„Factory 2” to spektakl trudny do jednoznacznej oceny i klasyfikacji, nastawionym na widza gotowego do podjęcia wyzwań rzuconych przez reżysera. Werdykt zaś o tyle przewidywalny, że doceniający i tak najbardziej docenianego twórcę polskiego teatru. Nie bez znaczenia był też fakt międzynarodowego jury, które wybrało spektakl prezentujący gamę innowacyjnych środków teatralnych i wyłamujący się z nurtu narodowo-kulturowego.

Mniej polemiki wzbudziła nagroda dla Jana Klaty jako najlepszego reżysera festiwalu. Jego Sprawa Dantona, mój osobisty faworyt w walce o główną stawkę, to także spektakl wielowarstwowy, stworzony przy użyciu wielu odmiennych chwytów scenicznych, zderzających ze sobą różnorodne nurty teatralne. Jury doceniło Klatę za „odważną i świeżą interpretację znanej opowieści, nowatorską tak pod względem filozoficznym, jak i artystycznym.” Trudno się z tym nie zgodzić.

Sprawa Dantona odbudowała moją wiarę w Jana Klatę – jednego z odważniejszych, ciekawszych i bezkompromisowych twórców młodego pokolenia.
Po pierwszych świetnych spektaklach Klaty, jak Córka Fizdejki, Rewizor czy Nakręcana pomarańcza, uwierzyłam, że jest to głos młodej generacji, wrażliwy na kwestie społeczne, polityczne, ale i psychologiczne czy emocjonalne. Reżyser wytyczał nowe ścieżki teatru, wyznaczał grunt stylistyczny, na którym wyrosło później wiele innych znakomitych przedstawień. Trzy stygmaty Palmera, nieszczęśni Szewcy u bram, a także Transfer! – ten spektakl wzbudził we mnie nadzieję, którą reżyser zgasił kolejnymi „produkcjami”, aż chciało się krzyknąć do reżysera, za tytułem kolejnego masowo przygotowywanego spektaklu, Weź przestań!. Nie sposób więc wyrazić mojego zadowolenia i entuzjazmu po Sprawie Dantona, w której prócz inscenizatorskiej błyskotliwości i humoru, jest też intrygujący, uniwersalny przekaz.

Scenografia – szereg domków z dykty i blachy, przypominający slumsy, już od początku ukazuje sposób budowania narracji scenicznej poprzez kontrast. Współczesna architektura peryferii odległych krajów i kostiumy XVIII-wieczne. Robespierre, stylizujący się na umierającego Marate’a, i jego siła wieku. Dojrzałość, mądrość doświadczenia, dystans Dantona i ideologiczne zaangażowanie, emocjonalność jego politycznego konkurenta. Poprzez te kontrastujące zderzenia, Klata buduje nie tylko groteskowość i humor, ale i dystans, potrzebny do potraktowania bohaterów serio, przez co, paradoksalnie, wymykają się groteskowości. Reżyser buduje spektakl pokazując mechanizmy działania rewolucji, niezmienne teraz, jak i dwieście lat temu, niemożność pozostania czystym i niewinnym bez konsekwencji (jedna z ciekawszych i ważniejszych postaci Desmoulinsa), drugie dno każdego postepowania. Klata nie ucieka tu od wykorzystania swoich środków teatralnych, jak dobitnie współczesne rekwizyty, współczesna, mocna muzyka, czy „sample i skrecze mentalne”. Dozuje je jednak w taki sposób, że są jedynie środkiem do celu, a nie celem samym w sobie, unika nachalnego manifestowania współczesności.

Konserwatywni widzowie mają reżyserowi za złe zbędne sceny erotyczne, dłużyzny, teatralny chaos czy epatowanie brutalnością. Ale czy nie właśnie taka jest rewolucja? Chaos, ciągły lęk ofiar i bezlitosność katów, jedni i drudzy co chwila zamieniają się miejscami, nie wiadomo
kiedy będzie koniec, brak pewności, czy rewolucyjny zryw nie rozpocznie się na nowo. Reżyser sugestywnie ukazuje wszystkie te tropy, robiąc spektakl artystycznie ciekawy, psychologicznie wiarygodny i intelektualnie intrygujący. Na nagrodę zasłużył siłą inscenizacji, a na moją aprobatę tej decyzji – przywróceniem wiary we wciąż żywy, niebanalny i współczesny teatr młodych twórców.




foto: Bartosz Maz