Mała, elegancka, wydana przez wydawnictwo Karakter, książka, jest sama w sobie ładnym przedmiotem. Oprawiona w czerwone płótno, pozbawiona jest zbędnej i zazwyczaj irytującej obwoluty. Po otwarciu rzadkie wrażenie obcowania z przemyślaną użytkowo publikacją, nasila się. Każdy wers, zdanie zostało podkreślone dużymi interliniami, które, ułatwiają samo czytanie, ale także, przynajmniej w moim przypadku, czynienie ewentualnych notatek. Gruby, niczym w standardowym albumie architektonicznym, papier, nie jest śliski, nie odbija nadmiernie światła. Fotografie, które z reguły wypełniają szczelnie popularne publikacje architektoniczne, tu stają się tłem dla tekstu. Nie są opatrzone podpisem ani też nie przedstawiają żadnego z opisywanych budynków. Nie ilustrują treści w standardowy sposób. Pozwalają raczej pracować samej wyobraźni czytelnika bez podsuwania gotowych znaczeń.
Ilekroć próbuje wytłumaczyć osobom nie zajmującym się architekturą na czym polega praca architekta, pada pytanie: „potrafisz policzyć czy budynek się nie zawali, prawda?”. Gdy odpowiadam, że nie, słyszę: „to czym się tak właściwie zajmujesz?”. Tu lekko skonsternowany zaczynam opowiadać, używając wielkich słów, o kreowaniu przestrzeni, o procesie budowlanym, o wiodącej roli projektanta... Lecz tak naprawdę właściwa odpowiedź znajduje się w tej małej czerwonej książeczce.
Zumthor pisze, że rzeczywistość architektury to konkret, coś, co stało się formą, masą, przestrzenią, jej ciało. Nie ma żadnej idei oprócz tej ukrytej w rzeczach. Stąd widoczna w jego projektach szczególna troska o detal, o właściwe połączenie materiałów. Odpowiednie zastosowanie materiałów, zgodnie z ich istotą, powoduje, że mogą one nabrać walorów poetyckich, mimo tego, że same ich nie mają. Louis Kahn powiedział, że „nawet cegła ma aspiracje, by być czymś więcej”. A Zumthora fascynuje proces wytwarzania, faktycznego budowania. Często staje się to czymś więcej niż zwykłym odtwarzaniem na placu budowy rysunków i zaleceń projektowych. Bodaj najlepszym przykładem jest plenerowa kaplica pod wezwaniem Brata Klausa w Mechernich. Przez 24 dni farmerzy z okolicznych wsi wylewali warstwowo beton w specyficzne deskowanie. Od zewnątrz deskowanie tworzyły zwykłe płyty szalunkowe, ale w środku ustawione było coś na kształt szałasu z beli drewnianych. Dało to efekt wizualny, podobny do przekroju przez glebę z widoczną sedymentacją poszczególnych warstw. Później drewno ze środka zostało wypalone w procesie podobnym do wytwarzania węgla drzewnego, pozostawiając na ścianach wewnątrz czarną, skrystalizowaną warstwę węgla. Całość dopełnia wylewana posadzka z ołowiu. W tym kontekście Zumthor pozostaje najbliżej pierwotnego znaczenia słowa „architekt”, czyli główny cieśla, budowniczy. Nie marzy o projektowaniu, zależy mu na budowaniu.
Kolejnym ważnym czynnikami kształtującym prace Zumthora są historia, pamięć, doświadczenie. Na początku pracy nad projektem Zumthor wraca do obrazów w swojej pamięci związanych z jakimś szczególnym miejscem, budynkiem. Próbuje wówczas określić, co dokładnie stanowiło o tamtym doświadczeniu. Co spowodowało, że to, a nie inne wspomnienie powraca. Stara się ten element określić, wykorzystać, by odtworzyć tamtą „bogatą atmosferę”. Nie oznacza to czerpania bezpośrednio z minionej architektury. Na pewno nie można mu zarzucić, że jego prace są historyzujące. Stara się, by jego budynki były osadzone w tradycji, ale wyrażały współczesność.
Wydawać by się mogło, że w rozważaniach Zumthora brakuje jednego zasadniczego kontekstu architektury – jej użytkownika – człowieka. Zumthor skupia się na rzeczach, formach, przedmiotach. Pisze o emocjach związanych z miejscem, z materiałem, o ich percepcji. Nie pisze o użytkownikach swoich budynków ani o tym, jak „zainscenizował” dla nich przestrzeń. Jednak w jednym z esejów stwierdza, że miarą dobrego budynku jest możliwość wchłaniania ludzkiego życia. Nie chce poprzez architekturę kształtować życia ludzkiego, ale przyjmuje je takim, jakie jest. Architektura jest oprawą i tłem dla codziennego przemijania. Zumthor pisze: umieć budować domy tak, jak kręci swoje filmy Kaurismaki to by było coś - on nie prowadzi aktorów na smyczy, nie chce ich wykorzystywać do przedstawienia pewnej koncepcji raczej ich uświadamia. Dobra architektura powinna człowieka przyjmować, pozwalać mu przeżywać i mieszkać, niczego nie wmawiając. W swoich tekstach także stara się trzymać tej zasady. Gdy opisuje pierwsze doświadczenia z architekturą, kiedy nie myślał nawet o zostaniu architektem, myśli czytelnika bezwolnie błądzą w kierunku własnych pierwszych wspomnień związanych z jakimś elementem architektury, z zapachem konkretnego pomieszczenia, z zapamiętanymi odgłosami butów na posadzce.
Książka posiada także polski akcent. Pojawia się tam rynek krakowski, a do opisu zachowania przedmiotów w świetle Zumthor przywołuje cytaty ze Stasiuka, z książki pt. Dukla. I tak okazuje się, że w kraju gdzie nie ma słońca, a niebo nie ma koloru nieba w Toskanii, ktoś potrafi zauważyć i inspirująco opisać działanie światła. Więc może rację ma Zumthor, że najintensywniej promieniuje piękno, które wynika z niedostatku.
Peter Zumthor, Myślenie architekturą
Wydawnictwo Karakter, 2010