Queering Islam (Taliban, Dworzak)
16.11.2008
Gdy się człowiek spieszy, to się diabeł cieszy. Kiedy Talibowie w pośpiechu zbierali swoje manatki z płonącego Kandaharu, diabeł z pewnością maczał w tym palce. I był to nasz Boruta, bo jaki inny ma aż tyle poczucia humoru, by z nonszalancją i zawadiackim uśmiechem pozwolić na ujawnienie zakazanych zdjęć?
Gdy się człowiek spieszy, to się diabeł cieszy. Kiedy Talibowie w pośpiechu zbierali swoje manatki z płonącego Kandaharu, diabeł z pewnością maczał w tym palce. I był to nasz Boruta, bo jaki inny ma aż tyle poczucia humoru, by z nonszalancją i zawadiackim uśmiechem pozwolić na ujawnienie zakazanych zdjęć?
W 1992 roku, w szkole koranicznej na południu Afganistanu, wokół nauczającego tam mułły Mohammeda Omara skupiła się grupa 30 pobożnych studentów. Z prawdziwie religijną prostotą nazwali się ”Talibami”, co z pasztuńskiego można przełożyć po prostu jako „Studenci”. Grupa gwałtownie się rozrosła i zamarzyła o władzy w ogarniętym wojną Afganistanie. Talibowie chcieli przyłączyć się do konfliktu, pokonać zwaśnione obozy i wprowadzić nowy ustrój, oparty na prawie koranicznym. Dzięki ich fanatyzmowi i zdolnościom organizacyjnym mułły Omara – tak też się stało.
„Studenci” zaprowadzili w kraju porządki oparte na najbardziej rygorystycznych interpretacjach Koranu. Kobietom zakazano wstępu do szkół, pracy zarobkowej i zmuszono do noszenia poza domem ubioru zakrywającego całe ciało, łącznie z twarzą. Pobożność „Studentów” była tak wielka, że mężczyznom mierzono brody, by sprawdzić, czy nie odbiegają od długości brody Proroka. Prognozę pogody uznano za rodzaj szarlatanerii. Zakazano oglądania telewizji, słuchania muzyki, korzystania z Internetu. Przestępstwem stało się wykonywanie zdjęć i innych wizerunków istot żywych.
Po ataku terrorystycznym na USA w 2001 r., Osama bin Laden przyznał się do zorganizowania tej akcji i złożył gratulacje pozostałym zaangażowanym. Przebywał wówczas w opanowanym przez Talibów Afganistanie. Prezydent USA zwrócił się do rządu tego kraju o wydanie bin Ladena. Afganistan odmówił. Niedługo potem spin doktorzy Busha wymyślili hasło „oś zła” i za jej rdzeń uznali Afganistan. W październiku 2001 r. prezydent USA, za zgodą ONZ, wysłał amerykańskich żołnierzy na wojnę z Talibami.
Lans i szpan po pasztuńsku
Za armią na wojnę pojechały zastępy dziennikarzy. Wśród nich znajdował się Thomas Dworzak, fotoreporter agencji Magnum, który przygotowywał reportaż na zlecenia redakcji New Yorkera. Wojna toczyła się błyskawicznie. Amerykanie z impetem wkraczali na nowe tereny, a Talibowie wycofywali się bezładnie. Opuszczając w popłochu kolejne miasta, pozostawili wiele absurdalnych śladów zaprowadzonego reżimu. Jeden z nich został znaleziony przez Thomasa Dworzaka – w opuszczonych zakładach fotograficznych o wdzięcznych nazwach „Sahar Zadah” („Syn Króla/Szacha”), „Roshan” („Światło”) i „Nazir Photographer” („Nazir Fotograf”) niemiecki reporter natknął się na serie zdumiewających zdjęć. Przypuszczalnie zostały wykonane na początku listopada 2001 r. Talibowie najprawdopodobniej zapomnieli zabrać ich ze sobą, kiedy musieli uciekać przed ofensywą sił opozycji i bombardowaniami lotnictwa USA. Gdy ukrywali się w dalekich górach, ich wyretuszowane z pietyzmem podobizny nadal spokojnie wisiały na zapleczu zakładów, pośród portretów Bruce’a Lee, Leonardo di Caprio i Ahmeda Szah Masuda. Dworzak wyselekcjonował najciekawsze ze znalezionych fotografii i wydał je w albumie Taliban.
„Studenci” wprowadzając zakaz tworzenia podobizn wszelkich żywych istot dopuścili jednak wykonanie zdjęć do paszportów i innych dokumentów. A kiedy furtka się otworzyła – łamiąc narzucone przez siebie restrykcyjne prawo – sami dali się ponieść pasztuńskiej fantazji. Nie tylko zrobili sobie zdjęcia, ale poprosili fotografa o usługę ekstra.
Lans i szpan po pasztuńsku wygląda nieco inaczej niż nasz rodzimy. Modna młodzież z Kandaharu ma zwyczaj zakładania sandałów na konturowych obcasach, lakieruje paznokcie i maluje oczy sirmą – rodzajem cienia do powiek, nadającego zalotnego wyglądu gwiazdom kina niemego. Oczywiście tylko młodzież męska, kobiety są wzorem skromności. Tak wystrojeni Talibowie prezentują się na znalezionych przez Dworzaka fotografiach. Jako tło wybrali soczyście zielone krajobrazy szwajcarskich Alp, nie zaś brązowo – szare pustynie Afganistanu. Niektórzy pozują samotnie, inni z kompanami, co bardziej bezceremonialni spletli swe dłonie z dłońmi kolegów. Wszyscy jednak zgodnie dzierżą broń, przykładając ją kolegom do głowy lub tylko niewinnie trzymając pod pachą. Uroku scenkom dodają otaczające mężczyzn kwiaty i unosząca się mgiełka.
To nie jedyny absurdalny ślad, który zostawili po sobie Talibowie. W Toyocie Land Cruiserze porzuconej w Kandaharze prze mułłę Muhameda Omara, człowieka, który pod karą więzienia lub śmierci zabronił słuchania muzyki, znaleziono sporą kolekcję płyt z muzyką pop.
Autorytarna szopka
W kontekście przedstawionych powyżej historii rządy Talibów okazują się szopką. To jednak nie dziwi. Wiele podobnych anegdot błąka się w zbiorowej pamięci. Żona Edwarda Gierka podobno zwykła robić sobie fryzury w zepsutym, mieszczańskim Paryżu, aby lud robotniczy miał piękną Panią Pierwszą Sekretarzową. Ta sama słabość dotykała ponoć Elene Ceausescu, żonę rumuńskiego dyktatora, gdy w rządzonym przez męża kraju panowała nieprzeciętna bieda. Mówi się również o pogardzie, którą Che Guevara żywił do niewykształconych, kubańskich chłopów. Analogiczne rozbieżności między propagowanymi ideologiami a życiową praktyką można wymieniać w nieskończoność. Rządy dyktatur (a może polityka w ogóle, jak chce tego Baudrillard) są spektaklem dla mas i nic dziwnego, że rządzący perfidnie oddzielają od prywatnych upodobań swój publiczny wizerunek i poglądy wygłaszane na wiecach.
Ciekawszym i zabawniejszym wątkiem jest to, jak konserwatywna i niewątpliwie maczystowska tradycja, którą Talibowie chcieli przywrócić w Afganistanie, potrafiła wygenerować owe homoerotyczne portrety, przypadkiem znalezione przez Dworzaka. Mahomet surowo potępiał „sodomię”. Talibowie, mieniący się jego najwierniejszymi naśladowcami, powinni z pieczołowitością tępić wszelkie ślady homoseksualizmu. Nawet gdyby nie ważyła tu kwestia przekonań religijnych, czy mężczyzna może pozwolić sobie na choćby ślad zniewieścienia w kraju, gdzie kobietę sprowadzono do przedmiotu, z którego co jakiś czas „wydobywa się” (najlepiej męskiego) potomka? Skąd więc te splecione ręce na jednym z portretów?
Wątpiącym w homoerotyczny wydźwięk tych zdjęć sugeruję przypomnieć sobie zdjęcia markowane imionami Pierre i Gilles, za którymi kryją się Pierre Commoy i Gilles Blanchard – partnerzy nie tylko w sztuce, ale też w życiu i w łóżku. Zasłynęli portretami gwiazd takich jak Madonna, Kylie Minogue, Naomi Campbell. Jednak zanim przyszło im robić zdjęcia gwiazd, wypracowali styl, którego elementy wypisz wymaluj odpowiadają fotografiom znalezionym przez Dworzaka: centralna kompozycja kadru, delikatna mgiełka, kiczowaty sztafaż i oczywiście piękni chłopcy w roli głównej. Do typowej stylizacji postaci należy przerysowany makijaż i wszystko, co się błyszczy – niczym złoty lakier na paznokciach Talibów.
Zdaniem antropologów, w kulturach patriarchalnych poczucie wspólnoty między mężczyznami jest silniejsze. Osobny taniec kobiet i mężczyzn na weselu w Indiach jest czymś oczywistym. Zabawę w parach „mieszanych” uznaje się za rozpustę. Istotne są także różnice w formach kulturowego zapośredniczenia – pewne kultury za normę uznają noszenie kolczyków i pierścionków przez mężczyzn. Tylko w świecie zachodnim jest to ekstrawagancja. Podobnie z malowaniem oczu i paznokci – kultura Pasztunów w pewnych okolicznościach uznaje te zachowania za normę i dopatrywanie się tu homoseksualnych podtekstów jest nieporozumieniem. Niby wszystko się zgadza. Ale powtórzę pytanie: skąd te splecione dłonie mężczyzn? Przypomnę też, że Islam uznaje homoseksualizm za grzech. Nawet w wydaniu Talibów.
Homoerotyczna aura
Kiedy podczas „nocy długich noży” członkowie SS mordowali swoich pobratymców z SA, szefa tej organizacji, Ernsta Röhma, zaskoczyli w czasie orgii z młodymi mężczyznami. Wielu innych przywódców SA również praktykowało homoseksualizm. Hitler, Göring i Geobbels tolerowali jawnie demonstrowane tej skłonności, a czystka miała miejsce jedynie ze względów politycznych. Jak to możliwe, by w patriarchalnym i skądinąd maczystowskim nazizmie tolerowano te praktyki? Co skłoniło Talibów, by pozwolić sobie – wbrew etosowi mężczyzny w kulturze patriarchalnej – na okazywanie sobie niedwuznacznych gestów czułości? Nawet z portretów gdzie brak tak ewidentnych znaków przywiązania, emanuje homoerotyczna aura, wrażenie czegoś więcej niż tylko „męskiej solidarności”. Nie wzbudzałoby to być może zdziwienia, gdyby rzecz działa się na głębokiej pustyni, w czasie długiej izolacji od kobiet. Ale zdjęcia powstawały w centrum Kandaharu.
Wszyscy pamiętamy parę skinów udających kopulację w gabinecie posła LPR, których sfilmował usłużny kolega. W polskich warunkach kwestię tę można ująć nieco szerszej. W świetnym tekście, zatytułowanym Sztuka a seksualna przebudowa polskiej przestrzeni publicznej, Paweł Leszkowicz odnajduje ślady homoerotyzmu w oficjalnej kulturze wizualnej III RP. Męskie akty i przedstawienia androgynicznych lub męskich twarzy – jakby ich charakter pozostał zupełnie nieuchwytny – zyskały mecenat prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, stały się także trwałymi elementami pejzażu Poznania i Krakowa. Jak zauważa Leszkowicz, wydarzyło się to w kraju, gdzie antyhomofobiczna kampania Niech nas zobaczą nie wywołała praktycznie żadnego odzewu opinii publicznej, poza oburzeniem w kręgach ultrakonserwatystów. Autor pyta więc, dlaczego możliwe są ewokacje homoseksualizmu w paraklasycystycznej formie rzeźb Mitoraja, natomiast homoseksualizm podany wprost najczęściej wzbudza oburzenie? Innymi słowy, dlaczego – podobnie jak w przypadku Talibów i S-ki – toleruje się pewne zachowania, mimo że oficjalnie kultura mówi im: „nie!”?
Jest nieuniknioną ironią losu, że zachowania wszelkich propagandystów, ideologów i innych zwolenników „jedynie słusznych poglądów” wykoślawiają się jakoś tak, że stają się przeciwieństwem głoszonych przez nich przekonań. Ideologie, które dają odpowiedź na każdą kwestię i wydają restrykcyjne zakazy i nakazy, w świetle podobnych historii same się kompromitują.
Zachowania jakie miały miejsce wśród Talibów, z pewnością nie są jedynie „wypadkiem przy pracy”. Jest we wspólnotach mężczyzn coś, co wymyka się przyjętemu etosowi macho, i nawet najbardziej „heteryckie” wspólnoty potrafi uczynić przestrzenią homoerotyzmu. Jakiś trudno uchwytny naddatek, który ujawnia mniej znaną stronę ludzkiej natury. Ktoś będzie tu widział skłonności starannie skrywane przed światem, inny tłumione potrzeby. Ktoś jeszcze powie, że wszystkie te zachowania są po prostu wynikiem „atmosfery chwili”. Talibowie zrobili sobie grzeszne i paragejowskie zdjęcia. Równie pobożni skini znajdowali przyjemność w parodiowaniu homoseksualnego zbliżenia. Słabość mułły Omara do muzyki pop łamie jedynie zakaz religijny, jest grzechem, ale popełnianym na własną rękę, może nawet w ukryciu. Nie wpływa na ustanowione zwyczajem relacje z innymi ludźmi. Natomiast jest dość zabawne, że w grupie mężczyzn prężących muskuły przed całym światem nagle rodzi się ciche porozumienie i zupełnie niewyartykułowana zgoda (bo przecież „niemęską” rzeczą jest mówić zbyt dużo) na zachowania, które aż proszą się o etykietkę „gejowskich”.
Thomas Dworzak (1972) – urodził się w Kötzting w Niemczech. Po ukończeniu liceum rozpoczął fotograficzne wyprawy po Europie Wschodniej i Bliskim Wschodzie. Mieszkał w Avilli, Pradze i Moskwie, gdzie uczył się hiszpańskiego, czeskiego i rosyjskiego. Pracował jako fotoreporter w czasie wojny w byłej Jugosławii. W 1993 r. zaangażował się w długoterminowy projekt dotyczący Kaukazu i jego narodów. Dokumentował konflikty w Czeczeni, Górnym Karabachu i Abchazji. Projekt ten kontynuuje do dziś. Po 11 września 2001 r. spędził wiele miesięcy w Afganistanie pracując dla New Yorkera. Następnie powrócił do Czeczeni. Od jesieni 2002 r. zajmował się konfliktami w Iraku, Iranie i na Haiti, a także wyborami prezydenckimi w USA.
Fotografie z albumu Taliban można było oglądać podczas festiwalu Miesiąc Fotografii w Krakowie.
« powrót