Zarzuty Mateusza Borkowskiego, którego muzyczną erudycję bardzo sobie cenię, można ująć w trzy grupy. Po pierwsze, autor Bo do dźwięku trzeba... ucha zarzuca mi błędne posługiwanie się pojęciami z zakresu wiedzy o muzyce. Dalej wytyka mi brak pozycji muzykologicznych w bibliografii mojego tekstu i metodologiczną herezję. Następnie rozprawia się z cytowanym przeze mnie Richardem Dyerem (jakoby wątpliwej jakości dyletantem), by na końcu zarzucić mi jego bezrefleksyjne uwielbienie. O ile konkluzję tekstu traktuję jako niezbyt poważną osobistą wycieczkę, reszta zarzutów znosi się sama w obliczu podejmowanego przeze mnie tematu.

Niezorientowanym czytelnikom przypomnę, że tekst Gejowskim uchem przytaczał i komentował teoretyczne próby powiązania kategorii dźwięku z badaniami nad tożsamością seksualną, a dokładniej nad tożsamościami LGBT. Nie jest to analiza muzykologiczna (np  formalna), czy też esej z historii muzyki. Nie oznacza to jednak mojej ignorancji wobec muzykologicznych pojęć – nie stosuję zamiennie, jak sugeruje Mateusz Borkowski, pojęć takich jak “indie” czy “rock”, a kiedy wyodrębniam podgatunek electropop, to robię to na takiej samej zasadzie, jak z gatunku “serial telewizyjny” wyodrębniamy “telenowelę” czy “serial kryminalny”.
Zresztą autor repliki wpada we własne sidła, posługując się nieostrymi pojęciami, jak np “muzyka poważna”.  Z kolei termin “acousmêtre” jest tutaj przeniesiony z teorii filmu, nie zaś teorii muzyki; zarzut o jego błędnym przytoczeniu opiera się na założeniu, że jego poprawne użycie może mieć miejsce wyłącznie na gruncie nauk o muzyce. Nie piszę także, że całe disco jest romantyczne, co podkreśla także cytowany przeze mnie Dyer. Ponadto kwestia romantyzmu jest sprawą otwartą, bo szerokie tematy na sekcje smyczkowe są wynalazkiem par excellence romantycznym. W pewnym zresztą momencie nie wiem już, czy chodzi o mnie czy o Dyera – może więc Mateusz Borkowski powinien uważnie przeczytać In Defense of Disco, a następnie polemizować z jego autorem? Wydawnictwo Routledge powinno być zainteresowane.

I tutaj dochodzimy do kluczowej sprawy. Jak wspomniałem, mój tekst poświęcony jest relacjom seksualności i dźwięku w ujęciu studiów kulturowych, których ustaleniom staram się pozostać wierny. Jak zarzuty Mateusza Borkowskiego mają się do tematu mojej pracy? Zakładam, że nijak, gdyż autor Bo do dźwięku... nie odnosi się do niego zupełnie. Rozumiem złość, w jaką wpadają przedstawiciele różnych od studiów kulturowych dyscyplin, widząc jak pewne pojęcia z ich obszaru badań zaczynają funkcjonować w nowym kontekście. Kulturoznawstwo jest wyjątkowo wredną dyscypliną, chętnie posługującą się pojęciami i teoriami z innych obszarów badań, często zdradzając przy tym oryginalnych autorów (weźmy dla przykładu szaloną popularność koncepcji smaku Pierre’a Bourdieu, który upierał się w swojej pogardzie dla cultural studies, przeinaczających według autora Dystynkcji jego prace). Jednak w argumentacji Mateusza Borkowskiego jest tylko pretensja, że nie jestem muzykologiem. Nie jestem i raczej nie będę, choć nie cechuje mnie muzyczna ignorancja, o którą posądza mnie mój interlokutor. Symptomatyczne wydaje mi się pominięcie przez Mateusza Borkowskiego właściwego tematu mojego artykułu – seksualności. Tutaj przecież (rodzima) muzykologia nie ma zbyt wiele do powiedzenia, bo o ile mi wiadomo, a mogę być w błędzie, niektórzy nestorzy polskiej teorii muzyki wolą cytować Jana Pawła II, a nie przedstawicieli teorii krytycznej. Muzyka nie jest jakąś abstrakcyjną wartością, której przynależy tylko jeden tryb naukowego opisu – jest uwikłana w relacje władzy, jest tak samo polityczna i uwikłana w dialektykę płci jak inne formy kultury, jak kultura w ogóle. Dlatego można się kłócić czy Dyer poprawnie interpretuje echa (późnego) romantyzmu w muzyce disco, ale wartość jego pracy polega przede wszystkim na wskazaniu miejsca muzyki w procesie budowania polityk tożsamościowych.

Rozumiem (śmiertelną) powagę, z jaką Mateusz Borkowski traktuje muzykę i muzykologię. Ale powaga ta skrywa słabość w odpowiedzi na pytanie o społeczne funkcje swojej muzy. Przemilczenie podstawowych założeń mojego tekstu – związków dźwięku i seksualności – jest więc jak symptom wyparcia, który za swoimi pretensjami do obiektywności i naukowego opisu, skrywa konserwatywną bezradność. Studia kulturowe wyrastają ze sprzeciwu wobec takiego myślenia i ten właśnie sprzeciw pozwalam sobie wyrazić raz jeszcze.



Samuel Nowak – doktorant w Instytucie Sztuk Audiowizualnych UJ, studiował także na Universiteit Antwerpen oraz King’s College London. Interesuje się teorią mediów i feminizmem w perspektywie studiów kultorywch. Stypendysta m.in. Tokyo Foundation, Rektora UJ, Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego.