Bardzo cenię Moodyssona – reżysera kameralnych opowieści. Lubiłam, kiedy zamykał swoich bohaterów w czterech ścianach pustego mieszkania i udowadniał, że (…) mechanizmy psychologiczne, funkcjonujące wewnątrz wielkich (…) wydarzeń historycznych są tymi samymi, które rządzą sytuacjami intymnymi - aby znów użyć słów Kundery. Lubiłam jego kobiety, które karmił iluzjami, a potem boleśnie doświadczał. Lubię sekwencję otwierającą film Mamut, bo z każdą sekundą coraz głębiej zakorzenia się we mnie poczucie, że jest ona wielkim mirażem, który ulegnie destrukcji. W finale Lilji 4-ever (2002) Moodysson chciał uświadomić nam, że beztroska zabawa to rzecz nie z tego świata. Mając to w pamięci, patrzę z dystansem na rodzinne mamucie igraszki. Wciąż pielęgnuję też w sobie przekonanie, że portrety kobiet to element syntetyzujący twórczość Lukasa Moodyssona. Wiem, że rodzina w jego świecie nie istnieje, więc mój wzrok zatrzymuje się tylko na młodej matce – Allison (Michelle Williams). Idąc udeptaną ścieżką ku nowej produkcji reżysera, mijam po drodze Agnes i Elin z jego pełnometrażowego debiutu. Obie żyją jeszcze w świecie nastoletnich iluzji. Za zakrętem stoi szesnastoletnia Lilja, której odebrano wszystko z wyjątkiem nadziei na śmierć. W oddali widzę też kilka kobiet ze wspólnoty „Tylko razem”, każda z nich samotna i opuszczona na swój własny sposób.
Nieopodal (na parkingu pod supermarketem) leży Tess, ma dziurę w sercu. Chciałabym, żeby do tego grona dołączyły Allison, Gloria i Cookie. Jeśli byłoby bowiem coś, w obronie czego stanęłabym , recenzując Mamuta Lukasa Moodyssona, wskazałabym na samo portretowanie kobiet. Typowe, pośpiesznie wycięte z rzeczywistości, przewidywalne – właśnie jak wizerunki kobiecości zagnieżdżone w świadomości społecznej.

Lukas Moodysson wyszedł z domu, prowadzony za rękę przez gwiazdy – Michelle Williams i Gaela Garcię Bernala. Swój nowy świat postanowił stworzyć na podobieństwo tego znanego z twórczości Alejandro Gonzáleza Iñárritu. Zaprojektował model współczesnej rodziny. W roli matki obsadził młodą, odnoszącą sukcesy panią chirurg, Allison. Jej mężem uczynił projektanta gier, Toma (Gael García Bernal), ale wywiózł go Tajlandii, by samotność kobiety w przestronnym mieszkaniu uczynić bardziej namacalną. Zostawił ją tylko w towarzystwie filipińskiej sprzątaczki Glorii (Marife Necesito) i córeczki. Między tymi dwiema nawiązała się jednak tak silna przyjaźń, że kontakt matki i dziecka został niemal zerwany. Mała Jackie (Sophie Nyweide) nauczyła się nawet języka z rodzinnego kraju swojej opiekunki – tak Moodysoon pokazuje, jak dalece i na jak wielu poziomach zaburzona jest relacja między matką a córką.

Allison nie potrafi, Gloria natomiast nie może być ze swoimi dziećmi. Bezduszny kapitalizm zmusił ją do wyjazdu na drugi koniec świata, by mogła zarobić na dom dla swojej rodziny. Moodysson planuje akcję niezwykle symetrycznie – Gloria wyjechała z Filipin, Tom opuszcza Stany i leci do Bangkoku na biznesowe spotkanie. Tam spotyka trzecią z kobiet, prostytutkę Cookie (Natthamonkarn Srinikornchot), która sprzedaje swoje ciało, żeby kupić lepsze życie dla dziecka. Każda z kobiet musi być matką, żadna z nich nie potrafi podołać roli, jaką powinna odgrywać.

Moodysson nie sprawdza się zaś jako demiurg, pociąga za sznureczki swoje marionetki, ale robi to niewprawną ręką, więc to nie widz na sali kinowej, ale świat przedstawiony filmu drży – w posadach. Film przybrał formę społecznej agitki, której, przyzwyczajeni raczej do podprogowych przekazów niż wykładania kart na stół, nie możemy znieść. Wszystko w obrazie Moodyssona jest zbyt oczywiste, za bardzo jednowymiarowe, mało oryginalne i przewidywalne. O tym, że efekt motyla już przejadł się widzom, przekonał się ostatnio także Jaco van Dormael przy okazji filmu Mr Nobody. Moodysson wykorzystał zużyte klisze, by wystosować zdecydowaną krytykę. Pamiętajmy jednak, że już kiedyś zrobił dokładnie to samo, opowiadając o hippisowskiej wspólnocie w Tylko razem (2000). Skonstruował model świata lat siedemdziesiątych, posługując się charakterystycznymi dla okresu kontestacji schematami. Rozbił tak zbudowaną przestrzeń od środka, wytykając kontrrewolucjonistom wszystkie złudzenia, jakimi się karmili. W Mamucie pokazał papierowe, nad wyraz modelowe portrety kobiet, by dokonać czegoś podobnego – zakwestionować funkcjonowanie stereotypowych ról. Okazuje się to naciągane, irytujące, nieco nierealne, bo zbyt wiele przesady w ich typowości. Jeśli jednak zgadzamy się z tym, że w takie role przypisuje kobietom społeczeństwo, rodzi się nowe pytanie. Kto popełnia błąd? Lukas Moodysson niezgrabnie krytykujący ponowoczesny świat i okrutny kapitalizm, czy ci, którzy pielęgnują zbiór wyobrażeń, z jakiego reżyser czerpie pełnymi garściami?


Mamut (Mammoth)
reżyseria: Lukas Moodysson,
scenariusz: Lukas Moodysson,
zdjęcia: Marcel Zyskind,
grają: Michelle Williams, Gael Garcia Bernal, Marife Necesito, Sophie Nyweide i inni
kraje: Dania, Szwecja, Niemcy,
rok: 2009,
czas trwania: 125 min
premiera:  14 stycznia 2011 (Polska),  19 stycznia 2009 (Świat),
Kino Świat

IWO SULKA TEŻ O MAMUCIE