Raz, dwa, trzy, cztery. Oto Scott Pilgrim i zespół Sex Bob-omb. Dzisiejszym koncertem powali Was na łopatki, zawróci w głowach, a dzieci odchowa na nałogowców gier wideo, komiksów i bumelanctwa. Będziecie piszczeć i kompulsywnie ściągać całą dyskografię na iPody dając upust zadowoleniu poprzez Twittera. Nigdy nie zapomnicie tego spotkania, mimo że Scott prawdopodobnie tak. Aż tak dobrym basistą może i nie jest, ale to naprawdę sympatyczny chłopak. Gdyby „Świat Wayne’a” był wciąż na antenie, Mike Myers z pewnością biłby przed nim pokłony. Oto najważniejszy superbohater niezależnej sceny rockowej Toronto, który nie ugiąłby się przed finałowym bossem w „Bombermanie”, a co dopiero przed Światem.