Oglądając polskie produkcje z historią w tle, często odczuwałem pewien niedosyt. Były filmy ożywiające znane mity, tworząc z postaci herosów postępujących zgodnie z racją stanu i honorem; były i laurki stworzone dla martwych bohaterów, zmielonych przez tryby historii, zmieniające prawdziwych ludzi w naczynia, z których ktoś usunął wszelką ambiwalencję i zastąpił monolitem wielkiej idei. Brakowało mi natomiast filmów wykorzystujących historię do konstruowania wciągającej fabuły, gdzie tło służy budowaniu klimatu, a nie jest kulą u nogi, ciągnąc produkcję ku nieznośnej martyrologii.