważył. Do świata ustalonych z góry czynności wkrada się jednak Jola (niezła Grażyna Szapołowska), outsiderka uciekająca nie wiadomo przed czym (choć możemy się tego domyślać). Poszukiwana przez policję znajduje schronienie w sterylnym mikrokosmosie Dory, który oczywiście wywraca do góry nogami.

Mimo że chwilami z filmu bije niedopracowanie (jest on zresztą debiutem pełnometrażowym młodej reżyserki), to pod względem samej koncepcji stawia niewygodne i przemyślane tezy. Skrzywdzeni ludzie potrzebują znieczulenia, całkowitego przewartościowania dotychczasowych priorytetów, które trzymają ich w matni kryzysu emocjonalnego. Przy okazji ranią innych i zaniedbują racjonalną stronę swojej osobowości. Niby powszechnie znana prawda, ale Meletzky postanowiła nie piętnować tego stanu rzeczy i za tę bezstronność należą się jej pochwały. Dwie dorosłe kobiety mają prawo zatracić się w swoich emocjach, zwłaszcza kiedy są świadome nietrwałości ich relacji.

Sąsiadki, dzięki nieskomplikowanej i bardzo przejrzystej fabule, są filmem z dużym potencjałem komercyjnym, zwłaszcza, że sporo jest w nim humoru (czasami niewybrednego) i co najmniej dwa razy pojawia się stereotyp polskości, który śmieszy samych Polaków (świadczą o tym reakcje na sali).
Zupełnie inaczej jest z filmem Gigola. Nie ma tu ani uproszczeń, ani wielkich point. Historia sama w sobie jest trudna do racjonalnego przyjęcia, a wyszukany styl, który reprezentuje główna bohaterka kłóci się często z kiczowatymi aranżacjami scen (zwłaszcza erotycznych).

George/Gigola jest młodą kobietą, która zarabia na życie świadcząc usługi o charakterze romantyczo-seksualnym. Nie jest zwykłą prostytutką sprzedającą tylko swoje ciało. Za pieniądze dostaje się także całą otoczkę eleganckiej chłopczycy, która bardziej przypomina młodego dandysa. Gigola jest też alfonsem. W jej przypadku całe pejoratywne zabarwienie tego słowa znika. Czerpie oczywiście korzyści z pracy swych podopiecznych, ale dba o nie i jest w stanie zabić każdego, kto próbuje je skrzywdzić. W filmie pojawia się także wątek transgenderowy, temat skomplikowanych relacji z rodziną i poświęceń, na jakie gotowi są ludzie by wyrwać najbliższych z depresji.

Właśnie wielowątkowość, połączona z kontrowersyjnym zakończeniem, sprawia, że Gigola nie jest filmem dla każdego. Jego oglądanie wymaga ogromnej empatii i nieoceniającej postawy wobec zachowań autodestrukcyjnych. Chwilami uroczy i wizualnie atrakcyjny, jest ostatecznie gorzką opowieścią o samotności, niespełnieniu i indywidualizmie. George została zaprojektowana jako postać bardzo prostolinijna na zewnątrz i jednocześnie bardzo rozdarta wewnętrznie. Trudno jest ją zrozumieć, ponieważ – jak sama mówi – noc jest jej naturalnym środowiskiem. Nie jest to noc zabawy, po której wraca się do bezpiecznych czterech ścian, ale noc pełna niebezpieczeństw i rozczarowań, w której tylko najsilniejsi potrafią się odnaleźć.

Bardzo mocnym akcentem festiwalu okazało się Braterstwo Nicolo Donato. Film o gejowskiej miłości dwóch członków partii neonazistowskiej, którzy przeżywają bardzo intensywny romans ze swastyką w tle. Film zaczyna się od sceny pobicia przypadkowego homoseksualisty, który umówił się na seks w parku. Źle trafił, ponieważ zamiast urodziwego młodzieńca czekała na niego grupka łysych mężczyzn w glanach. Scena ta nadaje ton całemu filmowi. Jej brutalny charakter pozostawia na widzu piętno, które będzie odczuwał przez cały seans. Dzięki niemu zachowany zostaje ambiwalentny stosunek do głównych bohaterów. To nie jest historia o zakazanej miłości, to w gruncie rzeczy bardzo nihilistyczna opowieść o zbrodni i karze (lub jej braku, w zależności od konkretnych bohaterów).

Fabuła jest dość prosta. Dwóch neonazistów zakochuje się w sobie i korzystając z tego, że mieszkają na odludziu, dają wyraz swoim uczuciom (jedną z największych zalet filmu są nieprzesłodzone sceny erotyczne, w których wyraźnie zaakcentowane są nazistowskie symbole na ciele jednego z bohaterów). Oczywiście muszą ukrywać się przed kolegami z partii i być największymi rasistami w grupie, by nikt nie mógł poddać w wątpliwość ich lojalności zasadom życia zgodnie z prawami natury. Wyjątkowość filmu polega przede wszystkim na niemożności prostego przyporządkowania Larsa i Jimmy’ego jako ofiar, katów lub kogoś pomiędzy. Daje to możliwość bardzo osobistej interpretacji i zachęca do zaangażowania się w oglądane wydarzenia. Nie chcę zdradzać zbyt wiele, ponieważ film będzie wyświetlany jeszcze raz na festiwalu, a i szersza dystrybucja jest zapowiadana, więc każdy powinien sam ocenić bohaterów, z którymi ja zdecydowanie nie sympatyzuję.




W zupełnie inny klimat wprowadzić może widza Diferente Luisa Marí Delgado. Reklamowany jako musical z queerowym podtekstem, jest w gruncie rzeczy narkotyczną fantazją na temat syna-geja marnotrawnego. Fabuła nie mogłaby być prostsza: młody mężczyzna w skórzanej kurtce nie jest zainteresowany rodzinnym biznesem, woli tańczyć i śpiewać w teatrze oraz wdawać się w bójki. Martwi to jego ojca, który próbuje wyprowadzić syna na prostą. I nawet chwilowo mu się to udaje, ale, jak wiadomo, natura ciągnie wilka do lasu... Diferente przypomina nieco eksperymentalne filmy z lat 60. przeznaczone dla publiczności, będącej pod wpływem nielegalnych substancji odurzających. Kiedy jednak rozsiądziemy się wygodnie w fotelu i skupimy wzrok na feerii barw płynącej z ekranu, możemy poczuć się bardzo komfortowo w tym dziwacznym uniwersum tańca i wszechogarniającego kampu. Jest to jeden z najbardziej przesiąkniętych sztucznością filmów, jakie w swoim życiu widziałem. W żaden sposób nie dorównuje Rocky Horror Picture Show, ani Johnowi Watersowi, ale wart jest uwagi tak, jak każdy straszliwie zły film przyciągający właśnie tym, jak bardzo jest zły.



O MIŁOŚCI MIĘDZY INNYMI
4. festiwal filmów o mniejszościach seksualnych
Kino Pod Baranami
13 – 19 maja 2011


Patronem medialnym festiwalu jest E-SPLOT