Pierwsza scena: samochód wyjeżdża z piekła po płonącym moście, w tle hard rock, narrator ostro przeklina z offu. Cięcie. Scena druga: miasto, dynamiczny samochodowy pościg, po chwili kilku gości we flanelowych koszulach dostaje ostry łomot od Nicolasa Cage’a, tym razem w wersji blond, ale w przeciwsłonecznych okularach i skórzanej kurtce.
Cokolwiek pojawia się na ekranie – jest przerysowane, przesterowane, a nawet niemal po tarantinowsku świadome konwencji kina grindhouse’owego klasy B, C, a może nawet D. A na pewno świadomy ich jest Nicolas Cage – z absolutną powagą na twarzy robi to, w czym jest niezastąpiony: gra w filmie, o którym doskonale wie, że nie jest dobry. Z czym jak z czym, ale z tym jest mu wyjątkowo do twarzy. Przy okazji, jak na postać cage’owską przystało, „chce być porządny, a zawsze kończy obryzgany cudzą krwią”, by zacytować Webstera (David Morse), dawnego przyjaciela Johna Miltona. Również aktorzy kreujący postacie drugoplanowe, Amber Heard w roli Piper i Billy Burke jako Jonah King, a nawet dalszoplanowe i epizodyczne, jak kelnerki czy policjanci, maksymalnie wykorzystują swój czas ekranowy, inwestując w role tyle, ile się tylko da. Jednak to William Fichtner kradnie im wszystkim ten film, a przecież ukraść film Nicolasowi Cage’owi to rzecz niebywała. Fichtner, który twierdzi, że to jego w ogóle ulubiona rola w karierze, chyba wziął na warsztat postać agenta Alexa Mahone’a z serialu Prison Break, odebrał mu jego niekontrolowane wybuchy wściekłości, a w ich miejsce wstawił ciepłą ironię. Jego Księgowy przy całej swojej antypatyczności – jest niezwykle sympatyczny. Boi się tylko Bogobójcy (po polsku wyjątkowo brzmi lepiej – w oryginale God Killer), ale kto by się nie bał czegoś, co tak się nazywa. Jest piekielnie niebezpieczny i bezlitosny, ale w tak fajny sposób, że chcemy przybić mu piątkę. Reasumując: gdybym kiedyś wpadła na pomysł ucieczki z piekła, chciałabym, żeby Szatan wysłał za mną w pościg kogoś właśnie takiego.
Drive Angry to film w 3D. I nie jest to 3D w stylu wizualnych gigantów – Trona czy Avatara – w których funkcjonuje jako narzędzie kreowania zupełnie nowego, wspaniałego świata i przestrzeni. Tu technika trójwymiarowości kontynuuje chlubną tradycję filmów takich jak chociażby wczesny Beowulf Roberta Zemeckisa (2007), gdzie jest elementem czysto podkręcającym atrakcje, które i tak już są widzowi fundowane na poziomie obrazu – z tej strony jakiś bryzg krwi, tu posypią się jakieś monetki, po które wyciągniemy ręce, a potem jeszcze jakiś element nagle poleci w stronę widza, a on, reagując szybciej niż myśl, zamknie oczy i się uchyli. Bo tym właśnie jest Drive Angry – niekończącym się pasmem atrakcji, pościgów samochodowych, mocnych efektów 3D „wychodzących w stronę widza”. A, prawie bym zapomniała – i jeszcze pościgów samochodowych.
Piekielna zemsta 3D (Drive Angry 3D)
reżyseria: Patrick Lussier
scenariusz: Todd Farmer, Patrick Lussier
występują: Nicolas Cage, Amber Heard, William Fichtner, Billy Burke, David Morse
kraj: USA
rok: 2011
czas trwania: 104 min
premiera: Polska i USA – 25 lutego 2011
Warner