Adam Uryniak: Wybierając ten tekst nie kierowałem się pragnieniem adaptowania tej konkretnej autorki. Przeczytałem opowiadanie i poczułem, że to jest historia, którą chciałbym opowiedzieć na ekranie. Zdecydowałem się na opowiadania o Kunickim (choć to w zasadzie jedno opowiadanie, tyle że podzielone na trzy „rozdziały”) ponieważ ujął mnie nastrój tajemniczości i niepokoju przepełniający ten tekst. W bohaterze przez cały czas kotłują się emocje, z którymi nie jest w stanie sobie poradzić. Zdrowy rozsądek podpowiada, żeby zaakceptować najprostszą wersję wydarzeń, a jednak coś w nim nie pozwala mu na spokój i zmusza go do ciągłych, coraz bardziej rozpaczliwych prób dotarcia do prawdy. Drugim ważnym dla mnie aspektem jest zestawienie gorączki, jaka opanowała bohatera z totalnym chłodem i obojętnością otoczenia. Szczególnie jest to widocznie w tej części historii, która odtwarza przebieg poszukiwań żony. Każda następna lektura tego tekstu dawała mi sporo do myślenia i ciągle odnajdowałem tam coś nowego. Ciągle myślałem o tym bohaterze no i w końcu poczułem, że chciałbym spróbować swoich sił i opowiedzieć historię Kunickiego tak, jak ja ją widzę.
Zresztą w Biegunach jest jeszcze co najmniej kilka podobnie niepokojących opowiadań, wystarczyłoby jeszcze na wiele filmów. Wydaje mi się, że ekranizacja Biegunów jako całości byłaby dość karkołomnym zadaniem. Ta książka to prawdziwa plątanina wątków, historii, bohaterów, ale także gatunków literackich. Pełna adaptacja tej książki musiałaby być bardzo długim filmem i paradoksalnie bardzo różniącym się od samego tekstu – coś jak w przypadku Kochanicy Francuza K. Reisza, gdzie żeby ocalić to, co najważniejsze, poczyniono dość drastyczne zmiany w fabule.
Scenariusz został złożony do PISF i bardzo pozytywnie oceniony, ale podobno projekt został źle zbudżetowany (wnioskowałeś o zbyt małą sumę pieniędzy) i odrzucony. Czyli zostały warunki niezależne. To trochę dziwne, bo wiem jak wyglądają budżety filmów niezależnych, że udaje się kupić czy dostać prawa do książki, która ma NIKE i jest bestsellerem i to w momencie, kiedy bardzo wiele się mówi o ekranizowaniu współczesnej prozy. Nie sądzisz, że do Biegunów powinna ustawiać się kolejka reżyserów i producentów? Pytam także o to, bo wielu reżyserów niezależnych boi się pytać pisarzy o prawa do adaptacji utworów, obawiając się zaporowych cen...
Jeżeli chodzi o wniosek do PISF-u, to faktycznie został oceniony przez ekspertów jako bardzo dobry, ale przy końcowej ocenie pojawiły się pewne zastrzeżenia i uznano, że całość wymaga pewnych poprawek. Nie za bardzo chcę wchodzić w szczegóły, bo pewnie wyjdę na jakiegoś frustrata. A co do Biegunów i ogólnie adaptacji prozy pani Tokarczuk, to do tej pory nie mogę wyjść ze podziwu, że nakręcono jedynie dwa filmy na podstawie jej opowiadań (z czego jeden to krótki metraż). Obawa przed zaporowymi cenami to kiepska wymówka, bo przecież zawsze warto chociaż spróbować i porozmawiać z autorem. Nie ma jakichś sztywnych, ustalonych taryf. Gdy szedłem na spotkanie z panią Tokarczuk, byłem w zasadzie przekonany, że nic z tego nie wyjdzie, ale po prostu musiałem spróbować i jak widać opłaciło się. Fakt, że książki takie jak Bieguni czy Prawiek nie są do tej pory zekranizowane jest naprawdę zadziwiający. Szczerze powiedziawszy, nie wiem, z czego to wynika. Olga Tokarczuk to przecież jedna z najpopularniejszych polskich pisarek, jej książki są wydawane w wielu językach na całym świecie. Wydawałoby się, że to świetny filmowy materiał z naprawdę dużym potencjałem, a filmy jednak nie powstały. Chociaż wydaje mi się, że to chyba jednak tylko kwestia czasu i adaptacje prozy tej autorki jeszcze się pojawią.
Zastanawiam się czy współpracowałeś z pisarką na etapie prac literackich? Olga Tokarczuk akceptowała wersję Twojego i Olgi Bielańskiej scenariusza? Dawała wam jakieś uwagi?
Scenariusz powstawał w dość dziwny sposób. Z moją współscenarzystą umówiliśmy się na taki tryb pracy: niezależnie od siebie czytamy opowiadania a następnie samodzielnie pracujemy nad pierwszymi wersjami scenariusza, nie konsultując sie ze sobą. W ten sposób powstały dwa zupełnie różne teksty. Okazało sie, że zainteresowały nas w tych opowiadaniach zupełnie inne aspekty i na co innego kładliśmy nacisk w naszych historiach. Z tych dwóch tekstów skompilowaliśmy jeden, który przeszedł jeszcze kilka modyfikacji. Przy samym pisaniu scenariuszy nie konsultowaliśmy się z panią Tokarczuk. Wysłałem jej gotowy skompilowany tekst do akceptacji. Nie miała zastrzeżeń.
Co chciałbyś przede wszystkim z Tokarczuk ocalić w filmie?
Opowiadanie składa się głównie z introspekcji, przemyśleń i przeczuć głównego bohatera. Generalnie mówiąc, nacisk jest położony bardziej na stany ducha niż akcję. Trzeba było trochę pracy, żeby w scenariuszu nadać pewnym segmentom opowieści bardziej „dziejący się” charakter. Wiele z wydarzeń trzeba było wyłuskiwać z kilku słów, rozsianych po całym tekście. Mam nadzieję, że mimo tych zabiegów uda się zachować całe to bogactwo obserwacji ludzkiej psychiki, które jest chyba najmocniejszym punktem opowiadania.
Przy kolejnych realizacjach chciałbyś zostać przy adaptacjach współczesnej literatury?
Nie wiem. To zależy od wielu różnych rzeczy. Przede wszystkim od tego, jaką historię będę chciał opowiedzieć. Praca na oryginale literackim ma wiele plusów, przede wszystkim autor oryginału poświęcił już wiele czasu na wymyślenie danej historii i jej bohaterów. Ja muszę się po prostu ustosunkować do tego, co już zastałem. Jeśli trafię na jakiś tekst, który podobnie jak opowiadania o Kunickim nie da mi spokoju, to postaram się nad nim popracować, ale równie dobrze może się okazać, że napiszę coś swojego, a może trafi się oryginalny scenariusz. Nie jestem w stanie tego zaplanować.
Adam Uryniak (1983) - absolwent filmoznawstwa na UJ i reżyserii na KSFiKA. Członek grupy filmowej Butcher's Films. Jest autorem kilkunastu filmów krótkometrażowych, za które otrzymał 20 nagród na festiwalach filmowych w Polsce i za granicą. Jego dwa ostanie filmy Marta (2008) i Podglądacz (2009) były prezentowane kolejno na 33. i 34. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni.
Rozmowa ukazała sie w 32. numerze czasopisma Ha!art
ZNIKNIĘCIE NA FACEBOOKU
Foto: Filip Rudnicki
Patronem medialnym filmu jest