Szkoła: Wykład pod tytułem Władcy spojrzenia
Lektury dla zainteresowanych: Laura Mulvey, Slavoj Żiżek, Jacques Lacan
W rozlicznych wywiadach Zack Snyder mówiąc o Sucker Punch przybierał ton feministy i twierdził, że jego film wcale nie ma realizować fantazji fanbojów, lecz dodawać siły kobietom. Czy dodaje? Śmiem twierdzić, że nie bardzo. Zatem porzućmy fabułę i od razu przejdźmy do analizy. Co jest jej przedmiotem? Przede wszystkim to, kto w ogólnym rozrachunku pozostaje władcą spojrzenia i czyja fantazja jest w tym filmie realizowana.
Świadomość konwencji nie oznacza jej przełamania Fakt, iż bohaterki przez większość filmu chodzą w majtkach, że wykorzystują swój niekłamany seksapil jako broń w walce o wyzwolenie spod władzy mężczyzn czytaj: męskiego spojrzenia (bo o to chodzi w przygotowywanej na każdym z trzech poziomów akcji ucieczce, o czym szerzej za chwilę) i że walczą ogniem i mieczem równie sprawnie jak Buffy Summers, jeszcze nie wystarcza do przełamania konwencji. I żaden remiks gatunków bynajmniej tego nie zmieni. Owszem Baby Doll (Emily Browning) hipnotyzuje swoim tańcem, dzięki czemu bohaterkom udaje się zdobywać kolejne itemy (nomenklatura gier komputerowych jest tu jak najbardziej zasadna), które umożliwią im ucieczkę z Arkham/burdelu, w którym zależnie od poziomu akcji się znajdują.
Pomieszanie porządków jest tu normą, bo mamy do czynienia z czymś na kształt snu we śnie, a akcja toczy się na trzech poziomach, roboczo i zgrabnie nazwę je „incepcyjnymi”. Na pierwszym zamknięta w zakładzie psychiatrycznym Baby Doll siedzi w fotelu, a nad nią stoi nie kto inny, lecz sam Jon Hamm (Don Draper z Mad Men – jeśli jeszcze ktoś tego nie wie, to niech się czem prędzej dowie). Stąd nurkujemy w oko (dosłownie) i wskakujemy na poziom drugi, czyli puff-więzienie, gdzie dziewczęta pod okiem Madame/Doktor Gorski (Carla Gugino i jej „polskie metody”) i pod batem Blue (Oscar Isaac), jak Christina Aguilera i Kristen Bell w Burlesce zabawiają gości tańcem. Ale nie tylko tym, jeśli wiecie, o co mi chodzi. Każdy wstęp do tańca (zwanego fachowo zdaje mi się „tańcem egzotycznym”) Baby Doll przenosi nas z tego na kolejny lewel. Znowu nurkujemy w jej oko, by poprzez odesłanie erotyka-walka wskoczyć na poziom, gdzie dzielne wojowniczki (nadal w majtkach, choć tym razem skórzanych) wraz z Baby Doll w jeszcze bardziej kusym stroju uczennicy, realizują zadania, które mają uwolnić je od męskiej dominacji (uosabianej przez Blue i nomen omen – Ostrego Gracza). Nawet na tym najgłębszym poziomie również koordynowane są przez mężczyznę – starego mistrza, pułkownika i tym podobne (Scott Glenn – przekonywujący i mocno świadomy konwencji, którą dodatkowo podkreśla jego wygląd, na myśl przywołujący Davida Carradine’a, czyli Billa z Kill Bill). Owszem, walka z orkami, nazi-zombiakami, ze smokiem przy pomocy samolotu albo z robotami w pociągu (w ramach tak zwanego train job w kosmosie, niemal jak w E02 Firefly’a Jossa Whedona) są wizualnie oszałamiające i kampowe zarazem. CGI hula pełną parą i jest bardzo, bardzo bogato. Dziewczęta skutecznie strzelają, boksują, tną bagnetami – i niemal za każdym razem wygrywają.
Reasumując: kobiety zyskują przewagę, ALE tylko w swoich snach. W rzeczywistości poziomu drugiego (burdel pod rządami Blue) nadal władcami pozostają mężczyźni, to oni (teoria spojrzenia Laury Mulvey się kłania) pozostają tymi, którzy patrzą, czytaj: tymi, którzy mają władzę. Bo o prawo patrzenia trochę tu chodzi. Hipnotyzujący taniec Baby Doll ma tę właściwość, że przykuwa wzrok, tak, że patrzący mężczyzna nie jest w stanie skupić uwagi na niczym innym. Ale hierarchia spojrzeń, mimo że ujęta tak konwencjonalnie (patrzenie na kobietę-obiekt jako takie), nadal jest zachowana. To facet, jak grubaśny, obleśny Burmistrz z cygarem jest tym, który patrzy. One, jak muskająca jego szyję, choć jednocześnie wykradająca item z kieszeni Amber – nadal realizują fantazję. I ostatecznie, (***maleńki spoiler, zamykamy oczy, kto filmu nie widział) to mężczyzna jest tym, który OSTRO kończy zabawę. Oględnie rzecz ujmując – Zacku Snyderze, to, co nam tu serwujesz, bynajmniej nie wzmacnia pozycji kobiet, sorry. Nic się na tym poziomie nie zmienia. Dziękuję za uwagę. A teraz budzimy się i na plac zabaw.
A po szkole – rozrywka
No właśnie, a co z rozrywką? Posiedzieliśmy, poanalizowaliśmy, więc czas na zajęcia pozalekcyjne. Gatunkowemu koktajlowi, jaki Sucker Punch bezkompromisowo serwuje widzowi, brakuje jednego drobnego elementu, definiującego dobrą zabawę. A na pewno postmodernistyczną (a jak!) zabawę konwencjami. Tej małej limonki, oliwki, kropli tabasco, która dopełnia smaku. Nie ma w nim bowiem ani krztyny dystansu. Scott Glenn, który z kamienną twarzą wygłasza okolicznościowe i skonwencjonalizowane bojowe instrukcje ratuje sytuację, ale w tym filmie to jednak za mało. Gdzie kuksańce i mrugnięcia okiem? Wypatruję i, jak babcię kocham – nic nie widzę. Nawet końcowa sekwencja, już z napisami, utrzymana w klimacie Moulin Rouge, gdzie postaci zatańczą wszystkie razem, nawet martwe z żywymi w strojach inspirowanych teledyskami Lady Gagi, zwyczajnie nie cieszy. Jak to w ogóle możliwe? Niby wszystko jest jak trzeba, ale nie ma zabawy. Może za dużo tego „wszystkiego”? Może to jakiś nowy poziom złego filmu, powiedzmy: zły „film świadomy tego, że jest zły?” Jeśli tak, to brawo. Jeśli nie…? Lepiej niech śni się sen, że tak powiem.
Zatem nawet fajność okraszona jest jakimś „ale”. Jedynym elementem, któremu nie mam absolutnie nic do zarzucenia, jest współgranie tego, co na ekranie, z tym, co w głośniku. Muzyka pod postacią ilustracyjno-tematycznych piosenek to strzał w setkę. Poza doskonałą sekwencją otwierającą, gdzie w tle pobrzmiewa „Sweet Dreams” Eurythmics (śpiewana przez Emily Browning), każda następna piosenka idąca w pakiecie z każdą następną dorzucanej do mieszanki konwencją to wybór trafny i podkręcający atrakcje. Weźmy na przykład pierwsze kroki Baby Doll w zakładzie psychiatrycznym. Jest otumaniona lekami, nie wie, co się dzieje, zaczyna zastanawiać się, czy naprawdę nie straciła rozumu… BUM! „Where is my mind” The Pixies w wersji przerobionej (a jakże! przecież mieszamy gatunki). Tytuł mash-upu „I want it all/We will rock you” grupy Queen, której wtóruje raper Armageddon Aka Geddy (!!!) mówi sam za siebie. Cover Beatlesów śpiewany przez Alison Mockhart (VVz The Kills) nie boli. Jeszcze do tego niezawodny w scenach przejścia między poziomami drugim a trzecim i inicjujący walkę „Army of me” Bjork. Zaiste, piosenka jest dobra na wszystko. Na poziomie soundtracku mash-up gatunków, jakim jest Sucker Punch, ma się zdecydowanie najlepiej. I to nie sen, to czysta rozrywka.
Zack Snyder przymierza się do realizacji „zupełnie innego niż wcześniej” Supermana. To zapewne znaczy, że ponownie (robił to już w Watchmen. Strażnikach – ale materiał wyjściowy cudzy, bo Alana Moore’a) będzie chciał przełamywać konwencje opowieści super-bohaterskiej. Cóż, w odpowiednim czasie odpowiednie skreślę: Ten Superman to tylko zły sen/O takim Supermanie nie śniło się filozofom.
Sucker Punch
reżyseria: Zack Snyder,
scenariusz: Zack Snyder, Steve Shibuya,
zdjęcia: Larry Fong,
muzyka: Tyler Bates, Marius DeVries,
występują: Emily Browning, Abbie Cornish, Jena Malone, Vanessa Hudgens, Jamie Chung, Carla Gugino, Oscar Isaac, oraz Jon Hamm jako Ostry Gracz / Doktor
kraje: Kanada, USA
rok: 2011,
czas trwania: 109 min,
gatunek: Fantasy, Thriller, Akcja,
premiera: 25 marca 2011 (Polska), 24 marca 2011 (reszta świata),
Warner
Za seans dziękujemy Cinema City Kraków
