W gruncie rzeczy przygody "detektywa mroku" to całkiem solidnie zrobione czytadło, pomyślane i przygotowane pod masowego odbiorcę. Wydawałoby się, że to pozycja jakich wiele na rynku. Jak zatem tłumaczyć niebywały sukces, jaki został osiągnięty przez Tiziano Sclaviego, autora serii, ukazującej się nieprzerwanie, miesiąc w miesiąc na włoskim rynku od 1986 roku i sięgającej niebotycznych, bo milionowych nakładów? Racjonalnie – chyba nie sposób. "Dylan Dog" to jeden z tych popkulturowych fenomenów, na którego powodzenie składają się najróżniejsze, często zupełnie niespodziewane, czynniki, a ich specyficznego układu po raz drugi powtórzyć się nie da. Mogę jedynie przypuszczać, że to podobna sytuacja, co z Kodem Leonarda lub z Harry`m Potterem w nieco mniejszej, europejskiej skali. Porównywalnej choćby do cyklu Millenium Stiega Larssona.

Egmont próbował trafić do polskich czytelników z Dylanem (ze znakomitymi okładkami autorstwa Mike`a Mignoli) podczas największego komiksowego prosperity, na początku nowego wieku.
Skoro we Włoszech się udało, to dlaczego nie dałoby się tego powtórzyć w Polsce? Niestety, z różnych przyczyn się nie udało i seria skończyła marnie, w postaci darmowego dodatku do "Świata Komiksu", magazynu komiksowego, chylącego się właśnie ku upadkowi. Drugie podejście miało miejsce w 2010 roku, kiedy warszawski edytor w jednym albumie zebrał dwie historię (Zamek grozy i Damę w czerni), zmniejszając nieco nakład i podwyższając cenę.

Dwie opowieści wchodzące w skład tego dwupaku, Morgana i Opowieść o nikim, są ze sobą subtelnie połączone tematyką. Pierwszy tomik eksploruje klasyczny motyw życia jako snu, doprawiając go wątkiem autotematycznym, wskazującym na postać autora i proces powstawiania komiksu, który z kolei odwołuje się sam do siebie. Ot, takie postmodernistyczne figle. Drugi natomiast nawiązuje do teorii światów równoległych, doskonale rozpracowanych w literaturze i kinie spod znaku science-fiction. W lekturze obu "zadanie" odbiorcy polega na dochodzeniu do tego co jest prawdziwie, a co pozostaje jedynie zmyśleniem, snem, kłamstwem albo oszukańczą grą jakiegoś złośliwego demona. Zestawienie tych tomów (nieprzypadkowe?) pogłębia czytelniczą konfuzję. Całość spięta jest kryminalno-detektywistyczną klamrą, umaczaną w pulpowej estetyce grozy, choć nie bez pewnej ironii. Świadomy przetwarzania popkulturowych klisz Sclavi pozwala sobie na podśmiechujki z konwencjonalności opowieści swojego autorstwa.

Z jednej strony jest to zatem czytadło dla "zwykłego" czytelnika, mające umilić mu czas wolny, a z drugiej zakorzenienie w literacko-filozoficznej tradycji przyniesie dużo radości takiemu Umberto Eco, który - jak mówi - mógłby całymi dniami czytać Biblię, Homera i Dylana właśnie. Może więc w tym tkwi źródło fenomenu tego komiksu, w osobliwym połączeniu taniej kiczowatości i intelektualnej egzaltacji? I tylko nad oprawą graficzną nikt nie będzie cmokał, bo styl Angelo Stano nazwałbym ekonomicznym i przeźroczystym. Ekonomiczny, bo unika wszelkiej wirtuozerii na rzecz komunikacyjności, a przeźroczysty bo ma nie przeszkadzać w lekturze czytelnikowi.



Dylan Dog: Morgana. Opowieść o nikim
Tiziano Sclavi, Angelo Stano
Tłum.: Jacek Drewnowski
Egmont
03/2011