Boston jest jednym z najstarszych i najważniejszych miast w Stanach Zjednoczonych. Założone na purytańskich zasadach i mające świecić przykładem pobożnej wspólnoty „miasto na wzgórzach” stało się kolebką pierwszego amerykańskiego uniwersytetu – słynnego Harvardu. Było też świadkiem wielu historycznych wydarzeń, takich jak sławna Boston Tea Party. Parodiowane ze względu na swój specyficzny akcent, stało się wiodącym ośrodkiem naukowym i gospodarczym na wschodnim wybrzeżu USA. Boston znany jest również jako „miasto dzielnic” ze względu na ich ogromną różnorodność. Jedną z nich jest Charlestown, charakteryzujące się dużym odsetkiem imigracji irlandzkiej i niechlubną kryminalną przeszłością, związaną z działalnością najstarszej organizacji przestępczej w Stanach – Irish Mob (doskonale obrazuje to Scorsese w Infiltracji z 2006 roku).

W 2009 roku aktor, reżyser, scenarzysta i pasjonat Bostonu Ben Affleck postanowił po raz kolejny uhonorować rodzinne strony, czyniąc je bohaterem swojego nowego filmu Miasto złodziei (The Town). Wszystko, w czym macza on swoje scenopisarskie pióro kręci się wokół stolicy stanu Massachussets i zawsze stanowi tło dla wydarzeń fabularnych. Już tytułowy Will Hunting buntował się z wyboru na sławnej politechnice MIT (Buntownik z wyboru [1997]), również poszukiwania zaginionej Amandy (Gdzie jesteś Amando? [2007]) toczyły się w bostońskiej dzielnicy Dorchester. Boston, podobnie jak Nowy Jork, Filadelfia czy Nowy Orlean, jest w amerykańskiej kulturze miejscem inspirującym. Szczególnie autorzy powieści kryminalnych upatrzyli je sobie jako miejsce akcji dla historii z okrutnymi zbrodniami, porwaniami, morderstwami i rozbojami w tle. To ze współczesnej, amerykańskiej literatury czerpali między innymi Clint Eastwood ekranizując powieść Denisa Lehane'a Mystic River (2003) oraz Ben Affleck ożywiając na ekranie Gone, Baby, Gone.


I tym razem, sięgając do innego, uznanego twórcy kryminałów – Chucka Hogana – Ben Affleck posłużył się literacką fikcją (Prince of Thieves), tworząc na jej kanwie scenariusz swojego drugiego filmu. Głównym bohaterem jest Doug MacRay, który, podobnie jak jego ojciec, para się złodziejskim fachem, okradając bankowe sejfy lub konwojentów. Przewodzi on czteroosobowej bandzie, do której należą także Gloansy (irlandzko-amerykański raper i aktor Slaine), Desmond (Owen Burke) i skłonny do niepotrzebnej przemocy Jem (Jeremy Renner). Poznajemy Douga w momencie, gdy zaczyna dojrzewać do wycofania się z branży i pragnie zmienić swoje życie. W trakcie jednego z napadów Jem porywa śliczną menadżerkę banku – Claire, którą wkrótce wypuszcza wolno gdzieś poza miastem. Okazuje się, że kobieta mieszka kilka przecznic od jej porywaczy, więc Doug decyduje się ją śledzić, aby wybadać, ile wie i czy współpracuje w FBI. Gdy dochodzi do ich poznania się, bandyta zapomina o głównym celu swojej zwiadowczej misji i zakochuje się. Piękna dziewczyna, wolonatariuszka kochająca ogrodnictwo, pokazuje Dougowi, że można żyć inaczej. Pragną razem wyjechać w metaforyczne „anywhere but here”. W międzyczasie całej grupie depcze po piętach Don Draper w przebraniu agenta FBI (tak, to Jon Hamm!). Przychodzi czas ostatniego, wielkiego skoku i wiadomo, że coś musi pójść nie tak....

We wstępie do filmu dowiadujemy się, że w samym Charlestown dochodzi rocznie do większej ilości przestępstw na tle rabunkowym niż w jakimkolwiek innym amerykańskim miaeście, a napady na banki stały się tam wręcz rodzinną tradycją, przekazywaną z ojca na syna.  Affleck deklaruje swe uczucia w stosunku do miasta i swojej dzielnicy, umieszczając cytat anonimowego Bostończyka:  „Jestem dumny, że pochodzę z Charlestown. To dosłownie zrujnowało mi życie, ale jestem z tego dumny.” Do swego projektu reżyser i odtwórca głównej roli zaprosił wielu rodowitych mieszkańców, większość scen kręcąc w naturalnych bostońskich plenerach i starając się oddać autentyczną atmosferę miasta. Również cześć odtwórców głównych ról to autentyczni Townies, czyli miejscowi – oprócz samego Afflecka jest to między innymi wspomniany już raper i aktor Slaine.

Miasto złodziei nie oferuje wiele więcej ponad typowy, gatunkowy kryminał z napadem na bank w tle. Z łatwymi do odgadnięcia inspiracjami (Gorączka z 1995 r.), nie do końca poprawnie rozwiniętym wątkiem miłosnym, cukierkowym zakończeniem, ten film ma jednak silne wsparcie w postaci drugo- i trzecioplanowych aktorów: świetnie wypadają Jeremy Renner znany już z Hurt Locker, raper Slaine – grający chyba samego siebie – wyluzowanego grubasa z osiedla, Chris Cooper jako odsiadujący wyrok ojciec głównego bohatera oraz nieodżałowany Pete Postlethwaite w roli podłego kwiaciarza. Jeremy Renner jako Jem to tykająca bomba, która może w każdym momencie wybuchnąć. Kradnie Affleckowi każdą scenę, w której  się pojawia.

Ben Affleck mógłby być lepszym aktorem, mógłby sobie darować scenę prezentującą jego doskonałą muskulaturę, mógłby wreszcie obsadzić nie siebie, a swojego młodszego brata Caseya. Daleko mu do Roberta de Niro, ale w Mieście Złodziei wspina się na wyżyny swoich aktorskich możliwości, nie rażąc już tak strasznie jak w czasach Pearl Harbor. Gdyby scenariusz co rusz nie odbierał nam przyjemności zapowiadaniem przyszłych wydarzeń (gdy Doug wie, że coś pójdzie nie tak przed napadem, gdy ma złe przeczucia co do ostatniego skoku), byłby to świetny film. Mimo wszystko, Miasto złodziei ogląda się w napięciu i nie bez przyjemności. Affleckowi udało się uniknąć dłużyzn i nudy, która mogła się pojawić przy ponad dwugodzinnym seansie. Siłą tego dzieła są szczegóły, sposób, w jaki maluje on Boston i jak pokazuje twarze jego Townies. Affleck wielokrotnie podkreśla rolę lokalnej społeczności jako „soli bostońskiej ziemi”, substytutu rodziny, zawsze trzymającej się razem i lojalnej aż do końca. The Town to kolejny hołd  oddany temu wyjątkowemu miastu i jego mieszkańcom.



Miasto złodziei (The Town)

reżyseria: Ben Affleck
scenariusz: Ben Affleck, Peter Craig, Aaron Stockard
zdjęcia: Robert Elswit
muzyka: Harry Gregson-Williams, David Buckley
grają: Ben Affleck, Blake Lively, Jeremy Renner, Jon Hamm i inni
kraj: USA
rok: 2010