Miałam okazję przeczytać dwie książki z tej właśnie linii: Brygantkę Marii Rosy Cutrufelli oraz Zaprzysiężoną dziewicę Elviry Dones. Pierwsza z wymienionych opowiada o walkach partyzanckich w okresie Risorgimento we Włoszech, rewolucyjnego ruchu o zjednoczenie kraju, w którym czynny udział brały kobiety: ubrane po męsku, z bronią w ręku, zupełnie nieprzypominające pięknej ragazzy z południowych Włoch, kusząco poruszającej biodrami. Bohaterką książki Cutrufelli jest Margherita, arystokratka, która dołącza do rewolty brygantów, stając się tym samym tytułową brygantką, towarzyszką broni.
Początek tekstu jest naprawdę dobry, bo oto mamy przed oczyma taki obraz: Margherita siedzi na łóżku, na którym spoczywa ciało jej męża, męża którego zabiła; Muszę się ruszyć, pora stąd iść, mówi do siebie samej, wychodzi do ogrodu, idzie przez opustoszałą wieś, a potem ścieżką wprost do lasu, w którym ukrywają się rewolucjoniści, a wśród nich jej brat. Jest zajmująco, poluźnianie gorsetu społecznego i ukazanie prawdziwej kobiecej linii to zarazem wina i wolność. Owszem, symbolika jest dość sztampowa: idź, kobieto, do lasu, bo natura to twoja siostra, tam możesz być sobą. Jednak niepokojąca atmosfera tego opisu ucieszyłaby i siostry Brontë. Potem jest już znacznie gorzej: kiedy Margherita staje się rewolucjonistką, traci pazur, i nawet z bronią w ręku i portkami na tyłku wydaje się cieniem siebie samej z początku powieści.
Autorka w wywiadzie poprzedzającym treść powieści tłumaczy, że w książce tej mamy do czynienia z tradycyjną emancypacją a nie neofeminizmem, jednak bardziej niż emancypację widzę tu patriarchalną zasadzkę. Kobietom mówi się w podtekście: macie strój i akcesoria, popracujcie nad swoją nową rolą, obserwując i wielbiąc pierwowzór. Trudno stwierdzić na podstawie tej właśnie książki, że „stara” rola kobiet została przedefiniowana, o czym Cutrufelli mówi we wstępie. To raczej casting do filmu, który nigdy nie powstanie.
Zaprzysiężona dziewica Elviry Dones jest lekturą przyjemniejszą, aczkolwiek mogę być tu nieobiektywna, bo Albania bliższa memu sercu niż Włochy. Pozostanę jednak przy stwierdzeniu, że książkę tę czyta się sprawniej, mimo niedoskonałości. Wciąga niczym paluszki z sezamem, trzeba dobrnąć do końca, mimo że żaden to wyjątkowy delikates. A treść jest taka: w bałkańskich górach, w Albanii, żyją „zaprzysiężone dziewice” – virgijneshë – kobiety, które nie tylko upodobniły się do mężczyzn i przejęły ich zawody oraz zajęcia, ale zyskały również ich status społeczny, wyrzekły się do cna kobiecości, swojego ciała i wewnętrznej tekstury. Dziewictwo zaprzysięgają dla owych „przywilejów” te dziewczyny, które nie chcą zgodzić się na zaaranżowane zamążpójście, ale unikając jednocześnie zszargania honoru rodu. Poznajemy jedną z nich – Hanę – kiedy przylatuje do Waszyngtonu, aby rozpocząć tu nowe życie. Zatrzymuje się u swojej kuzynki, Lili, która wyemigrowała ze swoją rodziną do Stanów już jakiś czas temu. Tu, w Stanach, Hana ma stać się na powrót kobietą, w czym pomaga jej nowe otoczenie, z poznanym w samolocie mężczyzną na czele. To właśnie on jest siłą sprawczą przemiany, to właśnie pożądanie wobec niego zmienia garderobę bohaterki, odrdzewia zamki mechanizmów obronnych, ułatwia zwierzenia, aż wreszcie prowadzi do redefinicji własnej osoby.
Jak można się domyślić, uwieńczeniem powrotu do kobiecości jest upragniony akt seksualny, wokół dążenia do którego toczy się druga połowa książki. I jak tu się nie zezłościć? Co równie irytujące, trudno nie odnieść wrażenia, że w książce Dones krok po kroku spełnia się amerykański sen: nie wiesz, kim jesteś, nie masz pieniędzy, nie współżyłaś, leć do Stanów. Czy naprawdę życie Albanki w Waszyngtonie jest tak łatwe, jak paroelementowe puzzle dla sześciolatka? Wracając do romansu, nie chcę umniejszać roli mężczyzn w życiu kobiet, ale gdyby odwrócić sytuację i napisać książkę o tym, jak to dopiero kobieta czyni mężczyznę mężczyzną – myślę, że jednak znaleźliby się panowie, którzy, jak i teraz ja, popsioczyliby. Jest również coś niepokojącego w zestawieniu Hany i Lili, wychodzi bowiem na to, że Hana, racjonalna, wykształcona, inteligentna jest tą, która mogła podołać roli mężczyzny, Lila natomiast, emocjonalna, prosta, bez wykształcenia, musiała poddać się losowi, bo nie dałaby rady być mężczyzną, jest „zbyt kobieca”. Na szczęście schemat ten łamie pewien krótki moment w Zaprzysiężonej dziewicy, moment, który mnie absolutnie zauroczył, spektakularnie zepsuł monotonię jednolitej perspektywy. Otóż podczas jednej z wielu kłótni Hany z jej kuzynką, ta druga wykrzykuje: Nie jesteś ode mnie lepsza! Powtarzam ci, że jesteś egoistką... my wszystkie żyłyśmy tam w górach, dla naszych mężów. Byłyśmy posłuszne, choć nikt nas o to nie prosił. Ale ty, zamiast stanąć do walki, wolałaś się ukryć. Zamieniłaś się w mężczyznę. Jakie to proste! Łatwo być mężczyzną! Tam, w górach, prawdziwym wyzwaniem jest być kobietą, a nie zgrywanie dupka, który rujnuje sobie zdrowie alkoholem i tabaką. Bycie kobietą, bycie mężczyzną, bycie sobą nie jest proste, bezustannie naginamy się do „właściwych” kształtów.
Przyznam, że czuję się trochę winna za to mędrkowanie, za filtrowanie tych książek przez sitko własnych przekonań – bo przecież obie bazują na faktach, więc bardziej drażni mnie to, jak jest, niż to, jak napisana została opowieść o tym. Co intrygujące, okładki książek nie są gładkie, dotykając je opuszkami palców, można wyczuć linie – nie kłamię! Ta szorstkość to coś, co trzeba tropić, bo drażni, więc nie daje spokoju, wytrąca z kłamliwej równowagi. Ciekawa jestem więc kolejnych publikacji Ścieżek, mam nadzieję, że prowadzić będą do herstorii bardziej zniuansowanych, wykrzywionych, haptycznych.
Maria Rosa Cutrufelli, Brygantka
przeł. Anna Gogolin
Elvira Dones, Zaprzysiężona dziewica
przeł. Anna Gogolin
Seria wydawnicza Swoimi ścieżkami
DodoEditor, 2010