Drugim poziomem, który za bardzo wchodzi w konkury z eksperymentem, jest narracyjność. Pozostaje ona, jak to u Garbaczewskiego, mocno zdekonstruowana, czego przykładem są choćby relacje pomiędzy bohaterami − zwłaszcza pod względem nierówności płci i wyeksponowanie transgresyjnej roli Jagny (Magdalena Koleśnik) z finałową, bardzo poruszającą sceną gwałtu. Następnie przemyślane role zwierzęce (Andrzej Kłak jako krowa w skórzano-pleksi narzucie ze świetną sceną dojenia mleka − patrzcie państwo można być i Józefem K. w Procesie, i krową u Garbaczewskiego, a to wszystko podczas jednego festiwalu − oraz Klara Bielawka w roli kury) czy badanie problemu kolektywności − żeby wymienić zaledwie kilka. Niemniej owa narracyjność, a zwłaszcza elementy kabaretowe, które chyba nie do końca są spójne z estetyką reżysera, nie pozwalają w pełni rozwinąć się eksperymentowi. Nie chodzi o to, że te narzędzia same w sobie są złe. Ale jeśli Garbaczewski pokazuje, że inna perspektywa nie tylko jest możliwa, ale i szalenie interesująca, to pozostawia nam spory niedosyt.
Tak czy siak Chłopi wg Władyslawa Stanisława Reymonta są doskonałym punktem wyjścia dla poszerzania eksperymentalnego pola, co zresztą chyba sukcesywnie dzieje się w teatrze Garbaczewskiego. W tym miejscu pozwolę sobie na cytat z Feliksa Mangghi Jasieńskiego, który jako admirator młodopolskiej rui i porubstwa (czy nie tak właśnie funkcjonuje obecnie duża część polskich scen?) mawiał, że być może nie przebije on otaczającego go myślowego muru, ale przynajmniej zrobi szparę na tyle dużą, że zaczną przepływać przez nią fale świeżego powietrza. Dopiero później znajdą się śmiałkowie, którzy tę jego pracę poprowadzą dalej. Może na razie musimy poprzestać na owej szparze? Bo jestem przekonana, że pociągnięcie eksperymentu w Chłopach do końca skończyłoby się manifestacyjnym opuszczaniem spektaklu przez dużą część publiczności. Ale czego nie robi się dla porządnej hucpy?
Foto: Magdalena Hueckel