Po raz pierwszy Tintin pojawił się na kartach komiksu ponad 70 lat temu, 10 stycznia 1929 roku, w magazynie „Le petit vingtieme”. Rok później niesforny reporter doczekał się swojego premierowego albumu („Tintin i Sowieci”, w Polsce wydany przez wydawnictwo Motopol - Twój Komiks) i do tej pory był bohaterem dwudziestu czterech, w tym jednego niedokończonego, tomów ze swoimi przygodami. W 1946 roku bohater wymyślony przez Herge`a dorobił się własnego magazynu komiksowego, w którym swoje prace publikowali tacy artyści jak nasz Grzegorz Rosiński (tu właśnie debiutował „Thorgal”) Andreas, Hugo Pratt czy Will Eisner. Komiksy z jego udziałem przetłumaczono na ponad 50 języków i wydano w łącznym nakładzie ponad 200 milionów egzemplarzy, co wciąż pozostaje absolutnym rekordem. Obecnie nad filmową adaptacją dzieła Herge`a pracują Steven Spielberg i Peter Jackson, a premiera „Tintina i tajemnicy Jednorożca” planowana jest na 2011 rok.


W przeciwieństwie do wymienionych na wstępie tytułów, tym razem „stara szkoła” daje radę i pomimo ponad osiemdziesięciu lat na karku, komiks nadal znakomicie się czyta.
„Przygody Tintina” są świetnie napisanymi, pełnymi humoru opowieściami awanturniczymi z sensacyjnym sznytem, które da się czytać, nawet jeśli jest się nieco za starym na tego typu historyjki. I pomimo moich dwudziestu kilku lat na karku z Tintinem bawiłem się niczym dzieciak. Los rzuca naszego bohatera po całym świecie, od pustyń Sahary, przez niegościnne wzgórza Szkocji, aż po tropikalne lasy Ameryki Południowej. W tych często niebezpiecznych przypadkach wiernie towarzyszy mu jego pies, Miluś, oraz przyjaciele – nieco przygłuchawy, acz genialny profesor Lakmus i wielki koneser whisky, kapitan Baryłka.


Osobny akapit należy poświęcić „ligne claire”, czyli wymyślonemu przez Herge`a stylowi obrazkowej narracji stosowanej w „Tintinie”. W technice „czystej linii” wszystkie rekwizyty i bohaterowie kreśleni są równej grubości kreską, żaden z obiektów obecnych w kadrze nie wybija się ponad inne. Ilustracje pozbawione są cieniowania, a fabuła posuwa się do przodu regularnym i miarowym rytmem. Obecnie można dopatrzyć się mnóstwa wpływów rewolucyjnego na swój czas wynalazku Herge`a we współczesnym, amerykańskim komiksie niezależnym. Do inspiracji „ligne claire” przyznają się tacy artyści jak Geoff Darrow („Hard Boiled”), Jason Lutes („Berlin”), Jason („Gang Hemingwaya” i „Skasowałem Adolfa Hitlera”) czy nieobecny jeszcze na polskim rynku Francuz Jacques Tardi.


To już drugie podejście Egmontu do „Przygód Tintina”. Tym razem, zamiast klasycznych albumów we frankofońskim formacie A4, wydawnictwo przygotowało trzy opasłe tomy w twardych okładkach, zbierające po trzy standardowe albumy w pomniejszonym formacie amerykańskim (B5). I niestety, cała operacja odbiła się na czytelności komiksu, bo nawet czytelnicy o wzroku lepszym od mojego będą mieli problemy z lekturą dymków.


„Przygody Tintina” wciąż są inspiracją dla dziesiątek twórców, a ich bohater cieszy się powszechnym uwielbieniem w ojczystej Belgii. Herge stworzył dzieło, który z czasem zestarzało się niczym dobre wino i pozostaje ciągle żywą klasyką europejskiego i światowego komiksu. Klasyką, której nie tyle warto nie znać, co znać warto.



--
„Przygody TinTina” #3 (tom zielony): „Pęknięte ucho”, „Czarna wyspa”, „Berło Ottokara”
„Przygody TinTina” #5 (tom żółty):„Skarb Szkarłatnego Rackhama”, „Siedem kryształowych kul”, „Świątynia słońca”
„Przygody TinTina” #6 (tom ciemnoniebieski): „Tintin w krainie czarnego złota”, „Kierunek Księżyc”, Spacer po Księżycu”
Herge
Tłum.: Marek Puszczewicz
Egmont
02/2009