Kino Beat Generation tytułem składa obietnicę opowieści o filmach wykonywanych rękami bądź inspirowanych filozofią beatników. Jak zwykle przy tego typu monografiach w polu oczekiwań odbiorcy znajdzie się też chęć zobaczenia tego, co było przed i po: źródeł inspiracji beatników i dzieł tych, których to oni zainspirowali. Czytelnik-laik żąda bezpiecznej kapsułki wiedzy, czytelnik-znawca potrzebuje całej fiolki pigułek. Niebieska okładka książki mogłaby się tu kojarzyć z najsławniejszą tabletką świata.  Jej zawartość jednak nie powoduje niestety podniecenia, oferuje tylko krótką przyjemność i uczucie niedosytu. Niemniej daje jako takie rozeznanie w świecie amerykańskiej kontestacji.

Podział na trzy rozdziały tworzy przejrzysty układ: od wstępnego omówienia tła historycznego, przez meritum definicyjne po krótkie analizy dalszej drogi wątków beatnikowskich. Autorka podkreśla, że o samym ruchu Beat Generation napisano dziesiątki, jeśli nie setki, książek, odwołując się do wielu różnorodnych perspektyw: do kontekstów religijnych (wpływu myśli buddyjskiej na literaturę pokolenia beatników), filozoficznych (inspiracji poglądami Oswalda Spenglera) czy też muzycznych. Bogate opracowania z zakresu kulturoznawstwa wskazują na znaczącą pozycję pisarzy Beat Generation w kształtowaniu się alternatywnej i oryginalnej wizji amerykańskiej literatury.
Jej celem było dodanie do tych analiz omówienia kładącego nacisk na kino. Czemu więc właśnie to, co było celem, ginie pod naporem wciąż i wciąż dokonywanych przypisów do niedającego się ogarnąć kontekstu?

Z pierwszych stron wynika, że kino beatnikowskie to fenomen spontanicznej formy wypowiedzi, bogate kulturotwórczo zjawisko, które zapoczątkowało amerykański underground i stało się inspiracją dla wielu twórców niezależnych, m.in. Jima Jarmuscha czy Gusa Van Santa. Do tego fenomenu przylegają następujące, wciąż powtarzane w omówieniach, kategorie: kino drogi, nieskrępowana wolność (bycia, seksu, kreacji), alternatywa, kontrkultura, awangarda, bunt, włóczęga oraz ich pochodne, które łatwo sobie dopowiedzieć. Ze snutej opowieści o kinie beat powstaje dwuwymiarowy obraz świata (podobny do tego z XIX wiecznych powieści dekadenckich): fascynującego marginesu i nudziarskiego, złego centrum. Apologetyczne peany na cześć całego ruchu aż proszą się o podważenie, poszukanie jego ciemniejszego rewersu. Niestety niczego takiego zaciekawiony czytelnik tu nie znajdzie. Nie pozostaje mu zatem nic innego, jak tylko wejść w sam środek palącego od zachwytu opisu. Mimo to strona faktograficzna tej książki, zebrane ciekawostki z życia guru pokolenia beat (Kerouaca, Ginsberga i Burroughsa), imponują rzetelnością, lecz są ulotne – trudne do zapamiętania.

W epicentrum kina beatnikowskiego (które wspólnie zainicjowali członkowie bohemy Wschodniego i Zachodniego Wybrzeża pod koniec lat pięćdziesiątych ), w miejscu największych rewolucji formalnych, autorka stawia takie filmy, jak: Cienie Johna Cassavetesa, Pull My Daisy Roberta Franka i Alfreda Lesliego, Działa wśród drzew Jonasa Mekasa, Narkotykowy łącznik Shirley Clarke oraz Złodziej kwiatów Rona Rice’a. Spośród nich nie omówiła osobno Cassavetesa – głównego bohatera innej książki jej autorstwa. Jego nazwisko zostało wyeksponowane przy okazji manifestu New American Cinema, o którym po trosze też można poczytać jako o ruchu awangardy w kinie amerykańskim. Pozostali twórcy oraz ich modusy „ideologii beatnikowskiej”, w tym szczególnie Jonas Mekas, zostali poddani głębszej analizie.

Na deser autorka serwuje opis dwóch strategii obecności bohemy beatnikowskiej w Hollywood: w konwencji sensacyjnej lub komediowym anturażu, by później przejść do omówienia „bardziej szlachetnej” obecności w kinie kontestacyjnym. I tu przede wszystkim pisze o ikonach, wiecznie żywych symbolach outsiderów: Marlonie Brando z Dzikiego oraz Jamesie Deanie z Buntownika bez powodu. Na koniec, obok kilku innych, pojawiają się dwa obiecane na wstępie nazwiska: Jarmuscha oraz Van Santa, ale bez próby szerszej interpretacji. Ot tak, byśmy wiedzieli, że byli i są zainspirowani ruchem beatników.

Prawdopodobnie wędrówka motywów kina beat w kinie współczesnym trwa, o czym ma (chyba) przekonywać brak wyrazistego zakończenia książki. Opowieść o tak złożonym zjawisku nagle się urywa, pozostawiając czytelnika z garścią zdjęć-impresji autorki tekstu. Książkę Urszuli Tes można potraktować jako panoramiczny rzut oka na Beat Generation, ale bliskiego kadrowania należałoby poszukać gdzie indziej.  


Urszula Tes, Kino Beat Generation
Wyższa Szkoła
Filozoficzno-Pedagogiczna
„Ignatianum”
Wydawnictwo WAM
Kraków 2010

FRAGMENT KSIĄŻKI

Tekst ukaże się w nowym (tym razem internetowym) numerze pisma krakowskich filmoznawców 16mm