Jeszcze szerszy uśmiech na twarzach słuchaczy wzbudziła odpowiedź na pytanie o wpływ podmiotowości badacza na interpretowany tekst: profesor Markiewicz stwierdził, że literaturoznawstwo personalistyczne było w „jego czasach” uważane za wadę. I choć zdawano sobie sprawę z roli przedsądów i ich wpływu na interpretację, to starano się je eliminować, dążąc do stworzenia w miarę obiektywnego opisu. Z ironicznym uśmiechem profesor przypomniał również, że modne i nadużywane w dzisiejszym literaturoznawstwie słowo "dyskurs" pochodzi od łacińskiego pojęcia discurrō (discurrere) i oznacza ― rozbiegać się w różnych kierunkach, w różne strony, czyli błądzić. Z niepokojem pytał również literaturoznawców, czy opłaca się afiszować ze słabością własnej dyscypliny, kiedy badanie literatury przestało być uważane za potrzebne i użyteczne.
Oczywiście nie mogło zabraknąć pytania o stanowisko profesora wobec strukturalizmu, na które odpowiadając, raz jeszcze zaznaczył, że nie jest ani strukturalistą, ani poststrukturalistą ― ale eklektykiem. Mimo to podkreślił wartość i operacyjność narzędzi oraz metod analitycznych wypracowanych przez tę szkołę. Ironicznie odniósł się do pytania o użyteczność antropologii w badaniach literackich, cytując jednego z antropologów, który napisał, że „jedną z zalet tej dziedziny jest, że nikt nie wie czym ona jest” . „Dlatego właśnie ― mówił profesor ― jest antropologia literaturoznawstwu przydatna”.
Drugą część spotkania zdominowały pytania bardziej osobiste. Markiewicz zapytany, do przeczytania jakiej książki nie przyznałby się żadnemu literaturoznawcy, odparł, że nie wstydzi się żadnej lektury, nawet „pornosów”, ponieważ zawsze może powiedzieć, iż czyta je w celach badawczych, np. aby opisać literaturę popularną. Wstydzi się natomiast lektur, których nie przeczytał. Ku zaskoczeniu (i zgorszeniu) niektórych słuchaczy, wśród dzieł nieprzeczytanych umieścił m.in. Auto da fé Canettiego oraz Raj Dantego. Przyznał także, że Króla Ducha czytał tylko jeden raz, w wieku lat dziesięciu.
Na pytanie o ilość egzemplarzy, które mieści jego prywatna biblioteka, profesor odpowiedział bez wahania: „trzydzieści pięć do czterdziestu tysięcy… co jest w moim wieku nieoszacowanym udogodnieniem. Mając książki w domu nie muszę udawać się po nie do biblioteki”. Bardzo ciekawa okazała się odpowiedź profesora na pytanie o jego osobistą ocenę poezji Czesława Miłosza. Markiewicz z jednej strony przyznał, że „nie jest to jego ulubiony poeta”, ponieważ nigdy niczego nie dookreśla, stosując się do zasady „gdziekolwiek mnie złapiesz, już mnie tam nie ma”. Z drugiej zaś, cytując z pamięci fragment Piosenki pasterskiej: Ogrody, moje ogrody, // Takich ogrodów nie znajdziesz na świecie // Ni takiej czystej, wiecznie żywej wody, // Ni takiej wiosny zagubionej w lecie, stwierdził, iż nie sposób znaleźć piękniejszych wersów wśród utworów innych polskich poetów.
Zapytany o największe „gafy”, które popełnił publikując własne teksty, profesor opowiedział o pewnym błędzie merytorycznym popełnionym w przypisie (!), „na myśl o którym zawsze się rumieni”. Przypomniał również, że szczegółowo opisał swoje błędy w artykule pt. Autocamera obscura zamieszczonym w „Dekadzie Literackiej”. Z kolei wspominając swoje spory z Romanem Ingardenem, profesor Markiewicz narzekał na współczesnych dyskutantów, którzy przestali się wzajemnie słuchać, a polemikę wykorzystują tylko i wyłącznie jako kolejną okazję do głoszenia własnych poglądów.
W przedostatnim pytaniu skierowanym do profesora zapytano o treść książki, na którą wciąż z niecierpliwością czeka. Markiewicz wyznał, że chciałby przeczytać powieść, opisującą doświadczenie własnego pokolenia, że „oczekuje na książkę o sobie. Powieść taką mógłby napisać Konwicki, gdyby przestał kokieteryjnie dziwaczyć”. Na koniec mistrz wrócił do lektur z dzieciństwa i na prośbę pytającego, posługując się cytatami z pamięci (!), szczegółowo opisał wierszowaną opowieść pt. Jerzy Hałasik Włodzimierza Zagórskiego. „Tym optymistycznym akcentem” zakończył spotkanie ze zgromadzoną w Auli przy ulicy Grodzkiej publicznością ― Henryk Markiewicz, którego „irytuje wieloznaczność terminów takich, jak: dyskurs, kontekst, narracja czy paradygmat”. Kto przybył na to spotkanie, z pewnością przyznał, że jeśli widzi dziś więcej i dalej, to tylko dlatego, że stoi na ramionach giganta.
FESTIWAL IM. JANA BŁOŃSKIEGO
ALEKSANDRA JASTRZĘBSKA O SPOTKANIU "JAN BŁOŃSKI - PROJEKT KRYTYCZNY"