Choroba, której doświadczyła Elodie Durand wydaje się kompletnie nieliteracka - za to dla muzyki lub sztuk wizualnych może mieć ogromny potencjał. Niemożliwy do zoperowania guz mózgu, wywołujący ataki epilepsji i coraz bardziej postępujące zaniki pamięci, wymazujące nie tylko teraźniejszość, ale i przeszłość, teoretycznie sugerowałby użycie poetyki rozpadu, sprowadzenie takiej opowieści do czystej, białej kartki. Zapewne zresztą właśnie ta pustka stała się motorem napędowym, pretekstem do opowiedzenia całej historii. Ale zamiast zmierzać do nicości, koncentruje się ona na próbie przywrócenia tego, co utracone.