Z roku na rok powiększa się liczba imprez towarzyszących: koncertów (tym razem wieńczyły one każdy dzień) czy wystaw, po raz pierwszy pojawiła się także nowa formuła kontaktu z uczestnikami – wykłady. Zmieniła się „instytucjonalna” oprawa festiwalu: zamiast przyciężkawej, oficjalnej gali na otwarcie, organizatorzy przywitali nas humorystycznym filmikiem w stylistyce sf, w którym główne role odegrał niemal cały sztab festiwalowy. Wspomnieć tu trzeba, że to właśnie _science fiction_ był gatunkiem dominującym w tej edycji KnG. Największy eksperyment stanowiło jednak „otwarcie” nowego Kina Olza – kina znajdującego się dosłownie ponad granicą.


!http://static.splot.art.pl/ba1.jpg!
*Transgeniczne Kino Olza*



Po stronie polskiej umieszczony został ekran, po stronie czeskiej – widownia. Głośniki stanęły pośrodku – w rzece. Tak uzasadniają to sami organizatorzy: „Pomysł transgranicznej projekcji to przekorna reakcja na zawiłą politykę producentów filmowych i coraz bardziej wygórowane ambicje szefów niektórych festiwali filmowych, które dobru kina na pewno nie służą (….).” Dyrektor festiwalu, Jolanta Dygoś, otwierając pierwszą ponadgraniczną projekcję, mówiła również o przepracowywaniu osobistej traumy granicy, absurdalnego podziału miasta (rodziny, przyjaciół), szczególnie dotkliwego w stanie wojennym. Nieprzypadkowo w Kinie Olza wyświetlone zostały dwa filmy muzyczne – znakomita komedia _Muzika_ Juraja Nvoty (2007) oraz _Česká RAPublika_ Pavla Abraháma (2008) – warunki akustyczne wykorzystano w pełni.
!http://static.splot.art.pl/ba2.jpg!
*Jolanta – Królowa Cieszyna*



Spośród filmów prezentowanych w programie środkowoeuropejskiego _science fiction_, wybraliśmy mini-retrospektywę Piotra Szulkina. W Cieszynie pokazano trzy filmy z wczesnego okresu działalności tego wciąż niedocenianego reżysera: z pierwszej połowy lat 80., kiedy konwencja sf – wyjątkowo często wówczas eksploatowana przez Szulkina – miała w sobie szczególny potencjał politycznej groteski. Owa metaforyczna poetyka przyjmuje tu wiele wymiarów: od pesymistycznej diagnozy cywilizacyjnej i katastroficznej atmosfery filmu _O-bi, o-ba. Koniec cywilizacji_ (1984), poprzez _Wojnę światów. Następne stulecie_ (1981) – alegoryczną (anty)utopię w stylu G.H. Wellsa i Orsona Wellesa (stanowiących zresztą jawnych patronów tego filmu) – aż po dadaistyczny nonsens i absurd filmu _Ga-ga_. _Chwała bohaterom_ (1985). Ponadto, mamy tu okazję przyjrzeć się początkom kariery świetnych polskich aktorów: Katarzyny Figury, Krystyny Jandy, Daniela Olbrychskiego, Jerzego Stuhra i Stanisława Tyma. Obok nich możemy zobaczyć w Wojnie światów jedną z najlepszych kreacji Romana Wilhelmiego – przebojowego prezentera TV Irona Idema.

Filmy Szulkina budzą podziw, pomieszany ze zdziwieniem i konsternacją, zwłaszcza w dwóch aspektach: po pierwsze, jest to zaskakująco trafna, jak na te czasy, diagnoza europejskiej kultury, wchłanianej i wypluwanej przez media. Wojna światów opowiada o zastąpieniu rzeczywistości przez ideologiczne symulakra generowane w studiach telewizyjnych i na masowych imprezach rozrywkowych. Wizyta Marsjan na Ziemi, będąca przyczyną osobistych nieszczęść głównego bohatera, stanowi tu czytelną alegorię sztucznie wytwarzanych medialnych pseudo-wydarzeń i taniej ludyczności, które manipulują społeczeństwem informacyjnym. Po drugie, zaskakuje i intryguje tu specyficzne, nietypowe w polskim kinie, poczucie humoru, bliskie czarnemu humorowi surrealistów czy radzieckiej fantastyce a’la bracia Strugaccy. Rzadko zdarza się widzieć na tego typu filmach publiczność pokładającą się i ryczącą ze śmiechu.



!http://static.splot.art.pl/ba5.jpg!
*Kliszożercy Maciej Gil i Martin Novosad (dyrektorzy programowi festiwalu)*




Wisienką (zgniłą) na torcie środkowoeuropejskiego _science fiction_ okazało się _Na srebrnym globie_ (1987) Andrzeja Żuławskiego, autora (nie)sławnej _Szamanki_, specjalisty od filmowej grafomanii.
Fantastyczny _Gesammtkunstwerk_, w zamierzeniu dzieło totalne, które okazało się totalnym gniotem, blisko dwuipółgodzinną męką dla oka i ucha widza. Stylistyczny eklektyzm, który – przynajmniej w opinii niektórych krytyków – świadczyć miał o filmowej erudycji i artystycznej bezkompromisowości reżysera, okazuje się nieznośnie pretensjonalną manierą, zaś pomiędzy poszczególnymi konwencjami widać grube szwy. Przez wyżej wymieniony odcinek czasu epatowani jesteśmy ujęciami, które budzić mogą podejrzenie, iż kamera przywiązana została do brzucha szarżującego dzika (fatalna perspektywa, fatalny montaż). Scenografia sprawia natomiast wrażenie, jakby robił ją ktoś, kto w ostatnim czasie czytał na zmianę Malinowskiego i Tolkiena, zakąszając Gwiezdnymi wojnami, i nie bardzo wie, co z tym nadmiarem inspiracji i antropologicznej wiedzy począć.

W zamieszczonej w katalogu KnG recenzji czytamy, iż film ten charakteryzuje „niezwykła w takim natężeniu ekspresja”, co okazuje się prawdą boleśnie dosłowną, ponieważ aktorzy wykrzykują tu swoje kwestie bezpośrednio do kamery (czytało się również co nieco o metafikcji i deziluzji?), zapominając (z powodu natężenia?) nie tylko o dykcji, ale również o elementarnych prawach artykulacji. Przy okazji filmu Żuławskiego narzuca się pewna refleksja: nie warto chyba publikować w katalogu wyłącznie pozytywnych, czy wręcz pochwalnych recenzji (a tak się, niestety, przeważnie dzieje). Często opinia negatywna (czy nawet pamflet) intryguje bardziej niż najładniejsza laurka, apelując do czystej przekory widza. Nie mówiąc o tym, że bywa po prostu uczciwsza.

Drugą, bardzo obszerną i udaną w tym roku, częścią programu, która tradycyjnie przyciągnęła naszą uwagę, była prezentacja najnowszych, jeszcze ciepłych produkcji czeskich, polskich i słowackich (plus, tradycyjnie, akcent madziarski). Tu – przede wszystkim jedno wielkie odkrycie: młodziutka (rocznik 1988) słowacka reżyserka i aktorka, Tereza Nvotová. Mogliśmy ją zobaczyć na ekranie w dwóch filmach fabularnych: bardzo udanych, ironicznych _Kuličkách (Kuleczkach)_ Olgi Dobrowskiej (również debiut) oraz mało wyrafinowanej i jeszcze mniej zabawnej słowackiej komedii Miloslava Luthera _Tango s komarmi (Tango z komarami)_.



!http://static.splot.art.pl/ba6.jpg!






*Contemporary Noise Sextett*



Jednak prawdziwą rewelacją okazuje się Nvotová jako reżyserka. Jej debiutancki film _Ježíš je normální (Jezus jest normalny)_ prezentowany był po raz pierwszy na prestiżowym Festiwalu Filmów Dokumentalnych w Jihlavie, jesienią 2008 roku, gdzie spotkał się z bardzo pozytywnym odbiorem. Film oparty jest na osobistym doświadczeniu dziewczyny – dziś studentki praskiej FAMU i początkującej dokumentalistki – która jako dziecko uczęszczała do praskiej dwujęzycznej Szkoły Przyszłości, założonej przez ludzi związanych z Ruchem Wiary. Z jego ideologii czerpie również Triumfalne Centrum Wiary, o którym opowiada film. „Chciałam raczej zadawać pytania niż proponować jasne odpowiedzi”, mówi autorka w jednym z wywiadów. Stąd też brak w filmie odautorskiego komentarza; Nvotová – zarówno jako reżyserka, jak i bohaterka – unika ingerowania w strukturę narracji poznawanych postaci: nauczycieli i zwolenników kościoła, dawnych kolegów ze szkoły, sceptycznych specjalistów od autosugestii i manipulacji, czy też ludzi, którzy radykalnie zerwali z Ruchem Wiary. Mimo owej – pozornej, jak się wydaje – neutralności, film pozostaje niezwykle wyrazisty, dynamiczny, a także, nie da się ukryć, krytyczny. Statyczne, spokojne ujęcia wspomnieniowych rozmów uczniów skontrastowane zostają z niezwykle mocnymi scenami religijnej indoktrynacji dzieci. Do myślenia dają szczegóły: wrogość w oczach katechetki, zapytanej przez własną córkę, czy to, co mówi, jest prawdą. Przedszkolaki, które obojętnie rysują sobie przy stole, podczas gdy ich kolega histerycznie tarza się po podłodze, a potem opowiada, że przemierzał kosmos i spotkał Chrystusa. Religijny wodzirej przemawiający do wiernych żargonem teleturniejów.

Na tym tle dość blado wypada niestety drugi z dokumentów o tematyce religijnej – również prezentowany w Jihlavie, gdzie zyskał nagrodę Česká radost dla najlepszego czeskiego filmu dokumentalnego – _Ivetka a hora_ (2008) Víta Janečka. Jego bohaterką jest trzydziestoletnia już dziś Iveta Korčáková, Słowaczka, która w 1991 roku, wraz z inną dziewczynką, miała objawienie Matki Boskiej. Wybrana przez reżysera strategia narracyjna jest ciekawa i wiele obiecuje: wychodząc z założenia, że to, co stanowi tematyczny rdzeń filmu (objawienie i jego skutki w dalszym życiu tych, którzy go doświadczyli), pozostaje nieprzedstawialne i nieprzekazywalne, w żadnym momencie nie stara się przełamać tej bariery i wyrzeka się tanich chwytów (w rodzaju filmowej rekonstrukcji kluczowego zdarzenia), które sprowadziłyby jego film do poziomu odpustowego kiczu. Jeśli mamy do czynienia z retrospekcjami, to są one w dużym stopniu zapośredniczone: widzimy sceny z pielgrzymek, kręcone ręczną kamerą VHS, złej jakości archiwalne nagrania telewizyjne itp. W centrum uwagi umieszcza on swoją bohaterkę i jej opowieść, samemu usuwając się w cień, dążąc do możliwie największego obiektywizmu, przezroczystości. Dużą zaletą filmu jest jego zwyczajność; Iveta opowiada nam, jak poznała swojego męża, mówi o swojej pracy, pokazuje kolekcję butów, oprowadza po domu. Jej spontaniczność i naiwność czasem fascynują swym autentyzmem, czasem śmieszą, czy nawet irytują. W pewnym momencie owa zgrzebna stylizacja zaczyna jednak męczyć, całościowa koncepcja rozmywa się w kolejnej opowiastce, film traci mozolnie wypracowaną narracyjną siłę, stając się szeregiem nużących epizodów.

W Cieszynie prezentowano jeszcze jeden dokument z Jihlavy, _Renégo_ (2008) Heleny Třeštíkovej (uhonorowany tam nagrodą publiczności), a także dwugodzinny film dokumentalny o prezydenturze Václava Havla, _Občan Havel (Obywatel Havel_, 2008) Pavla Kouteckiego i Miroslava Janka. Filmy te łączy sposób ich powstawania: przez dwadzieścia (Třeštíková) lub kilkanaście (Koutecký) lat reżyserzy towarzyszyli swoim bohaterom, tworząc setki godzin materiału filmowego, z którego do ostatecznego montażu przeznaczona została tylko drobna część, naznaczona jednak wyraźnie owym długim, wyczerpującym okresem wzajemnej obserwacji. Rosnące znaczenie doskonałego środkowoeuropejskiego dokumentu na Kinie na Granicy może tylko cieszyć, sporo mówi także o istotnych przemianach w kinematografii państw trójkąta wyszehradzkiego – utracie prymatu fabuły i fikcji na rzecz egzystencjalnego świadectwa. Z dokumentów polskich na szczególną uwagę zasługuje _Po-lin_ (2008) Jolanty Dylewskiej, mistrzowsko skonstruowany, niezwykle poruszający film o śladach – zarówno tych materialnych, w przestrzeni, jak i tych w pamięci wymierającego pokolenia świadków – pozostawionych przez Żydów mieszkających w Polsce.

Znamienny jest w końcu fakt, że tego roku na oficjalnej inauguracji odbyła się – jak nigdy wcześniej – projekcja dokumentu. _Slepé lásky (Miłość jest ślepa)_ Juraja Lehotskiego okazały się filmem niezwykle kameralnym, intymnym, tym większe było nasze zaskoczenie, że akurat ten film wybrano na otwarcie. Warto również podkreślić, iż jest to reżyserski debiut Lehotskiego. Slepé lásky składają się z czterech, niezależnych od siebie pod względem fabularnym, nowel filmowych, opowiadających o codziennym życiu, emocjach i ważnych doświadczeniach ludzi niewidomych. Poznajemy małżeństwo po czterdziestce – kompozytora i nauczyciela muzyki oraz jego żonę; sympatycznego Roma u progu dorosłości i jego białą dziewczynę, której rodzice nie akceptują ich związku; młode małżeństwo spodziewające się pierwszego dziecka oraz nastolatkę z Bratysławy, która zmienia szkołę, poszukuje nowych znajomości i czeka na pierwszą miłość. Reżyser przygląda się codziennemu życiu swoich bohaterów z empatią, ich losy opowiadając w sposób zupełnie prosty i nie naruszając granic intymności. Najważniejsze wydaje się tu nie to, co łączy bohaterów filmu – niepełnosprawność – lecz właśnie to, co ich od siebie różni – zupełnie odmienny sposób przeżywania miłości: małżeństwo, przyjaźń, zaufanie, macierzyństwo i ojcostwo, zakochanie, pierwsza fascynacja, pociąg erotyczny. Wyczulenie na ową emocjonalną różnorodność oraz umiejętne stosowanie skrajnych tonacji – od poetyki nonsensu i humoru, aż po bezpretensjonalną tkliwość – wydaje się największym sukcesem Slepých lásek.

!http://static.splot.art.pl/ba3.jpg!
Fotografia po lewej: *Juraj Lehotský w Teatrze po inauguracyjnej projekcji filmu Slepé lásky*


Jednym z najważniejszych wydarzeń tegorocznego festiwalu była projekcja filmu _Sestra (Siostra_, 2008) Víta Pancířa, inspirowanego najsłynniejszą powieścią Jachyma Topola pod tym samym tytułem (1993). Średniometrażowe dzieło Pancířa – do tej pory reżysera autorskich animacji, filmów eksperymentalnych i wideoklipów – wykracza już właściwie poza granice tradycyjnie pojętego filmu, w stronę gatunku intermedialnego. Łączy on w sobie muzykę (Psí vojáci), obraz oraz szczątki fabuły (ten, kto spodziewał się fabularnej rekonstrukcji powieści, będzie srodze zawiedziony), a jednocześnie eksploruje każdy element z osobna, nie dążąc do tematycznej ani czasowej jedności. Efekt – nad wyraz udany, frapujący. Pancířovi udało się zachować to, co najlepsze z Topola; neurotyczność jego wiecznie poszukujących bohaterów, pewną klaustrofobiczność i obsesyjność, a także – co najważniejsze – polifoniczną strukturę Topolowskiego strumienia świadomości, któremu na poziomie wizualnym odpowiada tu ostry montaż, nakładanie ujęć, zbliżenia na detale (istotną rolę grają w filmie przedmioty.

Tegoroczna edycja Kina na Granicy dorównała poprzedniej pod względem poziomu, a poprzeczka ustawiona była naprawdę wysoko. W większości udane nowe produkcje stanowiły ważne i ciekawe urozmaicenie dla profesjonalnie przygotowanych retrospektyw. Organizatorzy przypomnieli widzom o takich twórcach jak np. Schorm czy Szulkin, po raz kolejny zaprezentowali wiele nowości, dając wielu osobom właściwie jedyną okazję obejrzenia ich w Polsce (z polskim tłumaczeniem). Zadbali o najwyższy poziom i o różnorodność wydarzeń towarzyszących. Jednocześnie zachowali niepowtarzalny profil festiwalu. Słowem: rosnący profesjonalizm i czerpanie z najlepszych tradycji. Niezaprzeczalny dowód: przez pełnych sześć dni festiwalu spokojne, graniczne miasteczko nad Olzą pękało w szwach.


!http://static.splot.art.pl/ba4.jpg!
*Widzowie przed Teatrem, pierwszy dzień festiwalu*





--
Festiwal Kino na Granicy (28. 04 – 3.05.2009, Cieszyn – Český Těšín)
foto: Hanna Marciniak