Dzieło to ma długą historię. Scenariusz napisany przez Wojcieszka około dziesięć lat temu z powodów finansowych nie znalazł drogi na ekran. Kilka lat temu przerobiony został na sztukę i wystawiony w jego reżyserii w Teatrze im. Heleny Modrzejewskiej w Legnicy z Erykiem Lubosem w roli głównej. Teraz w końcu udało się przenieść Made in Poland na taśmę. Reżyser skrócił tekst, którego energia wyraźnie bardziej pasuje do filmu, pozbawił go odniesień do współczesności, komentarzy aktualnych jeszcze w 2005 roku. Film wyraźnie dąży ku uniwersalizacji, ale mimo wszystko jest mocno osadzony w polskich realiach, z odniesieniami do takich postaci, jak Władysław Broniewski i Krzysztof Krawczyk.

Te ikony różnych sfer kultury (wysokiej i popularnej) to swego rodzaju autorytety, punkty odniesienia, lecz tylko dla starszego pokolenia. Pierwszy jest mistrzem byłego nauczyciela, pogrążonego w alkoholizmie Wiktora (doskonały Janusz Chabior), drugi – wielbionym przez matkę Bogusia oraz szefa gangsterów idolem muzycznym, a nawet wzorem moralnym. Dla głównego bohatera są oni jednak pustymi znakami. Nie czyta on też książek, choć tam, jak słyszy od Wiktora, znajdują się wszystkie odpowiedzi.
Jest jeszcze jeden nieobecny – Bóg. W pierwszej scenie Boguś (Piotr Wawer jr) rezygnuje z ministrantury, wykrzykując do księdza Edmunda (Przemysław Bluszcz), że Boga nie ma. Buntu Bogusia nie podpiera żadna większa idea, nie wspiera mistrz. Do kogokolwiek nie zwraca się protagonista, słyszy te same odpowiedzi: by zaczął pracować, wrócił do nauki, rozpoczął zwyczajne życie. Jednym z powodów jego „wkurwienia” jest właśnie niechęć do zależności od kogokolwiek. Rozczarowanie przynosi też spotkanie ze znajomym, „byłym rewolucjonistą” (Eryk Lubos), już pochłoniętym przez system. On także namawia Bogusia do ustatkowania, mówiąc, że dziś nie ma już miejsca na rewoltę. Otoczenie pozostaje więc głuche na krzyk głównego bohatera. Ten wyraża się w demolowaniu samochodów i budek telefonicznych, chęci ogólnej destrukcji. Zamiast porwać za sobą tłumy (do Bogusia dołącza jedynie niepełnosprawny ochroniarz), chłopak sprowadza na siebie kłopoty. Właściciel jednego ze zniszczonych aut, osiedlowy gangster, żąda zwrotu pieniędzy za naprawę.

Naiwny anarchizm Bogusia nie znajduje odpowiedzi, pozostaje w zawieszeniu, jego krzyk w ostatniej scenie odbija się echem od wielkiej płyty bloku. Napis wieńczący film: „Apocalypse will not be televised” („Apokalipsa nie będzie transmitowana”) zdaje się już tylko ironicznym odautorskim komentarzem. Takimi angielskimi tekstami (tytułami punkowych piosenek z lat 70. i 80.) nazwane są zresztą kolejne rozdziały Made in Poland. Ciekawą, chropowatą formę dopełniają gruboziarniste czarno-białe zdjęcia, niekiedy zalewane czerwienią. Funkcję przerywników pełnią również wstawki animowane oraz wypowiedzi słuchaczy znanej rozgłośni radiowej na literę „M”. Te ostatnie mają być, z jednej strony, źródłem humoru (tego w akcji zasadniczej też nie brakuje, zwłaszcza w scenach z gangsterami), z drugiej – ukazaniem jednego z aspektów rzeczywistości, przeciw której Boguś kieruje swój sprzeciw. Zabieg, który jeszcze sześć lat temu działał, był komentarzem do codzienności Anno Domini 2005, teraz – mimo oczywistego wymiaru humorystycznego niektórych zdań – jest niepotrzebny i nie służy uniwersalnej wymowie fabuły. Szkoda też trochę, że reżyser nie zdecydował się na głębszy dialog z samym sobą, a była ku temu okazja. Nie przypadkiem chyba w roli znajomego Bogusia obsadził Eryka Lubosa, który swoją próbę rewolucji podsumował raczej z goryczą. Rozwinięcie tego wątku mogłoby jeszcze mocniej pokreślić powtarzalność i potrzebę idei buntu, która, gdy brak sprzyjających okoliczności zewnętrznych, musi spełznąć na niczym. A może nie chodzi już o okoliczności niesprzyjające sprzeciwowi wobec społeczno-politycznego status quo, ale o naszą niechęć do zmian, wygodę i bierność?



Made in Poland
scenariusz i reżyseria: Przemysław Wojcieszek,
zdjęcia: Jola Dylewska,
muzyka: Kuba Kapsa,
grają: Piotr Wawer Jr, Janusz Chabior, Eryk Lubos, Przemysław Bluszcz i inni,
kraj: POLSKA,
rok: 2010,
czas trwania: 90 min,
premiera: 25 marca 2011r.,
Epelpol


Iwo Sulka – filmoznawca, rocznik ’85. Interesuje się kinem amerykańskim i europejskim. Filmowe gusta lekko konserwatywne, acz otwarte na nowe propozycje. Opublikował artykuł na temat Darrena Aronofsky’ego w trzecim tomie Mistrzów kina amerykańskiego, a także recenzje i inne teksty na łamach e-splotu oraz na blogu „Salaam Cinema!”