Kuba Oleksak: Jaki jest Twój komiksowy origin? Czy to dzięki zeszytówkom TM-Semic złapałeś bakcyla?

Jakub Kijuc: Komiksami zainteresowałem się na Dworcu Centralnym PKP w Warszawie, latem 1990 roku. Mój brat "kupił sobie" Spider-Mana z "Władcą Murów" na okładce. Ja oberwałem serią z karabinu od "Pogromcy". Na okładce był Ważniak przyduszający Franka... jakoś tak. Nie podobał mi się ten komiks. Historia o ninja była beznadziejna! Za to "Spider-Man" był świetny. Niestety nie mam dziś żadnego z wymienionych komiksów. Ale pamiętam! Rysowałem już wcześniej. Nałogowo, więc komiks był czymś zupełnie naturalnym, a akurat miałem ogromne szczęście załapać się na cały okres działalności TM-Semica. "Spider-Many", "X-Meny", "Batmany", "Supermany"... wszystko drukowane na "papierze toaletowym". To było to!

Czy potem, wraz z upadkiem Semica, Twoja miłość do komiksów, jak wśród wielu innych czytelników, wygasła? Tylko zeszytówki zdobyły Twoje serce, czy były jakieś inne pozycje?


Nie wygasła, ale możliwości zakupu komiksów zostały znacznie ograniczone. W małym miasteczku można było kupić komiks, jadąc do Warszawy. Kiedy próbowano reanimować komiksy w kioskach, to albo one do mnie nie trafiały, albo ja do nich. Z różnych powodów. Jeden tytuł, który w czasach Semica był obiektem moich westchnień, to "Azyl Arkham". Widziałem zajawki w "Nowej Fantastyce" (może wtedy była to "Fantastyka"?). Przypomniałem sobie o istnieniu tego komiksu w chwili wydania, kupiłem jeden egzemplarz i w zasadzie się zawiodłem. Niechcący zrobiłem rysę na czwartej stronie okładki i to był chyba jeden z decydujących momentów, kiedy zrozumiałem, jaką przewagę ma wydana na gazetowym papierze zeszytówka nad edycją albumową. Zeszyt komiksowy im bardziej zniszczony, tym większy ma czar, album odwrotnie. Jeśli masz pudła ze starymi komiksami Semica, to wiesz, co mam na myśli. Każdy, kto ma te stare komiksy, wie.

To drugie podejście Czarnej Materii – w połowie 2009 roku na forum Gildii rozpuściłeś pierwsze zapowiedzi. Co się stało, że wtedy się nie udało?

To nie jest drugie podejście Czarnej Materii. Wtedy nie było nazwy, był projekt, który ewoluował. Całość była bardzo ściśle połączona z moimi instalacjami przestrzennymi. I o ile komiksy Czarnej Materii są "postarzone", o tyle wcześniejszy projekt był zupełnie inny. Nie będę o tym za dużo mówił, bo na pewno do tego wrócę. W swoim czasie.


Instalacje przestrzenne? Zaciekawiłeś mnie – mógłbyś nieco więcej na ten temat powiedzieć?

Od 2007 roku uczestniczyłem w kilku projektach artystycznych. Samodzielnych oraz z grupą "64".
Były to wystawy w Lublinie oraz - w związku z Festiwalem Filmowym "Dwa Brzegi" - w Kazimierzu nad Wisłą. Realizacjami tych projektów były właśnie instalacje przestrzenne, które korzystając z dobrodziejstwa "mutacji przestrzeni", przenosiły oglądającego w dosłownie inną, sztucznie wygenerowaną rzeczywistość. Najczęściej były to schrony przeciwatomowe z bliżej nieokreślonej przyszłości. Ciekawym aspektem tych działań była na pewno warstwa fabularna. Uczestniczący w wystawach odbiorca, oprócz klasycznego oglądania, mógł również zagłębić się w świat, w którym "dzieje się akcja" danej wystawy. Można było śledzić poczynania bohaterów, a nawet samemu stawać się czynnym uczestnikiem zdarzeń wirtualnego świata. To był taki LARP połączony z instalacją. Zwieńczeniem całej tej akcji była wystawa Hipocentrum w lubelskiej Galerii Białej. Co nieco o warstwie fabularnej można przeczytać na mojej oficjalnej stronie. Podpowiem tylko, że ostatni akapit w tym opisie traktuje właśnie o komiksie "Konstrukt" (tym z pierwszych zapowiedzi, o które pytałeś wcześniej). Podsumowując – komiksy Czarnej Materii są odwołaniem do tamtych realizacji w nieco mniejszym stopniu niż wspomniany wcześniej projekt komiksowy. O ile w przypadku instalacji "konstruowałem" cały świat przy pomocy gadżetów i części przestrzeni, tak komiks jako gadżet jest transponowaniem świata z wystaw – masowo i w dużo większą przestrzeń.

Zastanawiam się, dlaczego zdecydowałeś się wydać "Konstrukt" w (oszałamiającym!) nakładzie 22 tysięcy sztuk, podzielony na zeszytowe epizody. Przecież wydając historię w albumie (lub kilku), w nakładzie powiedzmy 4 tysięcy, wyszedłbyś spokojnie na swoje. Czemu uparłeś się na zeszyty?

To pytanie zabrzmiało jak: "Czemu? Czemu to robisz?!" Nie lubię albumów. Ostatecznie toleruję te drukowane na offsecie. Mam kilka drukowanych na kredzie i za każdym razem, kiedy na nie patrzę, to: a) czuję się oszukany, że więcej zapłaciłem za papier niż za komiks; oraz b) boję się zagiąć różek – nie ze względu na to, że to komiks, a raczej z powodu jego ceny.
Zeszytówki mają zupełnie inny sposób oddziaływania na czytelnika niż albumy. Mają to coś, co charakteryzuje ostatnio bardzo modne seriale. Budują więź z czytelnikiem (telewidzem, w przypadku seriali oczywiście). Nawet nie na zasadzie przywiązania do postaci – choć to też jest ważne – ale na zasadzie kreowania ciągłości pewnych zdarzeń. Linearność i powtarzalność wytwarzają poczucie bezpieczeństwa i – co za tym idzie – zapotrzebowanie na to bezpieczeństwo. Im więcej się tego dostaje, tym więcej się chce.
Poza tym, wyobraź sobie – mieć kontrolę nad kilkoma tysiącami umysłów! Wysyłać je co miesiąc do kiosku, żeby zatopiły się w alternatywnym, psychodelicznym świecie twojej produkcji, gdzie na każdym kroku czyha przekaz podprogowy, wtłaczający w sferę pod-myśli zamienną informację, budującą mój konstrukt w czyjejś głowie. Powolna manipulacja odczuciami i uczuciami czytającego. Cegiełka po cegiełce, zaczynając od kilku tysięcy... Po to ten oszałamiający nakład. Władza nad światem!



Jestem ciekaw, jak wyglądała praca nad tak specyficznym komiksem, jakim jest "Konstrukt"? Jak powstawała historia, jak wygląda anatomia narracji, jak w tym całym poplątaniu Tobie udało się nie pogubić?

Co nieco powiedziałem już przy okazji opisu działań w zakresie instalacji, przynajmniej jeśli chodzi o origin "Konstruktu". Co do poplątania, to całość jest zaprojektowana, scenariusze są ciągle pisane, ale fabuła aż do samego końca jest przemyślana – dlatego nie ma możliwości, żeby się pogubić. Od trzeciego numeru będzie się klarować sytuacja z dwu pierwszych części. Oczywiście nie odpowiem na wszystkie pytania (w tych trzech częściach). To byłoby bez sensu. Ale odpowiedzi nie będą łopatologiczne. Scenariusze opieram na istniejących teoriach. Teksty "psycho-matematyczne" niekoniecznie, ale planuję dać to jakiemuś matematykowi do wglądu. W zasadzie im bardziej te teorie będą nieprawdopodobne, nieprawdziwe czy niemające prawa bytu – tym lepiej. Ale uspakajam: są odzwierciedleniem tego, co dzieje się w komiksie. Ważnym aspektem "Konstruktu" jest kolor. Głównie: fiolet, indygo i czerwień. Ale również biel. Innym, istotnym elementem jest forma spiralna – dlatego te "esy floresy" we włosach, światełkach. Wbijam ten symbol czytelnikowi w świadomość. Dużo tego. Wolę pozostawić czytelnikom możliwości interpretacji niż zdradzać wszystkie niuanse.

Ciągnące się miesiącami i latami, skomplikowane historie, pełne odwołań do poprzednich numerów stały się przyczyną kryzysu amerykańskiego rynku w latach dziewięćdziesiątych. Czytelnicy chcą krótkich, w miarę zamkniętych opowieści. Nie boisz się, że "Konstrukt", który jest zaplanowany na 82 numery, może odstraszać potencjalnych czytelników rozmachem swojego przedsięwzięcia?


Seriale też mają to do siebie, że w odcinku siódmym i ósmym bohaterowie zapominają, co działo się w poprzednich częściach i zajmują się bieżącym problemem – żeby nie wspominać walki z potworem z odcinka szóstego. W odcinku dziewiątym przypominają sobie, co działo się w szóstym. Tak to już jest. Do tego lata '90 wracają. Wystarczy spojrzeć na to, co się dzieje na rynku amerykańskim. Widać, że idea długaśnych historii, rozbitych na części i pod-części wcale się nie wyczerpała. Tak samo jest z gadżetami. Polska to nie Ameryka? Tak, ale można przenieść jakieś pozytywne aspekty Zachodu na nasze podwórko.

Ledwo ukazał się drugi numer serii, a już pojawiły się zapowiedzi gry RPG osadzonej w uniwersum "Konstruktu". Niedawno zaprezentowałeś też projekty figurek. Nie uważasz, że to trochę za szybko?


Nie za szybko. Wszystko jest w fazie produkcyjnej. Co do RPG, nie będę aktualizował newsów tak często, jak przy okazji komiksów, bo każdy komiks jest tak naprawdę sub-podręcznikiem do zapowiedzianego RPG. Figurki nie będą wydawane masowo, też są w fazie projektowania. RPG wydamy tuż przed planowanym końcem świata albo tuż po. Data ta przypada na rok 2012, więc jeśli wszystko pójdzie dobrze, to gracze rzucą kostkami i nastąpi wielkie bum! Gra ma być wydana w formie zeszytowej, w czerni i bieli, na najgorszym jakościowo papierze. Nie będzie rozdziału "co to jest RPG?". No, może na jednej stronie. Zasady będą porównywalnie proste do zasad z "Magii i Miecza". Co do dat pojawienia się w sprzedaży figurek, tym momencie nie jestem w stanie nic powiedzieć. Na blogu będę informował, kiedy coś konkretnego będzie do zakomunikowania.

Promując swój komiks, nie ograniczyłeś się jedynie do wrzucenia przykładowych plansz na serwisy, ale wywołałeś prawdziwą burzą w środowisku. Twoje metody wzbudziły wiele kontrowersji. Wydaje mi się, że wielu czytelników zniechęciłeś tazosami, pomysłem na "inżynierię rzeczywistości". Nie ważne jak, byle mówili?

Sama promocja okrzyknięta "najgorszą promocją" (chyba nawet na świecie) odniosła zamierzony skutek. Czyli zadziałała. Kiedy wrzuciłem newsa o grze fabularnej, reakcja środowiska RPG była identyczna, jak reakcja środowiska komiksowego. Jedni na tak, drudzy na nie. Ale ogólnie "Kiyuc to szaleniec! Po co to komu!". Każdy ma prawo do swojej opinii, ale z drugiej strony moim przywilejem jest nie słuchać tych, co mówią "nie" i robić swoje. Warto też odnieść się do treści Twojego pytania, a dokładnie do wyrażenia "nie ograniczyłeś się". Zdaje się, że na Ziniolu mieliśmy krótką rozmowę w komentarzach na temat promocji komiksu w Polsce. Dalej uważam, że ta na dobrą sprawę nie istnieje. Istnieje za to promocja komiksów okolicznościowych. Oczywiście, można coś ciekawego w tym temacie zrobić, ale tak naprawdę sprowadza to komiks do roli podrzędnej. Trochę wybiegłem do przodu... Krótko: promocja polega na tym, żeby największa możliwa ilość ludzi wiedziała, że coś będzie się działo. Nie na odwrót.


DODATKOWY NUMER KONSTRUKTU