Wall•E stanowi korektę wizji z Odysei…: tam statek kosmiczny stawał się grobowcem ludzkości, pokonanej przez technikę. Tutaj sarkofag jest niepotrzebny, a przynajmniej ulega redefinicji: staje się parkiem tematycznym, gdzie głównym „tematem” jest przyjemność.
Sferą, w której Wall•E jest najbardziej przenikliwy, pozostaje płeć. W centrum opowieści znajduje się kiełkujący romans Wall•E’go i Eve, ale pomimo całej jego konwencjonalności, najbardziej niewygodne pytanie musimy postawić my, widzowie. Co czyni Wall•E’go „mężczyzną”, a Evę „kobietą”…? Czy wystarczy, że Wall•E buduje, a Eve chichocze? Oczywiście, byłoby naiwnością (albo jej zaprzeczeniem) oczekiwanie w Disneyowskiej animacji namiastki genitaliów: Kaczor Donald i Daisy właśnie okolice genitaliów nosili odsłonięte, co ujawniało ich anatomiczną identyczność. Aliści Donald i Daisy byli żywymi organizmami, podczas gdy Wall•E i Eve teoretycznie w ogóle nie powinni być definiowani w kategoriach płci.
Zanim dopowiem swoją intuicję do końca, zwracam uwagę na jeszcze jedno: w astralnym świecie spaślaków osobniki żeńskie i męskie także wydają się anatomicznie identyczne. Cielska, twarze, fryzury, są tak samo obłe i śliskie u wszystkich pasażerów i pasażerek. Film nie wnika w to, jak dokonuje się reprodukcja na statku, ale nie można wykluczyć zapłodnienia pozaustrojowego w świecie zdominowanym przez osobniki, których kończyny i kości zanikają na rzecz tkanki tłuszczowej.
Wracając do Wall•E’go i Eve: ich role płciowe wydają się silniej określone i zdeterminowane niż role spaślaków i to dlatego oni właśnie stają się odpowiedzialni za odrodzenie cywilizacji. Wall•E stanowi podświadomą krytykę kultury z zachwianymi kategoriami płciowymi, czy się to komuś podoba, czy nie.
W finale filmu ludzie stają się na powrót Ziemianami, ale optymizm zakończenia zostaje rozsadzony ironią, kiedy dotychczasowy kapitan statku kosmicznego (niewątpliwie najaktywniejszy i najprzytomniejszy ze wszystkich na pokładzie) obiecuje reszcie: „Będziemy hodować pizzę!”. A co, kiedy pizza nie wyrośnie? Kiedy znój okaże się nieznośny, a tęsknota za komfortem zbyt duża? Kiedy nastąpi pierwsza erupcja przemocy?
Disneyowsko-Pixarowska komputerowa kreskówka o upadłej cywilizacji, w której maszyny stanowią jedyny łącznik z żywotną kulturą – oczywiście amerykańską, bo cóż bardziej amerykańskiego od musicalu? – może posłużyć za punkt wyjścia do niejednej ciekawej dyskusji.
Nie wiem, czy znam inny nowy film, który z podobną przenikliwością trafiałby w samo sedno trapiących nas wszystkich lęków i niepokojów.
Foto: Imperial-Cinepix
Więcej tekstów Michała Oleszczyka dostępnych jest na "Blogu Autora":http://michaloleszczyk.blogspot.com/